Epilog "Przy Avi, na zawsze sobą"

48 6 17
                                    



Roki leżał w łóżku już od kilku dni. Nie miał ochoty się podnosić, ani z nikim rozmawiać. Każda nietypowa myśl, jaka pojawiała się w jego głowie, przyśpieszała bicie serca i wzbudzała strach. Cały czas zastanawiał się nad prawdziwością słów pradziada, a co więcej myślał o tym, czy jego dusza jest już w nim. Często kręciło mu się w głowie, choć argumentował to sobie zmęczeniem, szokiem i niewyspaniem. Prawdę mówiąc, był tak przejęty, że nie pamiętał nawet drogi powrotnej z więzienia. Edward opowiedział mu potem o jego okropnym stanie.

— Mówiłem do ciebie, a ty nie odpowiadałeś — wspominał aspekt. — Co tam się do jasnej cholery wydarzyło?!

Roki opowiedział im o wszystkim, gdy już doszedł do siebie. Powiedział o pradziadzie, który bez wątpienia okazał się demiurgiem, pozbawiając Edwarda przytomności i materializując scyzoryk. Opowiedział o wyspach i o słowach pradziada, w których on mówił, jak za nim tęsknił i wspominał czasy, gdy Roki był mały. Na końcu rzekł kilka słów o uczuciach, jakimi się oboje darzyli i jak blisko ze sobą byli od maleńkości. Opowiedział, że pradziad pragnął go zobaczyć już ostatni raz przed śmiercią, a potem się zabił.

Choć chciał, to nie przeszło mu przez gardło nic o duszy pradziada, która miała na niego wstąpić. Nie pisnął słówkiem o tym, że jest nośnikiem i o tym, że pradziad będzie chciał zniszczyć Onirę jego rękami. Nie oznajmił im też prawdy o powstawaniu wysp. Wszystko to zachował tylko dla siebie, choć tak bardzo pragnął się tym podzielić. Swój smutek, żal i niepokój uargumentował stratą bardzo bliskiego mu członka rodziny.

Czuł się podle, gdy Avi i Lili przytuliły go, a on wiedział, że je okłamał. Lili drżącymi rękami odebrała klucz od Edwarda i tylko gdy nastał dzień, zaniosła go na swoje miejsce, tak aby Balothon nie zauważył jego zniknięcia.

Roki spędził w łóżku już trzy noce, a podczas dnia również nie opuszczał tego miejsca. Nawet Edward próbował go wywlec i namówić do jakiejś aktywności, ale na nic to się zdało.

Nie miał pojęcia, która mogła być teraz godzina. Gapił się w ciemność i rozmyślał, próbując sobie poukładać wszystkie przekazane informacje. Najbardziej obawiał się, że się zmieni. Nie chciał stać się pradziadem, ale już teraz wiedział, że to nieuniknione. Kolejna dziwaczna myśl nawiedziła jego umysł, lecz wyparł ją, nim zdążył pomyśleć, o czym była.

Po kilku godzinach rozmyślań, gdy jego oczy same się zamykały, usłyszał cichutkie kroki. Musiało być bardzo wcześnie, bo rozglądając się, dostrzegał jedynie zarys firan, draperii i mebli. Przez okno natomiast wpadało bardzo niewyraźne światło, wstającego powoli dnia. Mimo że się rozglądał, to nie dostrzegł nikogo, kto by się zbliżał, a jednak kroki stawały się coraz wyraźniejsze. Chwilę później poczuł ruch i wgniatające się w materac drobne ciało Avi.

— Śpisz? — wyszeptała i ułożyła się obok niego.

— Avi? Co tu robisz?

— Martwię się o ciebie, mam wrażenie, że śmierć bliskiego ci pradziada cię zmieniła. Widzę, jak to przechodzisz. To musi być dla ciebie bardzo trudne.

— Jest w porządku — skłamał Roki i poruszył się niespokojnie. Nie mógł powiedzieć ani jak realnie się czuje, ani tego co naprawdę wydarzyło się w podziemiach. Nie miał teraz żadnych wątpliwości, że dusza pradziada już w nim jest.

— Nie chcę, żebyś się zmieniał, Roki. — Avi słyszalnie przełknęła ślinę. — Nie wiem dlaczego, ale jesteś inny niż wszyscy. Nigdy nie poznałam nikogo, kto byłby chociaż trochę do ciebie podobny.

Roki, który dotychczas wpatrywał się w sufit, spojrzał na dziewczynę, choć dostrzegał tylko niewyraźny zarys jej twarzy i błyskające, niespokojne oczy, które musiały odbijać, wpadające przez okno niewyraźne światło.

— Avi, nie zmienię się — zapewnił ją, a te słowa ledwie przeszły mu przez gardło.

— Już się zmieniłeś — orzekła, wprawiając go w osłupienie. — Wiedz jednak, że nie pozwolę, aby to trwało. Ktoś taki jak ty, nie może się stać kimś innym tylko przez to, że stracił bliską osobę. Weź się w garść. Ja nawet nie znam swoich rodziców, nie mam rodziny. Przecież nie widziałeś pradziadka od maleńkości. Powiedz mi, co zmieniła śmierć tego człowieka?

"Wszystko" — chciał wykrztusić, ale nie potrafił. Potrząsnął tylko zrezygnowany głową, a ona ścisnęła jego nadgarstek. Dotyk jej filigranowych dłoni spowodował dreszcz, który przeniknął przez całe jego otępiałe ciało, będąc jak zimna kąpiel. Zmysły wyostrzyły się, a uczucie przygnębienia, żalu, strachu i smutku minęło. Ciepło spowodowane dotykiem rozlało się, docierając do każdego zakamarka ciała.

— Nie pozwolę ci się zmienić — szepnęła znowu i przysunęła się bliżej, tak że poczuł jej słodki zapach.

Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, więc milczał wsłuchany w jej przyśpieszony oddech. Zdał sobie sprawę, że Avi wciąż ściska go za nadgarstek, choć już nie tak mocno. Poczuł się nieco speszony, zresztą jak często obok niej. Nagły odruch popchnął go jednak do tego, aby zaplótł palce razem z jej palcami. Leżeli tak chwilę, trzymając się za dłonie, wpatrzeni w sufit i ani on, ani ona, nie wykonali żadnego ruchu, bo było im po prostu dobrze.

Roki czuł, że jego umysł pozbył się wszelkich myśli. Po prostu leżał tu i teraz i nie myślał o niczym, jedynie intensywnie łapał każdy pojawiający bodziec, aż poczuł niewielkie poruszenie. Nos Avi dotknął jego zimnego policzka, a ciepły oddech rozlał się po jego twarzy.

Odwrócił się bokiem do niej, tak że ich nosy zetknęły się ze sobą. Przeszło mu przez myśl, że nie powinien się tak zachowywać, jednak ciepłe usta Avi były wystarczającym sygnałem, że ona też pragnie się zbliżyć. Odwzajemnił pocałunek, choć bardzo niezdarnie. Z zadowoleniem zauważył, że Avi nie przeszkadza jego nieudolność. Wiedział, że na nią nie zasługuje, wszak była najwspanialszą i najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkał, a on okazał się zwykłym kłamcą.

Gdyby miał choć za grosz honoru, przerwałby to, ale nie robił nic. Dał się ponieść swojemu marzeniu i potrzebie tej bliskości. To nie on był kłamcą, lecz pradziad. Wplótł palce w jej czarne, pachnące herbatą włosy. Ich wargi jeszcze mocniej się złączyły, a umysły zaczęły pracować jak jedność. Leniwie, nigdzie się nie śpiesząc, przechodzili coraz dalej. Było już znacznie jaśniej, przez co mógł zobaczyć jej rozpromienione, ciemne oczy, które odbierały mu całą pewność siebie, lecz nie musiał być pewny. Przy niej nic nie musiał. Nie potrzebował nikogo udawać, a za widok jej uśmiechniętych ust, mógł oddać wszystko. Nie tylko swoją pewność.

Avi zsunęła z siebie cienkie giezło. Roki nie mógł oderwać wzroku od kształtu jej ciała, które tonęło w półmroku. Oboje w jednym momencie wciągnęli powietrze i nie wypuszczali go, trwając w bezdechu. Roki nie wiedział, co robić, więc to Avi przejęła inicjatywę i zwinnymi, choć niezwykle delikatnymi ruchami rozpięła jego lnianą koszulę, przez co poczuł się nagi i bezbronny. Odarty nie tylko z ubrań, ale i z tajemnic, kłamstw i złych myśli.

— Nie pozwolę ci się zmienić — szepnęła mu do ucha. Słyszał, lecz był sparaliżowany, a jego kończyny nie mogły się poruszyć. Mógł tylko patrzeć, analizować i czerpać przyjemność, gdy ta niebiańska istota dotknęła jego nagiego ciała swoim ciałem, tak że oboje poczuli przepływające dreszcze, które mimowolnie jeszcze bardziej zacieśniały ich objęcie. Tworzyli jedność. On tak inny od niej i ona odmienna od niego. Ona jasnością, która rozproszyła jego mrok. Ona dźwiękiem, który wypełnił jego ciszę. Ona miłością, która rozpaliła jego serce. Ona, która zatrzymała jego duszę.

Kiedy był już w niej, a ich ciała stanowiły jedność, wiedział, że na zawsze zostanie sobą. Pragnął zrobić to dla niej. Dla Avi, która dała mu to, co odebrał pradziad.





Onira  {Tom I}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz