11

1.2K 62 22
                                    

-Marylo wróciłam!!-krzyknęła Shirley.
-Dobrze że już jesteś, witaj Gilbercie coś cie do nas sprowadza?-zapytała panna Cuthbert.
- Gilbert będzie pomagał mi nadrobić zaległości.-uśmiechnąła się Ania.
Na te słowa Maryli Cuthbert zrobiło się ciepło wróciły wspomnienia gdy to ojciec chłopaka przychodził ją nauczać ją do egzaminu. Serce jej zadrżało pamietała każda chwile z Blythem. Wspomnienia często do niej wracały gdy widziała Gilberta był niewiarygodnie podobny do ojaca...
-Marylo wszytko w porządku?-Ania pytającym wzrokiem spojrzała na swoją opiekunkę.
-Tak wszytko dobrze tak właściwie miałam iść do Małgorzaty.-Maryla wyszła prędko bojąc się dalszych wspomnień.
Ania dłuższa chwile wpatrywała się w miejce gdzie nie dawno jeszcze stała jej opiekunka nietypowe zachowanie Maryli nieumkło czujnemu oku Ani.
-Możemy zaczynać?- Gilbert zapytał wyrywając Shirley z zamyślenia przez co się zdrygła.
-Ależ tak. Chcesz coś do picia?- dzieczyna skarciła się ze nie zaproponowała tego wcześniej.
-Poproszę wodę.- Blythe uśmiechnął się przez co Ania poczuła ciepłe uczucie w sercu.
Ania poszła nalać wodę a w tym czasie czarnowłosy rozłożył książki na stole w jadalni. Gdy młoda Cuthbert wróciła usiadała obok chłopaka podając mu wodę.
Nauka szła im całkiem sprawnie czasem gdy ich ręce się spotkały oboje się rozpraszali i zapominali o czym mówili. 
-Gilbercie co ci się stało wargę?- Ania nie wytrzymała musiała wiedzieć co się wydarzyło.
-Aaaa to.-Gilbert dotknął rozciętego miejsca.-To nic...wdałem się w bójkę.
-Z kim?- dopytywała.
-To nie ważne nie znasz pewnie tej osoby.- chłopak ominął spojrzenie Ani.
- Achh to nic Billy podobno też wdał się w bójkę. Biedny rozciął sobie lewą brew.- Shirley nie była głupia domyślała się że chłopcy się pobili. Lecz Gilbert nie chciał jej powiedzieć prawdy przez co musiała wyprowadzić go troche z równowagi a mówieniu o Andrews'ie było do tego idealne.
-Dlaczego się o niego tak martwisz?- zapytał poirytowany chłopak.
-Bo jest moim przyjacielem martwie się o niego a osoba która mu to zrobiła musiała być okropna.
-A on mi mógł wargę rozciąć i nie jest okropny!!- chłopak wykrzyknął. Na co Ania lekko się zdrygneła.
-Och Blythe dajesz się łatwo podejść. -zaśmiała się a chłopak zdał sobie dopiero sprawe jak łatwo dał się przechytrzyć.-Dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć?-zapytała.
-Bo to nic wielkiego poprostu chłopcu już tak mają.-Uśmiechnął się i złapał Anie ze rękę. Byli tak blisko siebie. Dziewczynę piekły usta aby pocałować chłopaka nie widziała czy to on się do niej przybliżył czy może ona do niego. Gdy ich usta miały się spotkać Ania odsunęła się przypominawszy sobie o Ruby.
- Powinienem już iść.- podrapał się po karku i zebrał książki.
Ania poczuła się okropnie musiała zranić uczucia chłopaka. Lecz kim tak naprawde są dla siebie nie miała jeszcze szesnastu lat a pocałowała się z chłopakiem który była zakochana jej przciółaka. Niedotrzymała obietnicy danej złotowłosej. Teraz widziała nie mogła zbliżyć się do Blythe już nigdy więcej. Odporowadziła go do drzwi i patrzyła jak chłopak odchodzi.

Przez kolejne dni Ania chodziła smutna Gilbert przychodził codziennie ją uczyć lecz zakażdym razem gdy on się zbliżał się ona odsuwała gdy chciał złapać ją za rękę ona zabierała ją. Wkońcu chłopak również odpuścił przestał przychodzic do Shirley stwierdził że mylił się i źle odczytał wszytko co między nimi zaszło.




Anie szła pod rękę z Diana Barry rozmawiały o zbliżających się urodzinach młodej Cuthbert.
-Aniu Diano zobaczcie!!! Ktoś odnowił tablice ogłoszeń!- krzyknęła Tillie.
-Billy odprowadził cie do domu?! Nie możliwe przecież mu podoba się... Znaczy pewnie sama to napisałaś i będzie skandal.- Janka wyśmiała Józie.
- Nic nie napisałam może ktoś załważył że mnie i Billy'ego spacerujących.- odwróciła wzrok.
Ruby podeszła bliżej tablicy gdy odsunęła się od niej było widać łzy.
- Dorośliśmy a Gilbert nie zaczął się zalecać może robię coś nie tak.- złotowłosa była bliska do płaczu.
Ania wkoncu mogła się wykazać i naprawić swoje błędy.
-Chodź pomoge ci.-Ania pociągnęła za sobą koleżankę.
Weszły razem do szkoły
- Posuchaj usiądź tutaj pójdę porozmawiać z Gilbertem.-Ania powiedizła do złotowłosej i odeszła.
-Wiataj Aniu.-uśmiechnął się Charlie.
-Przykro mi nie mam teraz czasu.- ominęła bruneta dziewczyna.
-Dzień Dobry.-uśmiechnąła się.
-Aniu witaj.-chłopak natychamit wstał a jego serce zadrżało.
-Wiesz że znowu funkcjonuje tablica towarzyska. Pisze się tam o zamiarze konkurów aby pokazać że myśli się o przyszłości... - Ania spojrzała w piękne brązowe oczy zatopiła się w nich przez co zapomniała dokonczyc zdanie.
-Mam coś napisać?- chłopak zapytał z nadzieją.
-Jeśli masz zamiary napisać coś o Ruby to zrób to szybko aby nikt cie nie uprzedził.-Dziwczyna ledwo wykrztusiła zdanie kiwnąła i odeszła biorąc głęboki wdech.
Chłopak usiadł zrezygnowany wypuszczając powietrze z płuc.

Jeśli miałbym kogoś napisać to właśnie ciebie...

-Widziałaś jego twarz gdy mówiłaś o mnie patrzył się z taka miłością jego oczy były wręcz nią przepełnione jestem taka rada.-podekscytowała się Ruby.
Ani jednak zakręciło się w głowie.
-Jego oczy?-zapytała.
-Tak te oczy mówiły tyle...
-Witajcie moi mili dziś algebra.-uśmiechnąła się Panna Stacy.
Ania ostani raz spojrzała na czarnowłosego chciałby aby chłopak patrz się na nią z miłością.

-Och Jerry rośniesz na dżentelmena.-uśmiechnąła się panna Cuthbert.
-I zaczyna świetnie czytać.- dodał Mateusz.
-Ide do Marry po opiekuje się dzieckiem, lubie te wizyty.- Maryla ruszyła w stronę domu Basha i Gilberta.
Jerry od dawana uczył się pisać i czytać aby zaimponować pewnej czarnowłosej.

-Diano twoja historia rodzina jest piękna!- pogratulowała Panna Stacy.- Aniu może twoja kolej.
Dziewczyna wstała wyprostowała się dumnie.
- Jestem sierotą nie znam swojego pochodzenia.- uśmiechnąła się do nauczycielki.
-Charlie Sloane teraz ty.-Panna Stacy uśmiechał się.-Aniu chodź ze mną.
-Wszytko wporządku?- zapytała nauczycielka.
-Tak chodz musze przyznać że chciałbym coś wiedzieć.
- Jeśli bedzisz czegoś potrzebować daj znać.- kobieta złapała Anie za rękę próbując dać wsparcie.-Pewnie w sierocińcu coś widzą...
-Pewnie tak powinnam się tam wybrać...

Anie tego poranka obudziły promyki słońca, szybko wstała i otworzyła szeroko okno.
-Mam szesnaście lat!!!- krzyknęła jakby swoją wiadomość chciała przkezać całemu Avonlea.
-Aniu zejdź na śniadanie.- głos Maryli rozniósł się po domu. Dziewczyna radośnie zeszła lecz ku jej zaskoczeniu nikt na nią nie czekał z życzeniami.
-Dziecko nakryj do stołu na co czekasz.- Maryla srogim tonem pogoniła dziewczynę kierujac się w stronę kuchni kuchni.- Mateuszu ogień zgasł chodz tu prędko.
Dziewczynka spuściła wzrok.
Czyżby zapomnieli...
-Sto lat sto lat sto lat...- po domu Cuthbert'ów rozniósł się śpiew.
- Piędziesiąt centów... Jaki piękny tort.. Marylo Mateusz jak was kocham dziękuje za to.- uśmiechnął się radośnie.
- Mam coś jeszcze dla ciebie to bransoletka zawiszka z kapelusikiem oznacza dawn–Anie.- uśmiechnął się Mateusz.
-Och Mateuszu i Marylo jak ja was kocham.-rzuciła się na opiekunów.- Lecz mam do was prośbę czy moge pojechać do sierocińca aby odkryć swoje korzenie... Pojecjalbym z Gilbertem jedzi co sobotę do Charlottetown. Tam mieszka Cole który zabierze mnie na prom i pojedzimy do sierocińca.
- Przmyśle to.- odpowiedziała zaskoczona Maryla.

-Aniu!!!!- Diana i Jarry wbiegli do kuchni.
- Co się stało??- zapytała przerażona młoda Cuthbert.
-Rodzice Diany nie żyją.- powiedział dramatycznie Francuz.
-Nieee Minnie May znów chora!! Pomoglaś ostanio!!-krzyknęła Diana.
-No biegnij Aniu.-pospieszyła ją Maryla.

-Niespodzianka!!!-krzykły udarowe dziewczyny.
-Martwiłaś się o mnie??- dodała Minnie May.
Ania przez chwile wpatrywała się zaskoczona lecz szybko pognała do przyjaciółek uśmiechnięta.
Zabawy i śmiechy trwały wiele godzin lecz dopiero wieczorem Ania poczuła nieskończona radość gdy Maryla i Mateusz powiedzieli jej że może wyruszyć w podróż.

Jesteś...|Anne with an EWhere stories live. Discover now