Rozdział XII "Koniec niewolniczego życia"

57 6 42
                                    



Halvär obudził się z bolesnym grymasem na twarzy. Czuł ból niemal każdej części ciała. W kwaterze nie było okien, ale wiedział, że świat spowija jeszcze szarość. Obok leżała tylko jego ptaszynka. Wszystkich niewolników przegonił wczoraj wieczorem. Garść monet wystarczyła, aby większość z nich posłuchała. Ci, którzy zaprotestowali, gorzko tego pożałowali i wkrótce też opuścili pomieszczenie, tyle że z połamanymi nosami i poobijanymi twarzami. Dziewczyna dotrzymała słowa i stała się jego nagrodą. Zaskoczyło go, że podeszła do niego zaraz po turnieju. Był pewny, że zapomni, ale nie zrobiła tego. Leżała teraz naga obok niego. Przesunął swoją szorstką dłonią po jej delikatnych plecach. Była taka głupiutka i taka śliczna. Halvär sam siebie, mimo że był, kim był, uważał za ponadprzeciętnie inteligentnego, a takie istoty jak ona, tylko utwierdzały go w tym przekonaniu.

Pod drzwiami cały czas słyszał tuptanie i rozmowy dwójki strażników. Wczoraj wyszedł, aby ich przegonić, ale okazało się, że są to kreatorzy powietrza, którzy przybyli z rozkazu Breeza, aby pilnować miecza. Teraz znów miał ochotę, oderwać im te głupie głowy i zobaczyć czy rzeczywiście będą potrafiły fruwać, gdy zrzuci je z wieży. Wstał i przeszedł się po pomieszczeniu. Rozciągnął niedbale bolące mięśnie i pokryte siniakami oraz drobnymi ranami ciało.

Nalał sobie złocistej cieczy z drewnianej beczułki. Nie była jego, ale nie przejmował się tym. Miał dziś zamiar, wyruszyć na północ razem z pieniędzmi, na które czekał. Liczył, że Breeze dostarczy je jeszcze dziś. Czuł się wreszcie wolny, a to było piękne uczucie. Radość przykrywał tylko smutek po stracie Agitariusa. Wszak to z nim chciał się tam udać, do Darros. Teraz zmienił plany. Pragnął zobaczyć miasta i wsie spalone przez armię potężnego demiurga jakieś dziesięć lat temu. Z historii słyszał o setkach kilometrów szarego pustkowia, które ciągnęło się niemal od północnej twierdzy aż do samych roztopów, miejsca, gdzie zima ustępuje wiośnie.

Teraz pragnął, na ruinach wybudować swoje miasto. Chciał być władcą popiołów. Miał zamiar kupić kilkudziesięciu niewolników i zbudować własny świat od belki do belki, a wszystko to będzie jego. Będzie zwiedzać północ i polować na dzikie hordy. Chciał zabijać i gwałcić. Pragnął żyć jak wolny człowiek, nieograniczony przez kogokolwiek. Teraz będzie mógł to robić. Po Agitariusie dostał jego zbroję, hełm i miecz. Zbroja była zbyt duża, więc postanowił ją sprzedać. Na pewno dostanie za nią spory wór złota, szczególnie że to jedna z najpiękniejszych zbroi, jakie widział. Upił łyk chmielowego napoju. Przepłukał nim usta i wypluł na ziemię.

Położył się znów obok ślicznej nagrody. Jak mu wcześniej powiedziała, nosiła imię Hitomi. Matka nazwała ją tak podobno dlatego, że miała śliczne oczy. Halvär nie mógł temu zaprzeczyć. Kochali się pół nocy, a on zakochał się w tym spojrzeniu. Leżąc, wziął kolejny łyk i zakrztusił się, rozlewając niemal całą zawartość naczynia. Bursztynowy napój polał się po jego twarzy, piersi i w końcu wsiąknął w miękki materiał łóżka oraz słomę. Dziewczyna obudziła się, słysząc nagły hałas. Przez chwilę patrzyła nieobecnym wzrokiem na to co się dzieje. Uśmiechnęła się, widząc Halvära, oblanego piwem. Pocałowała go i poczuła chmiel oraz odór alkoholu.

— Pijany nie zdobędziesz północy — szepnęła mu do ucha.

— Tam nie ma co zdobywać. Chyba że chcesz walczyć z zimą, ale z nią nie można wygrać. — Halvär uszczypnął policzek Hitomi, zjechał dłonią i przytrzymał ją za podbródek. Przez chwilę patrzył prosto w jej ciemne oczy. — Chcesz udać się ze mną? — zapytał.

— Chcę być wszędzie tam, gdzie król północy. — Pocałowała go znowu. Nigdy nie czuł nic tak miękkiego jak jest usta. Pocałunki przerwał im donośny odgłos uderzania pięścią o drzwi. Halvär wstał poirytowany i mocnym szarpnięciem otworzył wejście. Stała tam ta sama dwójka co wczoraj wieczorem. Dwóch młodych kreatorów powietrza o szarych oczach i gładkiej twarzy. Jeden z nich cofnął się, widząc nagą dziewczynę za półnagim Halvärem. Szybko jednak wyprostował się, nie chcąc, aby ktoś zauważył jego speszenie.

Onira  {Tom I}Where stories live. Discover now