dzień szósty

24 4 0
                                    

Jean, bo tak miał na imię mężczyzna, był na tyle wyrozumiały, że zgodził się wysłuchać niewiarygodnej opowieści Maurelle. Niestety, nie był do końca przekonany co do jej realności, więc odebrał dziewczynie klucze, po czym grzecznie, aczkolwiek stanowczo wyprosił ją za drzwi. Miłym przejawem łaskawości z jego strony było wręczenie nowo poznanej blondynce niewielkiej ilości franków na dobry początek dalszej tułaczki.

I tak oto, Maurelle wylądowała na ławeczce nad Sekwaną, dygocząc z zimna. Z nieukrywaną zazdrością patrzyła na zimowe suknie przechadzających się bulwarem dam, które wyglądały na znacznie cieplejsze, niż jej skromna sukienka.

W zamyśleniu obracała w palcach zegarek, błyszczący złociście w promieniach słońca. Gdyby go sprzedała, z pewnością zdobyłaby pieniądze, by dobrze zaopatrzyć się w zimowe ubrania i jedzenie. Nie mogła jednak tego zrobić, bo wtedy straciłaby ostatnią rzecz, która łączyła ją z domem.

Wtem wyczuła pod opuszkami grawerunek na boku gładkiej powierzchni urządzenia. Przyjrzała się uważnie małym literkom, które okazały się być inicjałami M.L. W końcu jakaś nowa wskazówka, ucieszyła się Maurelle. To z pozoru błahe odkrycie rzucało nowe światło na jej beznadziejną sytuację. Całkiem możliwe, że literki to inicjały zegarmistrza, który wykonał zegarek. Gdyby uśmiechnął się do niej los, być może gdzieś w Paryżu znalazłaby jego warsztat. Czyż Evan nie mówił jej, że to właśnie jego pradziadek zaprojektował jej prezent?

Nadzieja rozpaliła w sercu Maurelle całkiem nową energię. Energicznym ruchem poderwała się ze swojego siedziska z nowym pomysłem w głowie. Postanowiła, że będzie podchodzić do mijanych przechodniów i uprzejmie zapyta, czy nie znają może zegarmistrza o enigmatycznych inicjałach M.L.

Przetrwać do Bożego NarodzeniaWhere stories live. Discover now