dzień dwunasty

21 5 0
                                    

Wybiła już północ, zwiastująca nowy dzień, a Maurelle nadal siedziała w ekskluzywnej restauracji, nie mogąc uwierzyć, że tak śmiało przyjęła propozycję Jeana, ani w to, że mężczyzna był gotowy wydać na nią astronomiczną ilość gotówki.

Jednak Maurelle ani trochę nie żałowała swojej spontanicznej decyzji. Uraczona zupą cebulową, rozpływającą się w ustach wołowiną po burgundzku oraz dużą ilością czerwonego wina bordeaux, pomyślała, że to chyba jej najprzyjemniejsza noc odkąd cofnęła się w czasie. W dużej mierze była to oczywiście zasługa jedzenia – już dawno nie najadła się do syta.

Teraz, skubiąc łyżeczką crème brûlée, rozprawiała w najlepsze na temat przyszłości. Rozpoczęła swą opowieść od wielkiej powodzi, która zaleje Paryż w 1910 roku, podkreśliła tragizm zbliżających się wojen, a na końcu wspomniała o dramatycznych atakach terrorystycznych.

Jean przyglądał się jej z mieszanką podziwu i niedowierzania w oczach, bawiąc się nóżką pękatego kieliszka.

— Cóż... Jeśli tej zimy Sekwana naprawdę wyleje, jestem skłonny ci uwierzyć.

— Radzę ci szykować porządne kalosze.

Roześmiał się, wyjmując z teczki jej telefon komórkowy i zgodnie z wcześniejszą umową, położył go obok jej nakrycia.

— Do czego to właściwie służy?

— W moich czasach ludzie mogą z nich telefonować i wysyłać wiadomości, gdziekolwiek są. Dodatkowo, dzięki specjalnej sieci, sprawdzamy pogodę, stan konta w banku... i oczywiście robimy zdjęcia! Uśmiech! — lampa błyskowa oświetliła twarz Jeana, na co mimowolnie się skrzywił.

Rozmowy wokół nieco przycichły, a niektórzy goście Maxima łypnęli na ich dwójkę spode łba. Wymieniła ze swoim towarzyszem rozbawione spojrzenia.

Albo wypiłam za dużo wina, albo on nie jest jednak taki zły, pomyślała Maurelle.

Przetrwać do Bożego NarodzeniaWhere stories live. Discover now