2. Biały pokój

4.8K 356 577
                                    

*Light*

To samo miejsce. To samo twarde łóżko. Podniosłem lekko głowę, by zobaczyć, gdzie dokładnie się znajdowałem.

Zobaczyłem pusty pokój. Cztery ściany pomalowane na biało sprawiały, że czułem się dosyć nieswojo.

Powoli usiadłem, orientując się, że to, na czym leżałem, nie było żadnym materacem, a chłodnym, metalowym stołem. Zauważyłem też, że miałem na sobie jedynie bokserki, a moje rany starannie opatrzono. Nie bolały już tak bardzo. W zasadzie, ledwo czułem ból. Dało się o nim nawet zapomnieć.

Chciałem się przeciągnąć, wyrzucając ręce w górę, jednak coś mi w tym przeszkodziło. Na nadgarstku spoczywała kajdanka, przyczepiona do nogi stołu.

Pomału wstałem, okrywając się kocem. Chciałem zbadać sytuację.

Owinąłem się szczelnie materiałem. Nie było tu zbyt ciepło. Rzekł bym, że nawet zimno mogło mnie obudzić. W momencie, gdy stopy zetknęły się z chłodną posadzką, przeszedł mnie mocny dreszcz. Nigdy nie lubiłem takiej temperatury w pomieszczeniach. Przeszkadza się skupiać. Rozprasza. Myśli się tylko o tym, by jak najprędzej się ogrzać.

Spojrzałem na stół. Gdyby go lekko podnieść, dałoby się bez problemu uwolnić rękę, poprzez przełożenie kajdanki pod nogą mebla.

Czy naprawdę ktoś był na tyle głupi?

Przykucnąłem. Chwyciłem za metalową część i podniosłem lekko, chcąc się uwolnić.

Noga stołu powinna była unieść się nad podłogą. To jednak się nie stało. Tuż pod nią, znajdowała się mała dziurka, z której to wystawało coś plastikowego, o kolorze szarym, przytwierdzone do nogi. Stanowiło jakby przedłużenie, wrośnięte w podłogę. Gdy to coś z niej wyszło, od razu usłyszałem bardzo głośny, wysoki, przerywany dźwięk.

Alarm.

Spanikowany, kompletnie nie wiedziałem, co mam robić. Natychmiast puściłem i usiadłem na ziemi. Może powinienem udawać, że nadal śpię? Nie, to bez sensu. W końcu jak mógłbym wtedy unieść mebel? Nawet, gdybym był lunatykiem, raczej nie posunął bym się do czegoś takiego.

Uciec również nie mogłem. Nie było jak. Nie było gdzie. Pusty, zamknięty pokój. Nie było nawet gdzie się schować, nie mówiąc już o wydostaniu się stąd.

Jedynym, co mogłem robić, było czekanie. W końcu próba wydostania się, była rzeczą zupełnie naturalną, tak więc nie musiałem się niczego obawiać, jeśli osobą, która mnie tu więzi, nie jest psychopatą.

Usiadłem na podłodze, czekając na najgorsze. Zakryłem dłońmi uszy, by nie ogłuchnąć od tego okropnego alarmu.

Minuta, dwie. Zamknąłem oczy. Czas dłużył się niemiłosiernie. Powoli miałem wrażenie, że jestem tu wieczność. Byłem tak skupiony na próbie oderwania myśli od rzeczywistości, że nawet nie zauważyłem, jak drzwi się otworzyły.

Dostrzegłem to wówczas, gdy alarm został wyłączony.

Powoli podnosiłem głowę, dostrzegając po kolei nowe elementy.

Nagie stopy, rozstawione lekko, miały wręcz biały kolor. Jedynie knykcie, lekko zaczerwienione, wyróżniały się na kończynie. Paznokcie przycięte z niezwykłą starannością, wręcz perfekcją.

Wyżej widoczne były podwinięte nogawki luźnych jeansów. Nie były względem siebie symetrycznie, co wręcz kłuło w oczy.

Bardzo szczupłe łydki oraz uda, ukryte pod warstwą materiału, spotykały się ze sobą, tworząc wąskie biodra. Obok nich, zwisały alabastrowe dłonie. Paznokcie były długie, ale już nie tak zadbane, jak te u dołu.

Szary sweter, nie był wciągnięty w spodnie, toteż częściowo je zakrywał. Górna część ubrania, była w kilka razy większym rozmiarze, niż powinna. Równie smukła, jak reszta ciała klatka piersiowa, delikatnie odznaczała się na materiale. Szeroki dekold odkrywał lekko ramiona. Pozwalał również ujrzeć mocno odznaczające się obojczyki, które niemal przebijały się przez cienką skórę. Na męskiej szyi rysowało się jabłko Adama.

Śnieżnobiała cera, wręcz raziła. Blade usta, przy których znajdowała się niebieska plamka, wydawały się wręcz idealnie pasować do trupiego wyglądu, tak samo, jak kości policzkowe. Podkrążone oczy, po których widoczna była ilość nieprzespanych godzin. Ciemne, duże źrenice, wyglądały lekko niepokojąco.

Na patrzałki swobodnie opadały gęste, czarne pasma włosów. Wyglądały na bardzo puszyste.

Tuż przede mną stał nie kto inny, jak sam Ryuzaki.

— Witaj — powiedział całkowicie bez emocji.

Dłonie zaczęły mi drżeć. Nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa. Kluczowe pytanie brzmiało: "Jak?". Jednak co było na nie odpowiedzią i jak szeroki zakres ona miała?

Brunet zrobił kilka wolnych kroków w moją stronę. Dopiero po chwili spostrzegłem, że po prostu przemierzał celę. To był dla niego zwykły spacer. Zdawał się kompletnie nie brać pod uwagę faktu, iż w każdej chwili mógłbym uciec przez otwarte drzwi. Najwyraźniej wiedział o kajdankach. Najprawdopodobniej, sam mnie zakuł.

— Zapewne masz wiele pytań — westchnął. Kciukiem starł z policzka plamkę, a następnie wsadził palec do ust i oblizał — Nie marnujmy czasu. Jest bardzo cenny. Pytaj, o co chcesz — przykucnął w kącie.

Choć chciałem, nie umiałem nic powiedzieć. To był dla mnie szok. Dopiero co przyznałem, że jestem Kirą i zostałem postrzelony. Nagle po prostu pojawiłem się tu. Dlaczego jeszcze żyję?

A jeśli to forma więzienia? Może złapano mnie, ale zamiast śmierci, czeka mnie dożywocie? Lub to pomieszczenie, jest pokojem tortur? Kilkanaście hipotez ciśnie się na myśl, jednak tylko jedna może być prawidłowa. Tezę zna jedynie ten chłopak.

— Rozumiem — powiedział po około dwóch minutach i wstał. Przeszedł się wokół mnie, a następnie sięgnął do kieszeni, po kluczyk. Chwycił za mój nadgarstek i odkuł kajdanki — Chodź za mną — nie oglądając się, podążył do wyjścia.

Siedziałem tak jeszcze przez chwilę, póki nie zaczął znikać mi z pola widzenia. Wtedy szybko pomaszerowałem za nim.

Każdy krok zdawał się być inny, dziwny. Jakbym chodził po raz pierwszy. Znał i rozumiał teorię, ale w praktyce był zupełnie zielony.

Stopy zdawały się zbyt mocno przylegać do podłoża, jakby ciężar się zwiększył. Nie było to jednak możliwe. Przez kocyk widziałem, że moja waga nadal pozostała w normie.

Ciemnowłosy prowadził mnie przez długi, jasny korytarz. Były w nim okna, jednak szyby zostały wykonane ze specjalnego szkła, które przepuszczało jedynie światło. Sam obraz był niedostępny, przez jego gęstość. Tak więc nie było nawet szansy, bym zorientował się, gdzie jestem.

Zatrzymaliśmy się w jednym z kilku pokoi. On również był biały. Znajdowało się tam jedynie łóżko i biurko. Wszystko w bieli. Zupełnie, jakby reszta kolorów została usunięta z tej części świata.

Na łóżku leżała reklamówka. Było po niej widać, że jest pełna.

— Tu masz ubrania — wskazał na wcześniej wspomniany przedmiot.

Powoli podszedłem. Odłożyłem koc. Moje ciało od razu otuliło zimno. Pojawiła się gęsia skórka.

Wysypałem na materac zawartość.

Składała się ona z białej koszuli, czarnych, luźnych spodni, skarpetek oraz butów.

Czym prędzej nałożyłem to wszystko, by wreszcie przestać się trząść. Odwróciłem się.

L przez ten cały czas, nie spuszczał ze mnie wzroku, choćby na sekundę.

________________

Cóż, regularność wejdzie, gdy wkręcę się w pisanie, ale postaram się jak mogę, by dawać radę wstawiać rozdziały co czwartek.

Nieświadomy [L x Kira]Where stories live. Discover now