34: Jesteś kurewsko szalony

6.7K 244 36
                                    


Spojrzałam na Trey'a z szeroko otwartymi oczami i pytającym spojrzeniem.

- Co Ty powiedziałeś?- zapytałam tępo.

Że co?

- Nie mogę zabrać Cię do Seattle ale załatwiłem prywatny helikopter mojego ojca i zabieram Cię do mojego brata na gospodarstwo w Tennessee.

Pomrugałam kilka razy oczami wciąż patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Nie mówisz poważnie - powiedziałam.

- Serio, jedziemy do Townsend.

Dalej stałam w bezruchu, więc Noah przewrócił oczami i popchnął mnie lekko w stronę szafy w pokoju.

- Zbieraj się, pilot nie będzie czekał wieki.

- Ale.. co? Jak.. Ja się nawet nie zgodziłam!- powiedziałam wymachując rękami.

- Nie musisz, zabieram Cię i kropka - wyszczerzył się, po czym przyciągnął jedną ręka za moje biodro - To będzie nasz tydzień.

Popatrzyłam mu głęboko w oczy i widziałam pewnego rodzaju błysk. Uśmiechał się do mnie cwanie i nie mogłam mu odmówić, bo przecież cholernie chciałam spędzić z nim te parę dni.

- Jesteś kurewsko szalony - powiedziałam.

- Tylko dla Ciebie, mała - wyszczerzył się, po czym odsunął i zaczął za mnie pakować sportową torbę moimi ciuchami.

Zaśmiałam się kręcąc głową i przełączyłam się do niego, karcąc go za pakowanie niepotrzebnych mi rzeczy. Całkiem zapomniałam o wcześniejszej wiadomości od Sama. Ten tydzień miał być tylko dla nas.

Jak to dziwnie brzmi. Dla nas - dla mnie i dla Trey'a. A pomyśleć, że parę miesięcy temu tak bardzo się nie znosiliśmy.

Tak na prawdę nie wiedziałam jak to się stało, że nagle stałam z Noah na jakimś wielkiej parkingu obok helikoptera, którego podmuch rozwiewał mi włosy we wszystkie strony. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na Trey'a, który trzymał nasze torby i się uśmiechał.

- Skąd Twój ojciec ma helikopter?- zapytałam głośno próbując przekrzyczeć buczenie.

- Zawsze o nim marzył, a kiedy został prezesem firmy i było go w końcu stać to po prostu go kupił - wzruszył ramionami - kiedyś nauczę się nim latać.

- Na pewno - zaśmiałam się przewracając oczami - jak narazie zostawmy to pilotowi.

Noah kiwnął głową i poprowadził mnie za rękę w stronę maszyny.

- Zapraszam na pokład Trey'ów - powiedział przepuszczając mnie pierwszą po wysuwanych schodkach.

- Ależ dziękuję - zaśmiałam się, kiwając głową w jego stronę.

Wsiadłam do środka, gdzie było przytulnie i pachniało gumą balonową oraz cytrynami. Trey przywitał się z pilotem, który był przyjacielem jego ojca i usiadł obok mnie, pomagając mi się zapiąć i nałożyć słuchawki oraz mikrofon, abyśmy mogli się porozumiewać.

- Gotowa?- zapytał, kiedy wszystko było już gotowe.

- Gotowa - kiwnęłam głową.

Kiedy helikopter wzbił się w powietrze poczułam lekki stres. Chociaż samolotem leciałam już wiele razy - helikopterem to był mój pierwszy raz. Polecieliśmy w górę i już po chwili na odpowiedniej wysokości i muszę przyznać, że Los Angeles wyglądało stąd niesamowicie. Wszystko wyglądało niesamowicie.

- I jak?- usłyszałam w słuchawkach głos Noah.

- Jest świetnie - uśmiechnęłam się.

Trey położył swoją dłoń na moim kolanie i przejechał kciukiem po mojej skórze.

Nothing breaks like a heart Where stories live. Discover now