6.

5.4K 128 6
                                    

Lucy:

W mojej głowie ciągle rozbrzmiewa się to jedno kluczowe słowo.

Attento! Attento! Attento!

A co gdybym jednak mogła uratować Madison?

Co zdarzyłoby się gdybym przestała go szukać?

Być może wszystko potoczyłoby się inaczej.

Nurtujące pytania nie dawały mi spokoju. Definitywnie potrzebowałam snu. Położyłam się więc na chwilę, planując ponownie odwiedzenie mieszkania przyjaciółki. Z tego wszystkiego zapomniałam o kocie, którym nie ma się kto zająć pod jej nieobecność.

Obudziłam się, przekręcając głowę na bok, gdzie znajdował się malutki zegar.

18.00.

Czy to możliwe, że przespałam aż tak długi czas?

Zazwyczaj moje drzemki kończyły się po dwóch godzinach, ale cóż. Czas leci nieustannie. Poszłam wziąć szybki prysznic, przebrałam się, umyłam zęby, a następnie od razu ruszyłam do wyjścia. W mieszkaniu Maddie znalazłam się po 10 minutach. Wszystko było nienaruszone, a jej tłusty, rudy kot Garfield wylegiwał się na swoim legowisku. Pośpiesznie wzięłam potrzebne, kocie rzeczy, a jego samego wpakowałam do transportera, po czym wyszłam.

Nie chciałam tam przebywać zbyt długo.

Wyrzuty sumienia za bardzo mnie męczyły.

Upewniłam się, czy aby na pewno zamknęłam drzwi na klucz i w popłochu uciekłam. Gdy byłam już w samochodzie coś przykuło moją uwagę. Elegancka czarna koperta za wycieraczkami mojego auta.

Zmarszczyłam brwi, ponownie wstając.

"Odpowiedzi czekają na Ciebie dziś o 22.00."

Znowu on?

Czy ten człowiek nie może dać mi chociaż dnia swobody?

Dotarłam do domu, po czym od razu zaczęłam rozstawiać kocie rzeczy w kuchni, wypuszczając przy tym Garfielda. Gdy wszystko było gotowe wyszłam. Stwierdziłam, że zbyt długo nie interesowałam się poradnią, do której wypadałoby wpaść. Przy okazji odciągnę myśli od własnych problemów, rozwiązując czyjeś. Dotarłam do upragnionego miejsca o 19.30. Zamknięcie odbywa się o 21.00, więc miałam jeszcze trochę czasu.

Odetchnęłam z ulgą, gdy ostatni pacjent w końcu zamknął drzwi od gabinetu, uprzednio się żegnając. Ukradkiem spojrzałam na duży zegar, wiszący na ścianie. Ukazywał dokładnie godzinę 21.30. Wizyty trochę się przedłużyły przez moją dość długą nieobecność, ale cieszę się, że pomimo tego poradnia funkcjonowała tak, jak powinna.

Przez całą drogę do mieszkania zastanawiałam się, o co mogło chodzić w liście. Nadchodzi umówiona godzina, ale gdzie niby miałabym poznać odpowiedzi?

Kolejnej styczności z tym psycholem raczej nie zniosę.

Bez dłuższych namysłów weszłam do mieszkania, równo o 22.02, a tam oczywiście zastałam jego. Dzień bez Christiana Black'a to dzień stracony, nieprawdaż?

-Spóźniłaś się. - powiedział surowym tonem.

Zignorowałam go.

Zachowywałam się tak jakby go wcale tu nie było, pomimo tego, jak bardzo było to nienormalne.

Zdjęłam buty razem z płaszczykiem, podeszłam do Garfielda, głaszcząc go delikatnie. Następnie nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego i usiadłam na krześle przy blacie, nie posyłając mu ani jednego spojrzenia.

***

-Grasz w moją grę, Lucy. Ignorancja pogarsza tylko Twoją sytuację, czego,
jak miewam, nie chcesz. - Powiedział pewnie.

Po całym moim ciele przeszły dreszcze i naprawdę miałam szczerą nadzieje, że tego nie zauważył.

-Nie chcesz poznać odpowiedzi na nurtujące Cię pytania? Dlaczego akurat Ty? Dlaczego zamiast Ciebie, na szpitalnym łóżku leży teraz Madison? - Kusił.

Kłóciłam się sama ze sobą. Tak bardzo chciałam wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, ale nie chciałam też żeby widział jak bardzo mi na tym zależy.

Cholera.

-Chcę. - Zdecydowałam stanowczo.

-Chcieć, a móc Lucy... To niestety dwie różne rzeczy. Odpowiedzi oczywiście nie dostaniesz, one były tylko, hm... czymś co by Cię przyciągnęło. - Zaczął, na co cało moje ciało niemal wrzało z wściekłości. - Powiem to dokładnie i bardzo powoli, tak żebyś w końcu zrozumiała. Przestańcie wtykać nosy tam, gdzie nie trzeba. No chyba, że chcecie tym razem obie wylądować w szpitalnych salach. - powiedział, cały czas zmniejszając dzielącą nas odległość.

Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, być może nawet nie chciałam. On jakby to wyczuł, gdyż praktycznie w sekundę położył rękę na mój policzek delikatnie go gładząc.

-Nie bądź samolubna, Lucy. Jak poradziłaby sobie bez Ciebie Twoja kochająca rodzina, która wbiła ci taki nóż w plecy, razem z twoją kochaną Maddie... przestań szperać, a może wyjdzie z nas porządna para. - Mruknął, zabierając przy tym swoją ciepłą dłoń. Następnie pokierował się do drzwi, przystając przy nich.

-Madison z tego wyjdzie, musisz mi tylko zaufać, Bella.

Po czym wyszedł zostawiając mnie w osłupieniu.

Wokół mnie pojawiła się mgła, która przyniosła ze sobą jedno pytanie.

Jaki nóż w plecy?

MYSTERYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz