20. Jedyne wyjście

2.6K 280 326
                                    

*Light*

Z rana szedłem wprost do kuchni, gdy nagle moją uwagę przykuły uchylone drzwi od pokoju z komputerami. Z pomieszczenia wydobywało się słabe, błękitne światło.

Nie zastanawiając się zbyt długo, postanowiłem tam zajrzeć.

Wychyliłem głowę, by zobaczyć, co dzieje się w środku.

Tak, jak myślałem, dwa z monitorów były włączone. Na kucającą na krześle postać Ryuzakiego padał ich blady blask. Chłopak najwyraźniej znów zapomniał o tym, jak powinien siedzieć, choć potrafił to robić już od dłuższego czasu bez przypominania. Być może teraz jego myśli były zupełnie gdzie indziej?

Ciemnowłosy otworzył szufladę. Powolnym ruchem wyciągnął jakiś przedmiot, którego nie byłem w stanie zidentyfikować z tej perspektywy.

Co mógł robić? Nie miał włączonej żadnej strony. Może do kogoś dzwoni? Tylko kogo, skoro jest praktycznie anonimowy? A może chce na mnie donieść? Jeśli tak, nie mogę mu w tym przeszkodzić. Jeżeli chce to zrobić, najpewniej wszystko przemyślał i jeśli powstrzymam go teraz, to i tak będzie chciał zrobić to ponownie. To on ma nade mną władzę w tym domu. Choć nie daję sobą rządzić, jakbym był sługą, to pewne kwestie i tak pozostają wyznaczone.

Nieważne. Sądzę jednak, że to nie telefon, gdyż chłopak trzyma zwykle owe urządzenie w nietypowy dla innych sposób. Tę rzecz trzymał w całej dłoni.

Może jest to po prostu coś na tyle cennego, że boi się to upuścić? Lecz co cennego mógłby posiadać? Nie widziałem, by przywiązywał szczególną uwagę do rzeczy, a znam go przecież sporo czasu. Może w ogóle nie tędy droga?

Może owy przedmiot jest po prostu ciężki i zaledwie dwa palce nie byłyby w stanie go utrzymać? Ale czemu trzymałby ciężkie, aczkolwiek niezbyt duże przedmioty w szufladzie? W prawdzie nigdy do niej nie zaglądałem, gdyż była na klucz, którego położenia nie znałem, ale bez przesady.

Dlaczego w ogóle snuję teorie na takie tematy?

Postać L była dość słabo oświetlona, bo zaledwie z jednej strony. Tak więc widziałem jedynie jego ciemny obrys. Kształt całości.

Ryuzaki podniósł trzymaną rzecz i coś przycisnął.

Dało się usłyszeć dość charakterystyczny dźwięk, który otrząsnął mnie z zamyślenia. Był jak kubeł zimnej wody, a nawet takiej, w której pływały kostki lodu.

Mając styczność z policją przez tyle lat, zdołałem się do niego przyzwyczaić, lecz zawsze wywoływał we mnie niepokój, to zrozumiałe.

Od razu skojarzyłem kształt, rozmiar, ciężar, ostrożność bruneta...

Chłopak trzymał w dłoni pistolet samopowtarzalny. Byłem tego pewien. Tym dźwiękiem było odbezpieczenie go.

Ciemnowłosy powoli uniósł broń. Widziałem, jak jego ręka mocno drży. Co zamierzał? Nigdy nie wykonuje nieprzemyślanych kroków, nie pozwala, by emocje nim zawładnęły.

Przyłożył lufę do skroni. Drżał.

— RYUZAKI! — nie wahałem się ani chwili. Skoczyłem w jego stronę, następnie szybkim ruchem wytrącając mu przedmiot z dłoni.

Pistolet przez mój ruch wystrzelił. Kula nie trafiła w żadnego z nad, jednak poszybowała w stronę zasłoniętego okna. Z łatwością przebiła się przez ciemną roletę. Nie zatrzymała jej też grubość szyby. Zdążyłem wcześniej zauważyć, że szkło w tym pokoju było inne. Nadal trwałe, lecz nie tak grube, jak to w reszcie okien. W końcu to L przebywał częściej w tym pokoju, więc był lepiej strzeżony, a każdy potrzebuje trochę światła. W dodatku z tej strony znajdował się ogród, więc możliwość ewentualnej ucieczki nie istniała.

Oszołomiony zdarzeniem nie usłyszałem nawet, jak pistolet upada. Wiem jednak na pewno, że wylądował na podłodze. W zasadzie nie słyszałem niczego. Byłem zbyt zdezorientowany.

Dopiero po czasie zdołałem dosłyszeć szloch Ryuzakiego. Powoli spojrzałem na jego twarz. Padało na nią idealnie światło dziennie, wprost z otworu w oknie. Była zaczerwieniona. Na policzkach prócz nowych łez, znajdowały się również słone ścieżki zostawione przez ich poprzedniczki. Teraz wszystko zmieszało się ze sobą.

Jeszcze nigdy nie widziałem tego chłopaka płaczącego. Nigdy nie widziałem go w takim stanie.

Czy... Czy to, co zrobiłem, naprawdę poruszyło nim aż tak? By posunął się nawet... Do próby samobójczej...?

Mocno go objąłem, chcąc w ten sposób zatrzymać go przez zrobieniem sobie czegokolwiek. Nie mógłbym do tego dopuścić. To straszne i niemoralne.

Niemoralne...

...

Nie nad tym powinienem się teraz zastanawiać.

Chłopak nie obejmował mnie. Jedynie powoli usiadł, nadal mając nogi blisko klatki piersiowej. Otoczył je ramionami, przyciskając do siebie jeszcze bardziej, a następnie przyłożył twarz do kolan, starając się stłumić szloch.

Ryuzaki to silny psychicznie człowiek. Czy mój wybryk był naprawdę aż tak rażący? Czy... Czy zarwanie zaufania zabolało go tak bardzo, iż zdołał posunąć się do całkowicie nieprzemyślanych kroków?

Skąd w ogóle miał broń? Zdaję sobie sprawę, że osoba jego pokroju nie miałaby problemu z zakupem oraz odpowiednimi na to dokumentami, ale... Dlaczego?

Może chciał popełnić samobójstwo od początku? A może trzymał go, by zabić mnie w razie potrzeby? Może był tylko na wszelki wypadek?

Czy... Czy naprawdę znaczę dla ciemnowłosego tak wiele? Czy...

Cholera...

Posiadam rodzinę. Nadal przecież mam siostrę. W dodatku tysiące ludzi uważa mnie za Boga... Natomiast...

Natomiast Ryuzaki to dziecko z sierocińca...

Już od początku musiał mierzyć się z tym, że ktoś go nie chciał. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak musiało to boleć. Że był niepotrzebny, zbędny, był problemem.

Nie wiem, może jego krewni zginęli i to był powód trafienia do domu zastępczego. To również nie może być miłe uczucie.

W obu przypadkach musiał zaakceptować, że jest na tym świecie zupełnie sam.

Został adoptowany, to musiało być duże przeżycie. Zyskał w końcu Watariego. Nawet, jeśli był bardziej, jako partner, to z pewnością nie zabrakło wśród nich relacji bardziej osobistych. W końcu znali się tak długo.

Tymczasem ja... Ja odebrałem mu wszystko...

Rodzinę, honor, pracę... Całe życie!

Wcześniej mówił, że nigdy nie miał przyjaciela. Ja... Ja nim zostałem... Jak widać nie nadaję się do relacji międzyludzkich... Wszystko spieprzyłem...

Przytuliłem go mocniej.

— Przepraszam... — szepnąłem niemo.

Teraz nie jest stabilny psychicznie... Powinienem go obserwować, opiekować się nim, jakby był małym dzieckiem i w każdym momencie groziło mu niebezpieczeństwo.

Poniosę odpowiedzialność za własne czyny... Choć w jednej kwestii to zrobię...

Nieświadomy [L x Kira]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz