24. Mój grób

2.3K 255 240
                                    

*Light*

— Zabawne, prawda? — odezwał się ponownie brunet.

Powoli spojrzałem na broń, a następnie na jego twarz. Nadal widniał na niej lekki, lecz nieco zuchwały i drwiący uśmieszek.

Nie usłyszałem żadnego huku. Wiedziałem, jaki dźwięk wydaje wystrzał z tego pistoletu. Zresztą z każdego brzmiał dosyć podobnie. Nie spotkałem się jednak jeszcze z takim, który strzelał bezdźwięcznie. Nie jestem pewien, czy takie istnieją. Słyszałem zaledwie cichy brzdęk. Zupełnie, jakby w środku...

...

... Nie było naboi.

Musiał zdążyć je wyciągnąć.

— Nie widzę w tym niczego zabawnego — powoli opuściłem ramiona z przesadnego ich prostowania. Spokój stopniowo ogarniał moje ciało.

— Zupełnie jak ja, w używaniu Notatnika Śmierci — dmuchnął w spust. Udawał zapewne, że leci z niego dymek. Zupełnie, jak w starych filmach o dzikim zachodzie.

— Więc znowu zmierzamy do tego punktu? — oparłem się bokiem o niedomknięte drzwi. Wzrok skierowałem na niedawno rozbitą szybę. Nadal miała w sobie dziurę. Nie pozwoliłem Ryuzakiemu nic z nią robić, więc w dalszym ciągu wszystko pozostało na miejscu. Prócz szkła. Je starannie posprzątałem już na drugi dzień.

— Będziemy to robić, póki nie zrozumiesz swojego błędu — mruknął, wrzucając broń dość nieostrożnie do szuflady. Zamknął ją stopą. Znów kucał, nie siedział.

— Co się stanie, jeśli przyznam ci rację? — przysunąłem sobie drugie krzesło.

Chłopak wzruszył ramionami.

Nie wiedział. Może nawet nie wierzył w to, że mógłbym się zmienić. Dlaczego? Co prawda, potrafię postawić, jak i pozostać przy swoim, jednak kilkumiesięczna, choć z tym przypadku nawet możliwe i kilkuletnia terapia mogłaby odnieść jakieś skutki. Nie od razu, ale przyznaję, że przebywanie w takich warunkach wpływa na człowieka. Nawet na mnie - Boga Nowego Świata.

Czy Ryuzaki kiedykolwiek brał pod uwagę opcję wypuszczenia mnie na wolność? Oczywiście, jeśli uzna, że całkowicie się zmieniłem. To mogłoby nastąpić po kilku latach. Wiem, że potrafi dość długo prowadzić swoje działania. Rzadko kiedy liczy się dla niego czas. Pod tym kątem dobrze go znam. Potrafiłem przewidzieć jego ruchy, dzięki czemu wygrałem. Przynajmniej tak mi się wcześniej wydawało.

— Rozumiem — westchnąłem, udając zmęczenie. Usiadłem obok — Ryuzaki, usiądź normalnie — wskazałem brodą na jego nogi.

Ciemnowłosy również na nie spojrzał. Po chwili zastanowienia zajął miejsce poprawnie.

Chwyciłem za podłokietnik i pociągnąłem do siebie, dzięki czemu fotel chłopaka podjechał do mojego.

Bez wahania chwyciłem za jego łydkę. Ułożyłem jego udo na tym moim.

Brunet spojrzał się wzrokiem pełnym politowania i pretensji. Jego oczy przeskakiwały po kilka razy to na kończynę, to na moją twarz. Ostatecznie zatrzymały się, spotykając się z tymi moimi.

— Co ty robisz? — rzucił bez emocji.

— Nic takiego — wzruszyłem ramionami — Jaką sprawę mamy dziś do opracowania?

— Sprawę Lighta Yagamiego, potocznie zwanego Kirą.

...

— Co dokładniej? — przymrużyłem oczy, spodziewając się kolejnego wykładu na temat tego, co dobre, a co złe.

— Ktoś rozkopał twój grób.

...

— To ja mam grób?! — podniosłem głos.

— Myślisz, że jako zmarły nie powinieneś go mieć?

— Powinienem, ale... — ale nigdy go nie widziałem.

Prawda, otarłem się śmierć, ale nigdy nie wyobrażałem sobie swojego nagrobku. W pewien sposób myślałem, że jestem nieśmiertelny. Nie liczyłem się z potencjalną śmiercią, co może i w pewien sposób mnie od niej odsunęło. Dało siłę, by za wszelką cenę się nie poddawać. Śmierć oznaczała koniec, a ja nie miałem zamiaru stąd odchodzić.

Wyobrażenie samego siebie, leżącego dwa metry pod ziemią, gdzie nie przychodzi praktycznie nikt... Prócz zwolenników tego, kim byłem za życia. Może również ukochanej siostrzyczki, kto wie? Nie znienawidziła mnie za to, co zrobiłem? Że skazałem na śmierć tylu ludzi?

Rozumiem, dlaczego można tego nie popierać. Rozumiem również, czemu tyle osób mnie uwielbiało. Gdyby świat był sprawiedliwy, ludzie umierali by za przewinienia. Tak się jednak nie działo. Dlatego właśnie stworzyłem Kirę. Chcę poczuć się zrozumiany przez wszystkich. Dlaczego broni się przestępców? Każdy ma prawo do życia, racja. Jednak w tym życiu nie może krzywdzić innych. Wtedy zasługuje na godną karę.

— Ale? Masz grób, w którym pochowają cię w przyszłości. Powinieneś cieszyć się, że twoje ciało dostąpi godnego spoczynku. Tymczasem jednak warto zająć się tą sprawą, ponieważ w mediach rozeszła się plotka, że tak naprawdę żyjesz.

— I jestem przetrzymywany? — dopowiedziałem.

— Bądź uciekłeś i policja próbuje cię złapać na nowo. Masz jakiś pomysł, czy czekamy, aż sprawdzą dom?

— Wiedzą, że tu jestem? — poczułem, jak wzdłóż kręgosłupa przechodzą ciarki.

— Mogą mieć podejrzenia — wzruszył ramionami.

...

Zapanowała cisza. Podczas niej jednak myśli wręcz krzyczały, chaotycznie obijając się o siebie we wnętrzu głowy.

Co robić? Czy mnie znajdą? Czy to już koniec? Jaka kara mnie czeka?

— Ile zostało nam czasu? — wypaliłem po dłuższej chwili.

— Kilka dni? Może godzin? — zdawał się nie przejmować całą tą sytuacją. Jakby kompletnie nie obchodził go mój los.

...

Bo przecież go nie obchodził...

A może jednak?

Czy da się tak szybko odzwyczaić? Łączyła nas silna więź, dla mnie nadal to wiele znaczy, dla niego z pewnością również, wiem to.

— Wiesz, że ty także poniesiesz konsekwencje, jeśli dowiedzą się, że zataiłeś przed światem informację o tym, że żyję, prawda? — spróbowałem szantażu.

— Nie poniosę. Jestem detektywem.

Co to w ogóle za wytłumaczenie?

— Ryuzaki... — westchnąłem — Proszę, pomóż mi się ukryć...

Chłopak przyciągnął nogi do siebie i przykucnął.

Myślał.

Czy naprawdę musi zastanawiać się nad tym, czy uratować mi życie...?

*L*


Jak mam go uratować?

Nieświadomy [L x Kira]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz