4

1.5K 85 31
                                    

Ania sztywno siedziała w małym ale przyjaznym pokoju Gilberta. Była zadowolona, że kolejnym razem jej wiedza została zauważona i będzie mogła komuś pomóc. Bardziej denerwowało ją to, że siedzi sam na sam z Gilbertem, chłopcem którym nazwał ją marchewką ośmieszając ją przy całej klasie, chłopcem którym potem ścigała się o stopnie w nauce, chłopcem przy którym zachowała się okropnie w dniu śmierci jego ojca, chłopcem którym zawarła sojusz, chłopcem do którego napisała list jak był na wielkiej podróży. Młoda dziewczyna cieszyła się, że Gilbert nie wrócił sam do Avonlea lecz z przyjacielem Sebastianem czasami myślała jak musi czuć się samotnie będąc sam jeden w domu. Samotność znała to uczucie bardzo dobrze wiele razy odczuwała je w swoim życiu to straszne uczucie minęło dopiero gdy rodzina Cuthbert oświadczyła jej że może zostać na zielonym wzgórzu.
Nauczanie chłopaka szło szybko i sprawnie Gilbert przyswajał wiedzę bardzo szybko w końcu przed wyjazdem on i Ania byli najlepszymi uczniami w klasie. Przez całe spotkanie ani on jak i młoda Shirley się nie rozmawiali o niczym innym niż nauce czasem jedynie tonęli w swoich oczach lub rumienili gdy ich ręce spotkały się przez przypadek. Nauka pochłonęła wiele czasu aż na dworze zrobiło się dość ciemno. Gdy Ania to postrzegła zabrała swoje rzeczy i oznajmiła ze musi wracać iż Maryla nie będzie zadowolona że wraca gdy już słońce zaszło. Gilbert przytaknął i poprowadził Anie do korytarza.
Dziewczyna szybko ubrała swój płaszcz, otworzyła drzwi i gdy już miała je zamykać pewna ręka je zatrzymała.
-Gilbercie, co ty robisz? - zapytała za szokowana dziewczyna.
- Idę z tobą jest bardzo ciemno a ty będziesz wracać łąkami oraz lasem.- dziewczyna chciała zaprotestować ale przypomniawszy sobie że musi przejść las duchów strach opętał jej ciało.
- Dobrze.- orzekła i ruszała w drogę.
Chłopak dogonił dziewczynę i szedł z nią w ramie w ramie.
- Więc Aniu kolegujesz się z Billym? - spytał chłopak patrząc w swoje buty, nie miał pojęcia dlaczego zadał to pytanie po prostu musiał wiedzieć co łączy ją z chłopakiem.
- Tak, Billy przeprosił mnie za swoje zachowanie i zdobył moje zaufanie.
- Ach... To dobrze chociaż nie będę musiał się bić znowu o ciebie.- Gilbert zrozumiawszy co powiedział karcił się w myślach za każde słowo.
- Czy ja dobrze zrozumiałam? Jaka bójka?- Ania stanęła dając znak że nie ruszy się nigdzie bez odpowiedzi chłopka.
- Pare tygodni po śmierci mojego ojca spotkałem Billego chciał abym pokazał ci gdzie twoje i przezywał cie od sieroty i nie wytrzymałem i to ja pierwszy uderzyłem chłopaka.- wytłumacz.
- Gilbercie dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie.- dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła dalej. -Przepraszam cie że uderzyłam ciebie tabliczką.- dodała
- Nic się nie stało należało mi się. Marchewko. - zaśmiał się chłopak.
Ania również roześmiała jakoś teraz z jego ust to przezwisko wydawało się miłe.
Szli jeszcze kawałek aż w końcu doszli na zielone wzgórze.

-Marylo wróciłam przepraszam ale straciłam poczucie czasu.
-Nic się nie stało Aniu ale czy to nie ty rozmawiałaś z Gilbertem Blythe przy wejściu na zielone wzgórze. Ta wasza rozmowa trwała godzinę nie mniej.
- Ależ tak. Ale Maryla rozumie że nie było go wiele czasu i musieliśmy nadrobić wszystkie rozmowy.
Maryla uśmiechnęła się i prosiła Anie aby przygotowała się do spania. Kobieta nie chciała pokazać dziewczynie że się cieszy z tego że Ania rozmawiała z chłopakiem iż w głębi duszy czuła że to właśnie on powinien zostać narzeczonym Ani. Od pierwszej opowieści jak młoda dziewczynka rozbiła chłopakowi tabliczkę na głowie wiedziała że młody Blythe ma charakter podobny do ojca. John Blythe na zawsze zajmował miejsce w sercu Maryli, wiele razy starsza kobieta żałowała swojego błędu z młodości. Dlatego chciała aby Ania znalazła szczęście. A przeczuwała że Gilbert Blythe jest zauroczony w rudowłosej i to on jest jej przeznaczony.

Jesteś...|Anne with an EWhere stories live. Discover now