1

2.4K 97 101
                                    

Ania szła przez las z swoją pokrewną duszą jaką jest dla niej Diana Barry. Dwie dziewczynki o znacznie różniącej się urodzie kierowały się do szkoły. To pierwszy dzień w którym były tylko we dwie i nie słyszały płaczu. Wolały nic nie mówić stwierdziły że słowa nie są potrzebę wystarczy im śpiew ptaków.

-Proszę o przeliterowanie rozgniewany.- Pan Phillips spojrzał szybko na Anie i odwrócił wzrok w stronę Prissy Andrews.
- R O Z G N I E WA N Y- Ania z uśmiechem literowała, wiedziała ze odkąd nie ma Gilberta to nikt z nią nie wygra ale to nie oznaczało że ma się przestać uczyć.
Pan Phillips zakończył konkurs i skupił się na pomocy Prissy. Nakazem nauczyciela było aby inne dzieci  czytały książki.
Ania z radością przewracała kartki i czytała dokładnie każdy wyraz jaki zawierała książka.
-Rudzielec, mądrala, przybłęda, sierota, pies!!-Billy Andrews wykrzykiwał na cała klasę.

          Gdzie jesteś mój rycerzu, sama  mogę  się obronić ale w takich chwilach    dodaje mi siłę  twoje ciepłe spojrzenie

Inni chłopcy śmiali się w niebo głosy. Ania lekko podniosła wzrok z książki, gdy już miała coś powiedzieć. Nauczyciel krzyknął przerywając Billemu .
-Skoro Pan Andrews przeszkadza w nauczaniu swojej siostry i kolegą w czytaniu, to może mu tez jest potrzebna pomoc? Niech pomyśle. Anno Shirley Cuthbert od dziś po zajęciach będziesz zmuszona pomagać koledze w nauce. I bez dyskusji.- Pan Phillips wrócił do pomocy Prissy.
Cała klasa raz patrzyła na Anie a raz na Billego. Wszystkie dziewczynki wysyłały smutne spojrzenia dziewczynie. Nie było to sekretem że to właśnie młody Andrews nie lubił sieroty najbardziej.

Cały dzień minął spokojnie. Gdy Ania jako ostania wyszła ze szkoły czekał a nią Billy. Cała drogę do jego domu szli w milczeniu, wchodząc do chłopaka pokoju nawet na siebie nie spojrzeli.
- Więc może napijesz się herbaty? Zjesz coś?- Billy z uśmiechem zapytał się dziewczyny.
Zdziwiło ją to. Billy nigdy się do niej nie uśmiechnął nawet nie był miły.
-Nie, dziękuje. Możemy zabrać się za naukę?- zapytała grzecznie Ania.
-Tak, jasne.- Chłopak znów się uśmiechnął.
Dlaczego ten uśmiech był taki miły i wywoływał przyjemne uczucie. Zastanawiała się dziewczyna, może dlatego że był szczery?
-A więc...-Ania tłumaczyła wszytko jak najlepiej umiała . Przecież chciała zostać nauczycielką musiała więc uczyć się przekazywać wiedzę.


- Dziękuje Aniu za pomoc.- odrzekł Billy.
-To do jutra.- uśmiechnęła się Ania.
Gdy dziewczyna  miała już wychodzić młody Andrews złapał ją za nadgarstek i zatrzymał.
-Przepraszam Anno za dziś, już więcej się tak nie będę odzywał, nawet tak nie myśle...nie wiem dlaczego ci dokuczałem... ummm nie musisz mi wybaczyć dam ci czas.- chłopak mówił dokładnie szczerze było mu głupio za swoje wcześniejsze zachowanie.
-Jestem Ania nie Anna.- odeszła nie zwracając uwagi że Billy odprowadził ją wzrokiem aż do lasu.

Ania wracała do domu. Dziewczyna stwierdziła że ten dzień nie był najgorszy. Dziwiło ją że Billy Andrews jest taki miły gdy był z nią sam. Przy wspólnej nauce chłopak nie jedno krotnie ją rozbawił.
Może udawał?

- Witaj Marylo!! Przepraszam że tak późno ale od dziś nauczyciel nakazał mi uczyć codziennie Billego Andrewsa. Więc dlatego się spóźniłam.-tłumaczyła się dziewczyna.
-Dobrze Aniu. Idź do kuchni coś zjeść bo już dawno po obiedzie.- Maryla odrzekła z uśmiechem

      Może Billy nie jest taki zły? Czasem jest tak że środowisko nas zmienia, może tak jest w przypadku Andrewsa. Mogłabym napisać list do Gilberta jak mija mu podróż ale dlaczego o tym myśle przecież takimi rzeczami powinna zająć się Ruby.

Słońce wczesnym rankiem obudziło rudą dziewczynę. Ania szybko podniosła się z łóżka miała jeszcze dużo czasu zanim Maryla przyjdzie ją obudzić. Ubrała swoją zwyczajną sukienkę i usiadła przy oknie. -Witaj Królowo śniegu jesteś piękna jak zwykle. Wiesz dziś wydaje mi się że moje włosy są bardziej kasztanowe nie sądzisz?
Ach ty jak zawsze jesteś piękna nie zważając na porę roku. Swoją urodą przyćmiewasz jezioro lśniących wód.- -Młoda Shirley tak długo rozmawiała z drzewem aż nie przerwała jej Maryla, która prosiła dziewczynkę o zejście na śniadanie.

Ania kierowała się do szkoły była o wiele wcześniej niż zwykle wiec musiała poczekać na swoją przyjaciółkę. Dziewczyna skierowała w górę swoje spojrzenie. Dobry obserwator z łatwością mógł zobaczyć, ile energii dziewczyna wkładała w obserwowanie nieba i jak jej oczy świecą się podczas tej czynności, rude włosy zwisały na jej plecach, a kosmyki, które zdołały uciec swobodnie poruszały się na wietrze. Dla dwóch chłopców ten widok był piękny, ale tylko jeden z nich znajdował się na wyspie Księcia Edwarda i to właśnie on potajemnie obserwował Anie.
-Witaj Aniu. Długo za mną czekałaś? Przepraszam, jeśli tak. - uśmiechnęła się czarnowłosa.
- Nie,wstałam dziś dość szybko dlatego byłam tu szybciej niż zwykle ale niebo jest dziś tak cudowne że zatraciłam się w nim i sama nie wiem ile czasu minęło.-rozmarzyła się dziewczyna
- Dobrze, więc chodźmy żeby się nie spóźnić.- Diana chwyciła swą przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w stronę szkoły

Gilbert  kolejny miesiąc spędził na statku. Młody chłopak ciężko pracował aby jego myśli nie wracały do przykrych wydarzeń. Próbował zastąpić je obowiązkami lecz od pewnego czasu to nie śmierć ojca zaprzątała mu głowę tylko rudowłosa dziewczyna i jej uśmiech. Chłopak wpierał sobie że nic nie czuje do Ani Shirley-Cuthbert. Sądził że tęskni za znajomymi i za uczęszczaniem do szkoły.
Aniu Shirley-Cuthbert jesteś tylko przyjaciółką. Może czas wracać do domu?

Jesteś...|Anne with an EWhere stories live. Discover now