•Sezon 2~ część piata•

1.7K 72 84
                                    

~•~PIĄTA CZĘŚĆ~•~

BERRY'S POV.:


Nagle obudził mnie okropnie głośny dźwięk. Podskoczyłam i wydałam z siebie cichy pisk. Szybko rozejrzałam się dookoła, bo nie pamiętam dokładnie, gdzie jestem. Znajdowałam się w limuzynie, ale... Byłam w niej sama.

Gdzie RESZTA?! Pomyślałam gorączkowo. Czy... Zostawili mnie? Nie obudzili? Ale... Dlaczego?

Od razu wiedziałam, że to był pomysł Bena- nie chciał mnie narażać.
Muszę przyznać, że byłam na niego zdenerwowana. Nie po to pojechałam na Wyspę Potępionych, żeby teraz siedzieć w limuzynie.

Tylko... Gdzie jestem? Chciałam wysiąść z pojazdu, ale zawahałam się... A co jeśli się zgubię? Nie, nawet jeżeli, to znajdę jakiś sposób, żeby spowrotem tu trafić. A oni... Jeżeli zobaczą, że mnie nie ma też na pewno zaczną mnie szukać. Weź się w garść, dziewczyno. Postawiłaś się samej Diabolinie, to tutaj też dasz radę.

Powoli wyszłam z samochodu. Uderzył we mnie niezbyt przyjemny zapach- nie był on nie do wytrzymania, ale w Auredonie pachniało o wiele lepiej.

Rozejrzałam się dookoła. Było tu mokro i ciemno, latarnie oświetlały jedną- chyba prowadzącą do głównej ulicy- uliczkę.

W około znajdowało się pełno brzydkich domów. Ich okna były albo powybijane, albo pozabijane deskami. Ze ścian zdzierały się resztki farby, dachy zrobione były z falowanej blachy. To wszystko przyprawiało mnie o niezbyt przyjemne uczucia. Poczułam nagłe współczucie do wszystkich ludzi, którzy muszą tu mieszkać.

Westchnęłam.
Dobra, teraz powinnam wtopić się w tłum.

Przypomniałam sobie jak na początku przyjazdu moich przyjaciół z Wyspy zachowywali się: garbili się, trzymali ręce w kieszeni... kradli- w przypadku niektórych... Ale przede wszystkim wyglądali na wiecznie obojętnych i czasem nawet niezadowolonych- cóż, w sumie to raczej Mal się tak zachowywała.

Schowałam ręce do kieszeni i ruszyłam oświetloną uliczką przed siebie. Starałam się nie rozglądać zbytnio i nie zwracać na siebie uwagi. Pilnowałam swoich rzeczy jak nigdy, ale i tak na pewno coś prędzej, czy później mi zginie.

Dookoła wisiało pełno plakatów przedstawiających Mal i Bena. Były one pomazane, na niektórych widniały również napisy "zdrajca" i tym podobne.

Przyjemniaczki, pomyślałam i ruszyłam dalej, gdy nagle na kogoś wpadłam. Szybko spojrzałam w stronę tej osoby starając się nie okazywać strachu, który lekko mną zawładnął.

Przede mną stał umięśniony, wyższy ode mnie o głowę chłopak z jasną cerą. Ubrany był w długi, czerwony, przybrudzony, skórzany płaszcz podarty lekko na końcu, jak sądzę- dla efektu.

Czarne spodnie do połowy łydki oraz czarne glany. Przez ramię zawieszony miał pas, który schodził do jego pasa, a do niego przyczepiona była piracka szabla i pistolet- zapewne nieprawdziwy. Przynajmniej taką miałam nadzieję...

Na rękach złożone miał czarne rękawiczki bez palców, ale w lewej dłoni trzymał coś jeszcze. Znak tak bardzo rozpoznawczy, że od razu wiedziałam kim jest ten chłopak.

Charakterystyczny, srebrny hak. Przeniosłam wzrok na jego twarz. Brązowe włosy opadały na jego czoło, jasnoniebieskie oczy świdrowały mnie wzrokiem, a powieki były dla efektu podkreślone czarną kredką.
To sprawiało, że jego spojrzenie było bardziej przerażające i tajemnicze.

Szybko otrzasnęłam się.
- Przepraszam.- powiedziałam cicho i już miałam odejść, jednak chłopak przytrzymał mnie za ramię.

- Nie tak szybko!- usłyszałam nagle całkiem przyjemny dla ucha głos, z dość nietypowym akcentem.

It's Good to be Bad || Następcy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz