dzień dwudziesty drugi

14 4 0
                                    

Paryski poranek powitał Maurelle śniegiem sypiącym z nieba. Po nocy spędzonej w mieszkaniu przy Rue de Sabot, zjadła z Jeanem niewielkie śniadanie w jednej z pobliskich kawiarenek. Chłonęła te piękne przedświąteczne chwile, nasycając się pięknem zimowego krajobrazu za oknem.

Szli teraz pod rękę Mostem Królewskim, zmierzając w kierunku Luwru, który zapragnęła odwiedzić blondynka. Z narzuconym na ramiona futrem po matce Jeana, czuła łagodne ciepło rozlewające się po ciele. Cieszyła się, że już niedługo wróci do domu.

Maurelle nie było jednak dane długo delektować się spokojem. Poczuła na szyi szarpnięcie, a w następnej chwili ujrzała przed sobą uciekającą postać.

Momentalnie dotknęła szyi, gdzie przed chwilą czuła metaliczne zimno złotego łańcuszka. Zniknął.

Zegarek zniknął.

— Stój! — wrzasnęła rozpaczliwie, rzucając się w pogoń za coraz szybciej oddalającym się chłopakiem.

— Złodziej! — Jean wyprzedził ją, biegnąc za złodziejaszkiem z oszałamiająco dużą prędkością. — Łapać złodzieja!

Dystans między nimi znacząco się zmniejszył. Chuderlawy chłopak odwrócił się z rosnącą paniką w oczach. Gruba warstwa śniegu skutecznie spowolniała jego bieg.

Jean wykorzystał tę chwilę zwątpienia i przyparł rabusia do barierki.

— Oddaj to, albo zaraz się policzymy! — chwycił go za kołnierz, drugą dłonią próbując mu wyrwać zegarek.

Wszystko rozegrało się w ciągu kilku sekund.

Złodziej odchylił rękę za barierkę, aby Jean nie mógł dosięgnąć zdobyczy. Tamten szarpnął go w swoją stronę jeszcze gwałtowniej. W rezultacie chłopak poślizgnął się na śniegu, delikatny łańcuszek wysunął mu się z dłoni i zegarek znikł w lodowatych wodach Sekwany.

Maurelle osunęła się z wrażenia na kolana. W jej oczach momentalnie błysnęły łzy.

To koniec, pomyślała.

Przetrwać do Bożego NarodzeniaWhere stories live. Discover now