10

1.3K 72 57
                                    

-Aniu dziś mam dla ciebie mała niespodziankę. Jak wiesz nosisz nazwisko Cuthbert wiec czas przekazać ci rodziną recepturę na najlepsze wino z czerwonych porzeczek. To bardzo ważny przepis dla mnie poznałam go będąc troszke młodsza od ciebie.
Maryla już przygotowała gorący syrop cukrowy który był gotowy na dodanie porzeczek. Poprosiła anie o wzięcie kubka i dokładanie owoców odliczając ile już wsypała.
-Teraz zostawimy owoce na godzine i przelejmy sok do butelek.-uśmiechnęła się panna Cuthbert
-Ależ Marylo to niesamowite jestem taka rada że moge poznać ten przepis.
Nagle do kuchni wszedł Mateusz spojrzawrzszy na Anie i siostre uśmiechnął się, przypomniał sobie że gdy był młody i pomagał ojcu na polu to młoda Maryla siedziała w kuchni z ich mataką i kochaną ciotką ucząc się właśnie tego przepisu.
-Aniu tak naprawdę to ja przeleje sok do butelek bo nie chciałabym abyś porozlewała.- powidziała łagodnym tonem Maryla.-Upiekłam dziś za dużo ciastek więc możesz iść do Państwa Barry i zjeść je z Dianą.
-Oj Diana i ja uwielbiamy twoje ciastka.-dziewczyna się uśmiechnąła i już miała wychodzić lecz przerwał jej głos Maryli.
- Moja droga nie zapomniałaś o czymś. Idz do swojego pokoju uczesz się przebierz a ja przez ten czas uszykuje koszyk z smakołykami.
Ania bez żadnego słowa wbiegła do pokoju. Dzis czuła się bardzo szczęśliwa nawet rudy kolor włosów wydawał się znośny. Dziewczyna założyła kremową sukienkę od Maryli i nowy fartuszek od Mateusza w kolorze jasnego błękitu. Skoro jej włosy były dziś znośne zostawiała je rozpuszczone i tylko niektóre pasemka związała jasną kokardką od Diany. Schodząc na dół Maryli zakręciła się łza w oku jej mała Ania tak szybko dorastała. Podała dziewczynie koszyk a ta szybkim krokiem ruszyła w stronę sosnowego wzgórza.
-Witam ja przyszłam do Diany.-uśmiechnęła się Ania.
-Prosze poczekać już ide po panienkę.
-Och Aniu co ty tu robisz właśnie miałam ruszyć na zielonego wzgórze.-uśmiechnąła się Diana dając znak ręka aby weszła.
Dziewczynki udały się do pokoju młodej Barry.
-Mam tu ciasteczka od Maryli możemy je zjeść.
-Oj moje ulubione dziekuję Aniu i oczywiście podziękuj Maryli.-uśmiechnąła się Diana.
- Moja bratnia duszo.-rzuciła się Ania na łóżko przyjaciółki.- Jeteś dla mnie bardzo ważna i nigdy przenigdy się nie okłamałam więc musze ci to wyznać... pocałowałam się z Gilbertem Blythe.-schowała twarz w rękach.
-Ależ Aniu to wspaniale od dawna widziałam, że coś was łączy.- klasneła zadowolenia.
- Nie Diano to istna katastrofa tak nie powinno być przecież Ruby złamie jej to serce to już nigdy nie powinno się powtórzyć ale moja serece wtedy tak biło...- popatrzyła na Diane.
-Aniu musze ci  zadać pytanie.-usiadła obok niej czarnowłosa.-Czy czujesz coś do Gilberta?
 




Shirley po wyjściu od Diany stwierdziła ze uda się na krótki spacer iż pogada tego dnia naprawdę dopisywała. Zbliżały się jej szesnaste urodziny Ani szczego była nie lada szczęśliwa miała nadzieje że Mateuszu i Maryla nie zapomną o tym ważnym dni dla niej. Dziewczyna zatrzymała się na mostku zbudowanym nad jeziorem lśniących wód. Wpatrywała się w tafle wody która pod blaskiem słońca migotała jak małe diamenty.
-Witaj Aniu!!
Dziewczyna odwróciła się w stronę dźwięku.  Stał tam Billy Andrews machając do niej radośnie.
-Witaj Billy co ty tu robisz?- zapytała.
-Czyż to nie piękna pogoda na spacer byłem również  w sklepie państwa Blair.-odpowiedział poprawiając swoje blond włosy.
- To prawda pogoda jest dziś piękna.- Shirely oparła się ręcami o ramę mostu.
Chłopak zrobił dokładnie to samo, oboje patrzyli w magiczna tafle wody przez dłuższy czas. Gdy chłopak chciał złapać rękę Ani niespodziewanie przerwał mu czyjść głos.
-Wiataj Aniu.-uśmiechnął się do dziewczyny ciemnowłosy wpyraując się w nią jak w obrazek.- Wiataj Andrews.- powiedział szybko nawet nie zerkając na chłopaka.
-Och witaj Gilbercie, miło mi cie widzieć.- na widok chłopaka na twarzy rudowłosej pojawiły się lekkie rumieńce iż przypomniała sobie o pocałunku który miał miejsce pare dni temu.
-Cześć Blythe.-warknął Billy.
Andrews był wściekły bo wtedy kiedy między nim a Ania mogło coś się wydarzyć wtrącił się czernowłosy.
-Aniu widzę że jestes już zdrowa więc pewnie niedługo pojawisz się w szkole?- uśmiechnął się Blythe stając bliżej dziewczyny.
-Tak jutro już będę, w końcu ktoś ci musi pokazać że nie jesteś najlepszy.- zaśmiała się Ania.- Niestety musze już iść Maryla będzie się martwić że tak długo mnie nie ma.
- Czy mógłbym się odprowadzić?- blondyn i czarnowłosy zapytali jednocześnie. Co wywołało zadziwienie u całej trójki. Zakłopotana Ania patrzyła to raz na Gilberta a na Billy'ego.
-Wiecie sama sobie poradzę.-kiwnęła głową i uśmiechnąła się odchodząc.

-Widzisz co narobiłeś Blythe. Ja i Ania byliśmy zajęci a ty nam przerwałeś!- watknął Billy zbiżajac się do chłopaka.
-Według mnie nie byliście zajęci. Zresztą każdy ma prawo tu przechodzić.- zakpił Gilbert. Zaczął odchodzić nie mając ochoty kontynuować rozmowy.
- Nie zbliżaj się do niej już ci to powtarzałem Ania jest moja.-
Billy uderzył w deskę przez co jego ręka zaczęła lekko krwawić.
-O co ci chodzi?-Gilbert odwrócił się i zbliżył do Andrewsa.- Ona jest nikogo a napewno nie jest twoja.
-Między mną a Anią  jest coś i nic ci do tego. - Billy pchnął Gilberta i zaczęła się szarpanina. Czasami blondyn uderzył mocniej za czasem czarnowłosy. W końcu oderwali się od siebie i każdy odszedł w swoją stronę.

Ani szeroko otworzyła okno wiosnę było czuć w powietrzu promyki słońca witały każde domostwo Avonlea. Dziś Ani czuła że żyła, wracała do szkoły do przjaciół do bratnich dusz do nauki. Wesoła ubrała nowa sukienkę od Maryli i nowy fartuszek od Mateusza dzień jednakże nie okazał się tak dobry aby rudewłosy wydawały się znośne wiec zaplątała je i ruszyła na śniadanie. Maryla zaszokowaniem patrzyła jak Ania zjada wszytko to co ma na talerzku. Dziewczynka miała tak dobry chumor, że nawet nie spostrzegła ile zjadła.

Rudowłosa szła pod rękę z Dianą obie dziewczynki miały uśmiechy na twarzy iż po długiej rozłące wreszcie usiądą razem w szkolnej ławce. Wchodząc do szkółki otoczyły je ich koleżanki upierając się, że mają szalenie ważną sprawę.
- Gilbert ma rozcięta wargę dolna a Billy lewą brew.- wkońcu odezwała się Józia.
-I co w tym niezwykłego?-zapytała Diana.
-Oj Diano mój brat wczoraj wrócił z krwawiącą ręką. Powidział jedynie to że wdał się w bójkę.- wytłumaczyła Janka.
- Rozumiecie Billy i Gilbert musieli się pobić jestem pewna że chodzi tu o jakaś dziewczynę.- uśmiechnąła się podekscytowana Tillie.
-Prosze siadać do ławek!! - Panna Stacy poprosiła klase o spokój.
Ania nie mogła się skupić przecież wczoraj widziała się z dwoma chłopcami i wszystko było porządku, doszła do wniosku że wydarzyło się coś po jej odejściu. W czasie lekcji czasmi spoglądała na czarnowłosego a potem na blondyna tylko ich dwójka była obita inni chłopcy nie mieli nawet rysy. Lekcje minęły bardzo szybko Panna Stacy rozumiła że Ania była mniej aktywna iż po chorobie miała małe zaległości więc nie robiła jej wyrzutów. Gdy dziewczynka roztwała się na rozstaju dróg z Dianą zatrzymał ją Gilbert Blythe. Młoda Barry widząc chłopaka  szybko pożegnała się z Anią aby Blythe mógł zostać sam na sam z dziewczyną.
-Witaj Gilbercie coś się stało?- zapytała Ania.
- Teraz poproszę Profesorze Blythe . Dziś zaczynamy twoja naukę.- uśmiechnął się chłopak.
-Ależ teraz?? No dobrze ale zaskakujesz mnie.-uśmiechnął się Ania.-Ale nie myśl sobie że nazwe się profesorem bo do niego ci daleko. Zresztą sądziłam że wolisz być doktorem Blythe.
-Wiesz jak to mówią chwytaj chwile. I tak to prawda wole doktor Blythe.- uśmiechnął się i splótł palce Ani i  swoje i ruszli w kierunku zielonego wzgórza.

Szkoda że ich szczęście nie mogło trwać wiecznie

Jesteś...|Anne with an ETahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon