Historia Lili

43 6 21
                                    



Dziewczynka siedziała na niewielkim, ale za to dosyć grubym dywaniku. W małej rączce trzymała drewnianego konika, którego wystrugał jej ojciec, Balothon. Czwarte urodziny miała mieć co prawda za kilka dni, ale tatuś wręczył jej prezent wcześniej, nim wyjechał do stolicy.

Dziewczynka pogalopowała konikiem po brzegu dywanu, a potem po drewnianej podłodze, pachnącej starym, dębem. Zabawka miała jej wynagrodzić coraz częstszy brak ojca, który dostawszy posadę alfakreatora, coraz rzadziej bywał w domu.

Niebawem mieli się przeprowadzić z tej przytulnej, leśnej chatki do Avalanu. Czekali jedynie, aż kreatorzy przygotują należną im kwaterę. Lili spojrzała, na siedzącą przy stole matkę. Kobieta haftowała ognisty symbol i wyglądała na przygnębioną. Kilka ran po igłach zdobiło jej palce, co mogło świadczyć o braku skupienia.

Dziewczynka pomachała do niej konikiem, chcąc zwrócić uwagę swojej rodzicielki. Kobieta podniosła głowę i zdobyła się na wymuszony uśmiech. Odgarnęła długie jasnobrązowe włosy, które spłynęły po jej plecach niczym prawdziwy wodospad. Lili uwielbiała się nimi bawić, gdy zasypiała, często mierzwiła je rączką. Inaczej nie potrafiła zasnąć.

Podniosła się z dywanu i szybkim krokiem podreptała do mamusi, aby podać jej konika, mimo że ta wcale o niego nie prosiła.

— Podoba ci się prezent od tatusia? — zapytała kobieta i uważnie obejrzała zabawkę po raz wtóry tego dnia.

— Śliczny konik! — zawołała Lili i czule pogłaskała drewnianą grzywę sztucznego zwierzęcia. Poczuła delikatną dłoń swojej matki, która podrapała ją po rudawej czuprynce. Dziewczynka odebrała konika i pobiegła do skaczącego w kominku ognia. Uwielbiała spoglądać w iskry i w płomienne języki, które oblizywały łapczywie drewno. Odstawiła konika nieco dalej.

— Znudziła ci się zabawka? — Kobieta usiadła obok i popatrzyła z zaciekawieniem na córkę.

— Konik boi się ognia — odpowiedziała dziewczynka, jakby było to coś, co każdy powinien wiedzieć. — On jest drewniany i się boi.

Lili popatrzyła na swoją matkę, która znów gładziła ją po główce.

— Chcesz coś zobaczyć, mamusiu? — zapytała, na co kobieta skinęła absorbująco głową.

Dziewczynka zacisnęła drobną piąstkę, a gdy ją otworzyła, ukazał się na niej migoczący płomyczek nie większy od płomienia świecy.

Po chatce rozniósł się dźwięk oklasków. Lili widziała, jak matka patrzy na nią z dumą i radością.

— Tylko się nie poparz — ostrzegła kobieta i pogroziła żartobliwie palcem.

— To nie jest gorące. Tatuś potrafi zrobić większy płomyczek.

Matka uśmiechnęła się i pokazała wyhaftowany płomień.

— Śliczny! — krzyknęła Lili i uważnie obejrzała wyszywankę. Przygryzła paluszek, intensywnie nad czymś myśląc. — Ale czemu nie zrobisz prawdziwego?

— Nie potrafię — wytłumaczyła kobieta i wzruszyła szczupłymi ramionami. W jej oczach Lili dostrzegła coś na wzór wstydu, albo smutku. Zresztą nie musiała tego widzieć. Zawsze czuła, w jakim nastroju jest jej matka. — Ty masz swoją moc po tatusiu, wiesz?

Lili skinęła głową i z przejęciem powiedziała:

— Tatuś musi ci oddać trochę mocy, on ma za dużo.

Onira  {Tom I}Where stories live. Discover now