dzień jedenasty

14 4 0
                                    

Nastał już późny wieczór, gdy zmęczona i obolała Maurelle opuściła kabaret, człapiąc w stronę pensjonatu. Jej rola, chociaż mało istotna w spektaklu, pochłaniała zaskakująco dużo energii. Istniało duże prawdopodobieństwo, że podróż w czasie przyniesie jej korzyść w postaci utraty kilku kilogramów.

Bryczki konne wiozły do domów widzów przedstawienia, odzianych w drogie futra i smokingi. Maurelle zapatrzyła się w stronę odjeżdżającego pojazdu, przez co niechcący na kogoś wpadła. Telefon, którym zamierzała nagrać scenerię nocnego Paryża wylądował na oblodzonym bruku.

— Wygląda na to, że panna naprawdę pochodzi z przyszłości. — Maurelle przeszedł dreszcz na te słowa. Z obawą podniosła wzrok, by napotkać lekko rozbawione spojrzenie Jeana, mężczyzny, który wyprosił ją z mieszkania. Obracał w dłoniach smarfona, ciekawie się mu przyglądając.

— Przecież mówiłam. — dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami, wyciągając rękę po swoją własność.

— Widzę jednak, że całkiem nieźle się odnalazłaś w naszych czasach. — wyglądało na to, że nie zamierza tak prędko oddać jej komórki. — Pasujesz tu. Oglądanie kankana w twoim wykonaniu to była prawdziwa przyjemność.

Poczuła, że się rumieni. Może ze złości, a może ze wstydu.

— Proszę zachować te przemyślenia dla siebie. Skoro chwilowo nie mogę się stąd ruszyć, muszę jakoś zarobić na swoje utrzymanie.

Swoją drogą, zastanawiało ją to, czy Jean faktycznie uwierzył w jej historię, czy też bezczelnie się z niej nabija.

— Mam propozycję — rzucił mężczyzna. — Oddam ci twoją własność, czymkolwiek ona jest, jeśli zgodzisz się zjeść ze mną kolację. Ja stawiam.

Posłała mu wyzywające spojrzenie.

— Świetnie. Pójdziemy zatem do Maxima — uśmiechnęła się przebiegle na myśl, że wybrała najdroższą restaurację w całym Paryżu.

Przetrwać do Bożego NarodzeniaWhere stories live. Discover now