7.

5.2K 122 31
                                    

Lucy:

Pośpiesznie pakowałam walizki. Nie miałam zamiaru przedwcześnie uprzedzać moich rodziców o moim rzekomym przyjeździe, ani bawić się w podchody, gdy już dojadę do mojego rodzinnego domu. Zapytam w prost, co mają z tym wspólnego. Wiem, że mogę im ufać, ale mimo to wciąż waham się nad tym, czy powiedzą mi prawdę. Mieszkają w Los Angeles, dlatego też byłam skazana na czterogodzinną jazdę. Gotowa do wyjścia, sprawdziłam tylko, czy Garfield ma wszystko, czego potrzebuje, a następnie pokierowałam się do samochodu. Podczas zapinania pasów, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę i to kogo tam zobaczyłam spowodowało mój wybuch.

-Co ty, do cholery wyprawiasz? - warknęłam na, zapinającego pasy Black'a.

-Zdecydowanie zadajesz za dużo pytań. - Stwierdził. - Jedź. - Nakazał niczym jakiś władca.

-Nie ma opcji. Nigdzie ze mną nie jedziesz. - Uniosłam głos. - Wysiadaj. - Tym razem to ja wydałam rozkaz.

-Uspokój się i ruszaj. - Powiedział. - Zresztą, mogę się założyć, że Twoi rodzicie bardziej ucieszą się na mój widok, niż Twój. - dodał kpiąco.

-Wysiadaj. - niemal wrzasnęłam.

Ani drgnął.

Boże, daj mi siły...

-Wysiadaj, powiedziałam! - Przysięgam, że ten krzyk mogło słyszeć całe pierdolone Las Vegas, a on nic sobie z tego nie robił. Lekceważył mnie, nieustannie siedząc z nosem w telefonie.

-Jeśli w ciągu dwóch minut się nie zamkniesz, a to auto wciąż będzie stało, Twoja waleczność odbije się na stanie Madison. - Zagroził. - Daje Ci słowo.

Chciałam krzyczeć i czym prędzej wypchnąć go z tego auta, chociażby siłą, ale co jeśli mówił prawdę? Nie mogłam ryzykować.

Po chwili namysłu, w końcu ruszyłam.

Droga minęła nam w całkowitej ciszy. Mieliśmy dwa postoje, które wyglądały tak samo. Ja wychodziłam z auta po jedzenie i picie, a on zostawał w aucie kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Nie posłał mi nawet jednego spojrzenia, ale może to i lepiej? Tak, czy siak zaraz mieliśmy być na miejscu. Szczerze mówiąc, strasznie się stresowałam. Nie wiedziałam o czym się dowiem i dlaczego moi rodzice mieliby cieszyć się na widok tego buraka, dlatego dość mocno się niepokoiłam.

Po 20 minutach w końcu dotarliśmy.

Bałam się.

Bałam się, jak cholera.

Christian otworzył drzwi i wyszedł, a ja wciąż siedziałam w osłupieniu. Nagle drzwi od mojej strony również się otworzyły, a przed nimi stał, jak się okazało, Black.

-Ruszysz się, czy mam Ci pomóc? - Zapytał nerwowo, wyrywając mnie z amoku.

Wzięłam głęboki oddech, wyszłam z auta, po czym pokierowałam się do drzwi wejściowych. Już miałam nacisnąć dzwonek, lecz ten niekulturalny dupek uprzedził mnie, naciskając na klamkę. Drzwi bez uprzedzenia się otworzyły, a my weszliśmy do środka. Nagle, dosłownie znikąd przed pojawiła się moja mama, która wręcz rzuciła się na Christiana, który przybrał tak sztuczny uśmiech jakiego nigdy w życiu nie było mi dane zobaczyć.

***

-Lucy! Kochanie, tak dawno Cię nie widziałam. Wyładniałaś... - Powiedziała moja mama, gdy w końcu skończyła witać Christiana.

-Cześć, mamuś. - Uściskałam ją. - Muszę z Wami o czymś porozmawiać. Jest tata? - Uśmiechnęłam się zestresowana.

-Pewnie. - Kiwnęła głową, zapraszając nas do salonu. - Coś się stało? - Zapytała z troską.

-Powiedzmy. - Odpowiedziałam, kierując się do pomieszczenia, w którym tak, jak mówiła mama, znajdował się tata.

-Hej, tato. - Przywitałam się.

-Och, Lucy! - Zawołał, posyłając mi ciepły uśmiech. - Co tam słychać w wielkim świecie? - Zaśmiał się. - Witaj, Christianie. - Przywitał się z brunetem, gdy tylko go zobaczył, już poważniejszym tonem.

-Wszystko po staremu. - Oznajmiłam z uśmiechem. - Chciałabym Was tylko o coś zapytać. - Wszyscy usiedliśmy na obszernej kanapie, wzdychając.

-Wytłumaczcie mi, błagam, dlaczego Black nie daje mi spokoju i na dodatek mówi, że macie z tym coś wspólnego? Skąd Wy się w ogóle znacie? - Posłałam im pytające spojrzenie, na co mój tata z niechęcią zabrał głos.

-Skarbie, my na prawdę nie chcieliśmy żeby to wszystko się tak potoczy... - Nie było mu dane dokończyć, gdyż Christian z premedytacją mu przerwał.

-Sprzedali Cię.

Wyszczerzyłam oczy, niemal dławiąc się własną śliną.

Jak to mnie, kurwa, sprzedali?!

-Kłamiesz... - powiedziałam niepewnym głosem, po czym parsknęłam, uznając to za kiepski żart.

-Lucy, tak nam przykro. Nie mieliśmy innego wyjścia, naprawdę. - Zaczęła mama. - Nagle zaczęliśmy mieć problemy finansowe, a Christian spadł nam jak z nieba. Zaoferował pomoc finansową w zamian, cóż... - Przełknęła ze łzami w oczach. - ... w zamian za Ciebie. - dokończyła.

-Jak mogliście sprzedać własne dziecko? - Zapytałam drżącym głosem. - Przecież mogliście zwrócić się o pomoc do mnie! Dobrze wiecie, że moja poradnia radzi sobie nadzwyczajnie dobrze! Mogłabym Wam pomóc bez żadnego problemu! - Powiedziałam podniesionym głosem. - I wy się nazywacie moimi rodzicami? - Zapytałam zrozpaczona. - Dlaczego mi nie powiedzieliście? W dodatku dowiedziałam się od niego!

Moi właśni rodzice potraktowali mnie jak worek ziemniaków. Sprzedali mnie. Ba! Sprzedali mnie akurat Christianowi Black'owi, który jest pieprzonym mordercą!

Nie wierzę...

Jak burza wyparowałam z salonu, kierując się prosto do swojego dawnego pokoju, w którym wybuchłam gromkim płaczem. Przecież gdybym tylko wiedziała... Poradzilibyśmy sobie, w końcu jesteśmy rodziną. Od małego uczono mnie, że to właśnie ona jest w życiu najważniejsza.

Cóż...

Najwyraźniej dorastałam w kłamstwie.

Około godzinną rozpacz przerwała mi osoba wchodząca do pokoju.

-Wracamy. - rzucił Black, a następnie wyszedł.

Z prędkością światła podniosłam się i wyszłam, nie obdarzając moich rodziców ani jednym spojrzeniem. Kilkukrotnie dobijali się do mojego pokoju z przeprosinami, lecz ja potrzebowałam czasu, nie ich dalszych wyjaśnień.

Po prostu muszę ochłonąć.

Tym razem usiadłam na miejscu pasażera, a Christian za kierownicą. Gdy mężczyzna miał przekręcać kluczyk, coś go powstrzymało. Wyciągnął paczkę chusteczek z kieszeni, po czym rzucił mi ją na kolana, mówiąc:

-Nie rycz już. - A następnie ruszył.

MYSTERYWhere stories live. Discover now