19: Nie musimy być wrogami

6.4K 257 77
                                    

Wybaczcie, że tak krótki rozdział, ale brak mi czasu, buziaki!

W sobotni ranek obudziłam się zdecydowanie za wcześnie. Byłam zmęczona i bolała mnie głowa. Na zegarku widniała szósta, a Trey leżał obok przytulony do poduszki. Miał lekko rozchylone usta i wyglądał na prawdę uroczo i niewinnie. Cóż, przynajmniej kiedy spał.

Przez chwilę siedziałam i obserwowałam w półmroku jak oddycha, zastanawiając się o czym śni. Później po cichu się przebrałam i wyszłam z jego pokoju, a następnie wróciłam do swojego, gdzie zastałam śpiącą Hannah.

Właściwie nie wiedziałam dlaczego tak szybko uciekłam. Może po prostu musiałam sobie przemyśleć parę spraw. Nie wiedziałabym co mu powiedzieć, kiedy się obudzi. Nie chciałam rozmawiać na temat tego, co wczoraj się stało. Na temat tego dlaczego płakałam oraz tego, że znów się całowaliśmy.

Położyłam się na łóżku, a Hannah tylko przewróciła się na drugi bok plecami do mnie i spała dalej. Ja sama sięgnęłam po telefon, którego nie miałam przy sobie od wczorajszego wieczoru i zobaczyłam, że mam kilka nowych wiadomości. Większość była od Hannah i Collina. Już miała odkładać komórkę, ale wtedy ujrzałam, że jedna z nich jest od Sama.

Znów zamarłam, zastanawiając się czy aby na pewno chcę to czytać, ale ostatecznie ciekawość wygrała i po prostu ją otworzyłam.

Sam: Spotkaj się ze mną, proszę. Wiem, że jesteś na mnie wściekła i pewnie mnie nienawidzisz, ale chcę tylko pogadać.

Nabrałam głośno powietrza i przez chwilę wpatrywałam się w pojedyncze wyrazy. Następnie pokręciłam głową i po prostu usunęłam wiadomość oraz odłożyłam telefon na szafkę.

*

Cały dzień czułam się jak trup. Wyjaśniłam Hannah dlaczego nie wróciłam do nich wczorajszego wieczoru, na co powiedziała mi, że na moim miejscu pewnie byłaby wściekła i wyrzuciła Samowi co o nim myśli. Ale ja nie chciałam z nim nawet rozmawiać. Przynajmniej nie teraz. Los Angeles jest wielkie, może nie spotkam go ponownie przez długi czas.

O ironio jak bardzo się myliłam, myśląc w ten sposób.

Bo kiedy w niedzielne popołudnie byłam razem z Brooklyn i Zoe na zakupach, oczywiście, że musiałam na niego wpaść.

Razem z dziewczynami szłyśmy wtedy do windy w centum handlowym i stałyśmy, czekając aż przyjedzie. Kiedy to się stało, drzwi się otwarły, a kiedy spojrzałam przed siebie zobaczyłam Sama. Wydawał się być równie zaskoczony co ja.

Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i po prostu uciec. Brook i Zoe nie miały pojęcia jak czuję się w tym momencie, więc pociągnęły mnie za sobą do wnętrza windy i było już za późno, aby się wycofać.

Ani ja, ani Sam się nie odezwaliśmy.

Wiedziałam, że na mnie patrzy, a ja po prostu stałam z zaciśniętymi pięściami, wbijając sobie w dłonie swoje długie paznokcie. Droga z parteru na trzecie piętro trwała zdecydowanie za długo, a kiedy w końcu winda się zatrzymała, dziewczyny ruszyły do przodu, a ja tuż za nimi.

Ale wtedy poczułam jak Sam łapie mnie za ramię i ciągnie do tyłu, a wszystko co następnie widziałam to zamykające się ponownie drzwi windy.

- Co Ty wyprawiasz?- prawie krzyknęłam, odwracając się do blondyna.

- Nie odpisywałaś - powiedział jak gdyby nigdy nic.

- Może dlatego, że nie chciałam? Błagam Cię, daj mi spokój - wyrwałam się mu.

- Nie chcę się kłócić, pogadajmy.. Nie musimy być wrogami.

Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi.

- Słucham? Olewałeś mnie przez tyle miesięcy, więc jaki masz teraz do mnie problem?

- To skomplikowane..

- Nie chcę tego słuchać. Tak samo jak nie chcę być z Tobą w tej pieprzonej windzie.

W tym momencie zorientowałam się, że winda nie jedzie. Byliśmy sami, a ja zaczynałam czuć panikę.

- Czemu stoimy?- zapytałam bardziej retorycznie i sama do siebie.

- Co?- zapytał jakby nie zdawał sobie z tego sprawy.

Wtedy odwrócił ode mnie wzrok i kiedy doszło do niego, że winda się zacięła, głośno wypuścił z siebie powietrze i nerwowo zaczął naciskać w niej jakieś guziki.

- Zrób coś - mówię, próbując odnaleźć wzrokiem jakieś informacje na temat zaklinowania windy.

- Próbuję - mówi gorączkowo, a później uderza w ścianę - utknęliśmy.

- No co Ty Sherlocku!- wykrzykuję.

Zaczynam chodzić po małej windzie w te i we wte, zastanawiając się co robić.

- Uspokój się, to pewnie tylko mała awaria - zaczyna, wyciągając w moją stronę rękę i kładąc ją na moim ramieniu.

- Mała awaria? Utknęliśmy w pieprzonej windzie, a ja mam cholerną klaustrofobię!- wybucham, odpychając jego rękę.

Już nawet nie myślę o tym, że jestem tu właśnie z nim. Zaczynam łapczywie wciągać powietrze przez usta, próbując się uspokoić. Przykładam rękę do czoła i opieram się o ścianę windy, zsuwając się po niej w dół i siadając z podkulonymi nogami.

- Hej, hej.. popatrz na mnie - słyszę głos Sama, który pochyla się nade mną - oddychaj, Mel. Zaraz stąd wyjdziemy, nic nam nie będzie.

- Nie.. umiem.. oddychać - szepczę cicho i zaczynam czuć łzy pod powiekami.

Sam siada obok i zaczyna głaskać mnie po ramionach, patrząc mi w oczy z lekkim przerażeniem i troską.

- Mel, wdech.. wydech - mówił, a ja próbowałam podążać za jego wskazówkami - jestem tu, wszystko będzie dobrze.

Zamykam oczy i skupiam się na jego dotyku. Czuję jak jego dłonie głaszczą moje plecy i powoli zaczynam się uspokajać. Głęboko oddycham, biorąc wdech nosem i wydychając powietrze ustami.

- Spójrz na mnie..- wyszeptał.

Powoli otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że zaciskam pięści na jego koszulce. Momentalnie poluzowałam uścisk, a blondyn wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy i wytarł łzę spływająca po moim policzku.

Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie poczułam jak winda rusza z głośnym hukiem. Potrząsnęłam głową, a Sam pomógł mi wstać. Spojrzałam w lustro i wytarłam lekko rozmazany tusz.

Drzwi do windy otworzyły się na parterze, gdzie po prostu wyszłam bez słowa, zostawiajac Sama za sobą.

*

W akademiku siedziałam chyba przez godzinę w samotności zastanawiając się czy powinnam spotkać się z Samem.

W końcu mieliśmy swoją przeszłość, a ja chyba jeszcze nie do końca się z niego wyleczyłam, skoro tak na niego reaguję. Poza tym na prawdę chciałabym wiedzieć co tu robi. Chciałabym znać całą prawdę. Obmyślałam wszystkie za i przeciw.

Za:
- bardzo chcę wiedzieć co u niego,
- chcę znać prawdę,
- tęsknie za nim.

Przeciw:
- zranił mnie,
- znów mogę zostać ze złamanym sercem,
- ma dziewczynę.

To wszystko było po prostu bez sensu. Sama sobie zaprzeczałam i nie potrafiłam dojść do jednoznacznego wniosku. Nie umiałam go tak po prostu skreślić, bo przecież był nie tylko moim chłopakiem, ale tez najlepszym przyjacielem. Tęskniłam za jego dokuczaniem mi, za jego głupimi tekstami, wspólnym oglądaniem komedii, wypadów na lody truskawkowe. Przeżyłam z nim więcej niż z kimkolwiek innym w moim całym popieprzonym życiu.

Zastanawiałam się nad tym bardzo długo, ale głupota wygrała i napisałam mu jednego, krótkiego sms'a:

Ja: Dobra, spotkajmy się.

Nothing breaks like a heart Where stories live. Discover now