Mission impossible

10.8K 868 257
                                    

Charles opowiedział mi co tak naprawdę wydarzyło się przed moim przybyciem. W rezydencji nie było żadnej służby, a ochrona była nieliczna, ponieważ im mniej osób wiedziało gdzie jest mój brat, tym lepiej. Alphard przyjechał tu wczoraj, aby zebrać raport od Gerarda (ochroniarza Charles'a), a razem z nim przyjechała ciotka Prudence. Powiedziała, że chce dotrzymać towarzystwa ukochanemu księciuniowi

Charles powiedział, że Gerardowi od początku to się nie podobało, aż w pewnym momencie chciał zawiadomić Tom'a. Wtedy biedulek został postrzelony. Wszystko działo się szybko, toteż mój brat nie był w stanie powiedzieć gdzie został postrzelony i czy więcej niż raz. 

— Co zrobimy? Jak chcesz się stąd wydostać, Eve? — spytał Charles. Nie wiedziałam ile czasu siedzieliśmy zamknięci w winnicy, ale mogłam przysiąc, że minęły już dobre dwie godziny. W tym czasie kilkukrotnie próbowaliśmy wyważyć drzwi, albo szukaliśmy tajnego przejścia za winami. Wszystko bez skutku, a na dodatek straciliśmy mnóstwo energii. 

— Musimy czekać, aż ktoś tu przyjdzie. Może nam się poszczęści, bo z jedną osobą damy sobie radę — zsunęłam się po ścianie, siadając na ziemi. 

— Oni mają broń. 

— Naprawdę? — uniosłam brew zirytowana. — Jeśli ktoś otworzy drzwi, będziesz siedział na podłodze, a ja stanę przy ścianie obok drzwi. To daje nam jedną sekundą zanim ofiara się odwróci, a w tym czasie... Rozwalę mu głowę butelką wina. Przy okazji pozbawimy go broni. Ale nie możemy zrobić tego, jeśli będą dwie osoby. Mrugniesz dwukrotnie jeśli będzie tylko jedna osoba.

— To najdurniejszy plan jaki kiedykolwiek słyszałem — schował twarz w swoich dłoniach wzdychając. — A jednak butelka wina to nasza jedyna broń. Jesteś w stanie to zrobić? 

Sięgnęłam po wytrawne wino z rocznika siedemdziesiątego trzeciego. Było to najmłodsze ze wszystkich w środku, a więc straty nie będą duże, jeśli rozbije je o czyjąś głowę.

— Nie wiem, oby się udało. Widziałam to w filmach — wzruszyłam ramionami, stając w ustalonym miejscu. Nasza potencjalna ofiara mogła nadejść w każdej chwili.

— Mam nadzieję, że wiesz jak wydostaniemy się z labiryntu piwnic. Albo jak wyminiemy szaloną ciotkę z bronią w ręce. 

— Wybacz, że nie przemyślałam tego wcześniej. Powinnam była się domyśleć, że skończę w odmętach piwnic miesiące temu. 

Jak na zawołanie drzwi zaskrzypiały i z trudem się otworzyły. Nie przemyślałam swoich poczynań i tak naprawdę mogłam trafić, a nawet zabić niewinną osobę. Jednak na przemyślenia nie było żadnego czasu. Charles mrugnął dwukrotnie, a ja zamachnęłam się jak do gry w golfa i z ogromną siłą rozbiłam sporą butlę wina o czyjąś głowę.

Jeden odłamek szkła przeciął mi skórę na wysokości obojczyka, a część wina rozlała się na moje spodnie. To trwało sekundy, a po wszystkim w dłoni została mi tylko szyjka butelki z korkiem. Trafiłam Alphard'a, który upadł na kolana, trzymając się kurczowo za głowę. Przeklął soczyście, a następnie padł jak długi na ziemię, mrucząc coś pod nosem.

— Co teraz? Dobijamy go? — spytał Charles, sięgając po kolejną butelkę wina. 

— Nie! Nie jesteśmy tu, żeby kogoś mordować — zaprotestowałam, przewracając cielsko Alphard'a na plecy. Przeszukałam go od góry na dół, ale on nie miał przy sobie żadnej broni. 

— On zamordowałby nas bez wahania, gdyby ta raszpla mu kazała — warknął.

— To prawda. Podaj mi te sznury, którymi cię związali — pośpieszyłam go, po czym z niesmakiem zawiązałam byłemu sekretarzowi ręce tak jak raz pokazał mi Tom. — Wiesz co? Weź jedną butelkę na wszelki wypadek, gdyby trzeba było się bronić — Charles pochwycił pierwsze, lepsze wino, a ja obejrzałam latarkę Alpharda. 

BodyguardOù les histoires vivent. Découvrez maintenant