9

1.3K 72 38
                                    

Od ostaniej wizyty Gilberta w domu Cuthbert'ów minęło pare dobrych dni przez cały ten okres Ania zdarzyła wydobrzeć codziennie jadła zdrowy posiłek i zaczęła wstawać z łóżka za pozwoleniem Maryli. Opiekunka dziewczyny powiedziała jej że jeśli jej stan się utrzyma będzie mogła wrócić do szkoły. Przez cały okres choroby odwiedzał ją Billy, Diana i Ruby wpadły co dwa lub trzy dni, nawet Cole który wyjechał do ciotki Józefiny aby się dokształcać i poznawać siebie lepiej napisał do niej list zczego była bardzo rada, lecz Anie niepokoiło że Gilbert już ani razu się nie pojawił chodź to obiecał.

Czyśbyś zapomniał o obietnicy...

Maryla kierowała się do swojego pokoju musiła iść otworzyć wielki stary kufer. Ania była niemniejsza niż ona w jej wieku stwierdziła, że powinna dostać stare sukienki których Maryla chodziła w swoich młodych latach. Otwierając kufer poczuła zapach jej matki który trzymał się w nim przez te wszytkie lata. Doszukując się odpowiednich sukienek znalazła pamiątki matki które kiedyś schowała i kreacje która uszyła ciocia Izzy. W końcu po długim czasie wybrała trzy najzwyczajniejsze suknie o bladych kolorach, postanowiła że piękna sukienkę od ciotki podaruje Ani przy ważnej okazji.
Ania była o mało nie zdumiona prezentem od opiekunki i bardzo rada. Ubrała natychmiast najjaśniejszą z nich i błagała wręcz Marylę o krótki spacer po Avonlea.
Panna Cuthbert zobaczywszy rozmigotane oczy Ani nie mogła odmówić.

Dziewczyna spacerowła już duszy czas właśnie skręcała na aleje zakochanych jej piękny wygląd zawsze poruszał serce Ani.
-Ładna sukienka.- usłyszała głos za drzew. Dobrze znany jej głos.
- Witaj Gilbercie, miło cie widzieć.- uśmiechnęła się.
- Mi ciebie również, ale czy Panna Cuthbert pozwoliła ci wyjść wyzdrowiłaś?- dopytywał.
- Ależ tak nie jestem całkowicie zdrowa ale wiosna to taka piękna pora roku. Przeproś Basha że nie pojawiłam się na jego ślubie Maryla mówiła mi że był piękny.
- Przekaże mu na pewno.-uśmiechał się chłopak drapiąc się przy tym po karku.- Aniu czy zrobisz mi tą przyjemność i pojdziesz ze mna na spacer?
- Panie Gilbercie Blythe schecią wybiorę się z Panem na spacer.- uśmiechnąła się.W końcu nie miała nic do stracenia już długo spacerowała sama nie odmówiła by aby ktoś jej potowarzyszył.
Przez dłuższa chwile szli przez aleje zakochanych w milczeniu ich ręce co jakiś czas się o siebie odbijały wywołując u nich ciepłe uczucie. Pewnym momencie Gilbert odważył się złapać rękę dziewczyny spleść ich palce. Ania z tego niespodziewanego gestu lekko się zarumieniła przez myśl przeszło jej aby zabrać rękę ale to ciepłe uczucie które towarzyszło jej przy dotyku chłopka było zbyt przyjemne.
- Aniu mam pomysł gdzie możemy iść.-uśmiechnął się i złapał dziewczynę mocniej i pociągnął ją w nieznanym kierunku.
Dla niej było tu jak z pięknego snu. Miłe uczucia które towarzyszuło dodawało jej energi, a napędzało ją to że właśnie biegli w nieznane. Chłopak pewnym momencie zatrzymał się i zasłonił jej oczy.
-Gilbercie co ty wyprawisz?!- rozchmurzyla się dziewczyna.
- Aniu poczekaj nic złego ci się nie stanie bo ja tu jestem. Teraz wsłuchaj się mojego głosu powoli będę cie prowadził.- powiedział ciepłym tonem chłopak.
Był tak blisko że Ania czuła jego oddech na skurze co wywołało u niej przyspieszenie bicia serca.  Powoli stąpała przeszli około dwudziestu kroków i Gilbert powiedział aby otworzyła oczy zdejmując przy tym rękę z jej twarzy. Kojące lekkie słonce oślepiło napoczątku Anie lecz gdy oczy przyzwyczaiły się do światała dziewczyna spostrzegła drzewo które dopiero pięknie zaczęło kwitnąć na wiosnę na dużej polanie która była obrośnięta obuwikiem ulubionym kwiatem Maryli.
-Gilbercie ależ to najpiękniejsze miejsce na całej wyspie Księcia Edwarda.-odwróciła się do chłopaka nie widząc że wciąż stoi tak blisko niej. Przez co ich twarze dzieliły milimetry chłopak jak i ona spoglądali to raz na swoje usta to raz na oczy. Pewnym momencie pojawił się impuls i jej usta znalazły się na jego. Ania powinna odsunąć się na chłopaka lecz z łatwością oddała się pocałunkowi, usta Gilberta były jak malina miękkie i delikatne. Jedna ręka chłopaka  trzymała  Anie w talii a druga kciukiem rusowała kułka na policzku dziewczyny. Ani ręce powędrowały na szyje zatapiając się we włosach chłopaka. Nagle ptaki które siedziały na drzewie zaczęły ćwierkać przez co oboje od siebie odskoczyli.
-Musimy wracać robi się późno.-spojrzał w oczy Gilberta czuła że policzku pieczą ją i że napewno nabrały kolor czerwieni.-Maryla będzie się martwić.
-Ależ oczywiście,moge prosić.-chłopak wystawił rękę aby Ania go złapała.
Zrobiła to bez zastanowienia lubiła to dziwne uczucie mrowienia. Gdy tylko ręka Ani spoczęła na recę Blythe'a ruszyli w drogę.
- Tęsknie od kąd niechodzisz do szkoły.-uśmiechnął się chłopak.
Ania zaczarowała się uśmiechem Gilberta jego ciemne kędziory chodź nieładzie wyglądały pięknie nadawały chłopakowi coś czego żaden inny chłopak z Avonlea nie miał.
-Podobno dobrze ci idzie Billy opowiadał mi że wciąż jesteś jednym z najlepszych i że jak się postara to ci nadgoni więc lepiej uważaj Blythe.- zaśmiała się Ania.
Chłopak o wspomnieniu o blondynie spiął się co Ania wuczuła bo trzymał jej rękę mocniej tak jakby chciał żeby nie mogła uciec.
-To prawda. Gdyby nie ty to wciąż nie potrafił by rozwiązać najprostszego równania. Ale Aniu czy jesteś pewna że on napewno się zmienił?-zapytał chłopak zwalniając kroku.
-Tak ufam mu...wiele razy mnie przpraszał jest dla mnie ważny.-uśmiechnąła się do siebie.
Gilberta mina zrzedła wciąż chodziły mu po głowie słowa Billy'ego że Shirely jest jego a teraz Ania powiedziła, że jest dla niej ważny. Czyżby to oznaczało że...Gilbert szybko usnął tą myśl z głowy.
-Nie jestem przekonany co do jego zmiany.- po tych słowach chłopak przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował. Znowu ich ciała przeszły dreszcze i ciepłe miłe uczucie.
Ania odwzajemniła pocałunek byli dość blisko zielonego wzgórza ale w miejscu w którym stali nawet czujne oko Małgorzaty Linde by ich nie dostrzegło. Odsuwając się od siebie chłopak przyciągnął Anie i wyszeptał.
-Ale nie masz o co się martwić jestem już spowrotem więc nic ci nie będzie grozić.-splótł ich rece i ruszki.

-Dozobaczenia Gilbercie.-pomachała Ania.
- Nie długo się spotkamy w końcu obiecałem ci pomoc w nauce.
Blythe się uśmiechnął co u Ani wywołała przyjemne uczucie z żołądku mogła stwierdzić ze jego uśmiech był jak słonce wiosenne które budziło wszytko do życia.





————————————————————
Jak myślicie serce Ani zabierze Gilbert Blythe czy może Billy Andrews? A tak pozatym jak podoba wam się rodział nie wiem czemu ale dzięki komentarzą napędzam się do pisania.

Jesteś...|Anne with an EWhere stories live. Discover now