dzień piąty

23 4 0
                                    

Kolejny dzień rozpoczął się dla Maurelle wydarzeniem, którego się spodziewała. Poczuła się tego ranka jeszcze gorzej, niż dnia wczorajszego, gdy zdesperowana i głodna, skorzystała z nieuwagi sprzedawcy i ukradła ze stoiska targowego trochę warzyw.

Gdy usłyszała klucz obracający się w zamku, wiedziała już, że wpadła w poważne kłopoty. Teoretycznie nie powinna się przejmować, bo kiedyś to mieszkanie będzie należało do niej, lecz w obecnych czasach jego prawowity mieszkaniec mógł zwyczajnie zaprowadzić Maurelle na policję.

Dziewczyna skuliła się na swoim miejscu na sofie, oczekując w napięciu na wybuch awantury.

Pierwszym, co przykuło jej uwagę była burza ciemnobrązowych loków, następnie jej wzrok ześlizgnął się na dobrze skrojony garnitur, teczkę w ręku, aż w końcu na dopiętą do kamizelki dewizkę. Cholerne zegarki, pomyślała Maurelle.

Zatrzymał się w pół kroku, napotkawszy badawczy wzrok nieoczekiwanej lokatorki.

­— Co... ­— wyjąkał, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. ­— Co panna robi w moim mieszkaniu?

­— Czy zabrzmię bardzo niewiarygodnie, jeśli panu powiem, że w przyszłości tu zamieszkam? ­— patrzył się na nią, jakby uciekła ze szpitala psychiatrycznego. Poniekąd tak też się czuła. ­— ... Uwierzy pan też w to, że znalazłam się w pańskich czasach na skutek podróży w czasie?

Podszedł bliżej z nieodgadnionym spojrzeniem, ale zatrzymał się kilka kroków przed kanapą, jakby obawiał się, że Maurelle może być jednak niebezpieczna.

­— Czy panna dobrze się czuje?

­— Wolałabym być trochę mniej głodna i mieć na sobie świeże ubranie, ale nie mogę narzekać.

­— Jak w ogóle się tu dostałaś?! ­— wreszcie darował sobie zwroty grzecznościowe, ciskając teczkę na fotel.

Maurelle w odpowiedzi pokazała mu swój pęk kluczy.

Przetrwać do Bożego NarodzeniaWhere stories live. Discover now