16

1K 61 19
                                    

Maryla piekła w czekoladowe ciastka. Przyjemny zapach roznosił się po całym domu na zielonym wzgórzu. Mateusz pracował z Jerrym spokojnie na polu. Ten dzień dla Maryli wydawał się zbyt spokojny.Nagle do kuchni weszła roztrzęsiona Ania. Marylę szybko zmartwił jej stan iż jej skóra była bledsza niż zawsze włosy potargane a sukienka cała pokryta błotem jednak pełne radości oczy Ani teraz wyrażały jedynie że jest zagubiona i przestraszona. Brak iskry w oczach Ani zmartwił kobietę jeszcze bardziej iż rudowłosa która czasem była smutna i popadała odchłań rozpaczy nigdy nie traciła przy tym tej magicznej iskry. 
-Aniu czy znowu jesteś chora?- Maryla podeszła do dziewczyny.-Aniu zadałam pytanie.- kobieta zezłościła się brakiem odpowiedzi.- Na litość boską dziecko powiedz co ci jest?!
- Marylo Billy Andrews mi się oświadczył...-wyjąkała.
- Ochh Aniu to poważna sprawa...powiedz mi czy zgodziłaś się?-zapytała kobieta.
-Marylo!-Ania upadła na kolana.- Oczywiście że nie...chodź przez krótki moment chciałam powiedzieć tak to nie mogłam...Marylo ja kocham Gilberta Blythe...-Z oczów Ani zaczęły lecieć pierwsze łzy.- Lecz to nie ma znaczenia on kocha inną piękniejszą...
-Aniu spójrz na mnie.- powiedziała Maryla z srogim tonem głosu, przez co rudowłosa natychmiast podniosła na nią wzrok.- To twoje życie i ty musisz o nie walczyć. Nie możesz popełnić mojego błędu nie zależnie czy Gilbert Blythe cie kocha czy nie!b Pobiegniesz teraz do niego i wyznasz mu co czujesz.-Maryla podała rękę Ani żeby pomóc jej się podnieść.
Rudowłosa dziewczyna odzyskała iskrę w oku co ucieszyło Marylę. Ania podniosła się i biegnąc opuściła zielone wzgórze.



-Gilbercie?! Co ty tu robisz?! Wystraszyłam się ciebie!!- Diana Barry skorciła czarnowłosego który siedział na ziemi między krzakami.
-Och Diano to ty... Pewnie już wiesz że Ania bierze ślub z Billym...- wyjąkał Gilbert.
-O czym ty mówisz Gilbercie!! Ania nie weźmie żadnego ślubu jestem przekonana że odmówiła!!- Diana nie rozumiała nic z tego co mówi kolega.
-Widziałem jak Billy oświadcza się jej nas jeziorem lśniących wód... Diano ja kocham Anie!!!- Gilbert wykrzyczał swoje emocje.
-To może powinieneś powiedzieć o tym Ani.-czarnowłosa była strasznie rozgniewana. Blythe przez którego jej bratnia dusza nie mogła spać przez ten cały czas był zakochany w rudowłosej.
-Zasadzie próbowałem ale..
-Miałeś wiele okazji przez te wszystkie lata!!  Przyznaj Ani zaczarowała cie kiedy zdzieliła cię tabliczką w głowę!!! Było to widać jak czujesz do niej miętę!! A na lekcjach tańca nie mogłeś oderwać od niej wzroku!! A co najgorsze przyszłeś na jarmark z jakaś blondynką!!! A przez ten cały czas Ania wylewała sobie przez ciebie łzy bo cie kocha!!!- Diana wykrzyczała wszytko co miała do powiedzenia.
-Diano Ania mnie kocha!!- oczy Gilberta rozszerzyły się.
-Biegnij do niej i jej powiedz co czujesz a nie stoisz tutaj!!
Gilbert Blythe wstał jak najbardziej i teraz biegł jak najszybciej w stronę zielonego wzgórza.


Ania właśnie zbiegła z mostku nad jeziorem lśniących wód nie zatrzymywała się ani na moment, gdy nagle usłyszał znajomy głos który koił jej dusze.
-Ania?!-usłyszała.  Powoli się odwróciła po czym jej oczy spotkały się z pięknymi oczami. Po drugiej stronie mostku stał Gilbert Blythe który wpatrywał się w dziewczynę.
Shirley i Blythe ruszyli w stronę drugiego przez co spotkali się na samym środku mostka który przedzielał jezioro. Przez chwile wpatrywali się w siebie jakby nie widzieli się przez długie lata. Gdy nagle chłopak zbliżył się i jedna ręka dotknął policzka Ani przez co dziewczyna poczuła mrowienie i ciepło na sercu. Nagle usta czarnowłosego wyładowały na ustach rudowłosej. Ania nie widziała czy to ona się zbliżyła czy to może Blythe. Nie zastanawiała się nas tym. Usta chłopaka były miękkie i przypominały maliny. Ten pocałunek był piękniejszy niż ich pierwszy w tym Ania odczuła tęsknotę, radość, smutek oraz miłość której tak pragnęła. Gdy oderwali się od siebie chłopak przeczesał palcem jej włosy przez co wywołało to u dziewczyny rumieniec. W tamtym momencie nie potrzebowali słów oboje dobrze wiedzieli co czują.
-Aniu Shirley-Cuthbert kocham cie i nic tego nie zmieni. Twoje oczy są dla mnie jak niebo, twoje piegi są tak piękne że mógłbym wpatrywać się w nie bez końca, a twoje włosy są dla mnie jak promyk ciepłego ognia który przynosi nadzieje.- chłopak uśmiechnął się do dziewczyny.
-Gilbercie Blythe ja również ciebie kocham.-wypowiedziane słowa tak uszczęśliwiły chłopaka że uniósł dziewczynę i obrócił  do około własnej osi. Po czym zbliżył się do dziewczyny aby ich twarze dzieliły centymetry.
-Jesteś moja marchewko już na zawsze... Jesteś...-wyszeptał




—————
To nie koniec tej książki dajcie znać czy wam się podoba

Jesteś...|Anne with an EWhere stories live. Discover now