36.

7.6K 151 34
                                    

5 LAT PÓŹNIEJ...

Perspektywa trzecioosobowa:

Jak co roku Lucy Hellman przychodziła w to jakże ponure miejsce, by położyć różowe hortensję na miejscu spoczynku jej przyjaciółki Madison. Również co roku w tym krótkim wydarzeniu towarzyszył jej nijaki Christian Black, który każdego dnia pomagał jej się pozbierać, by w końcu mogła być tym kim jest teraz. I śmiało mógł przyznać, że i ona codziennie sprawiała, iż czuł się lepszym człowiekiem. Potarł delikatnie jej rękę kciukiem, podczas gdy ona odbierała kwiaty od uprzejmej sprzedawczyni, która co roku wręczała im ten sam bukiet.
Lucy wzięła głęboki wdech, a następnie westchnęła:

-Miejmy to już za sobą.

Ten jeden dzień w roku był dla niej zdecydowanie jednym z tych trudniejszych, ale i najważniejszych. Odkąd dowiedziała się prawdy o wszystkim, ciężkie dni były dla niej normą, lecz teraz dzięki Christianowi i rodzicom pokonała złe wspomnienia oraz mogła żyć pełnią życia wraz z osobą, która stała się jej nieodłączną częścią. Black ponownie delikatnie potarł jej dłoń, kierując się w stronę pochówku Madison Adams. Pochowana została z tym nazwiskiem i także z tym nazwiskiem została zapamiętana. Dotarli na miejsce, przełykając ślinę w tym samym czasie. Dla nich obu nie była to łatwa chwila. Christianowi ta dziewczyna zamordowała rodzinę, a dla Lucy, pomimo wszystko była jedną z najważniejszych osób. Mimo to oboje wspierali się z taką samą siłą. Podczas tych 5 lat mnóstwo rzeczy się pozmieniało. Nie byli tacy sami jak kiedyś i może właśnie dlatego, teraz stoją tu razem.

-Hej, Maddie. - Zaczęła Lucy. - Przyniosłam Ci kwiaty, Twoje ulubione. Hortensję... - Westchnęła smutno. - Kocham Cię. Okej? Tak naprawdę... - Po jej policzku spłynęła samotna łza wraz z wypowiedzeniem tych słów. - Codziennie o Tobie myślę i mam nadzieje, że wiesz, iż tak szybko o Tobie nie zapomnę, wariatko. - Uśmiechnęła się delikatnie. - No cóż. Nie chciałabyś żebym się rozklejała, także do zobaczenia, kochanie. - Powiedziała, ściskając dłoń Christiana mocniej. Pochyliła się w stronę grobu, ostrożnie kładąc na nim kwiaty. Uśmiechnęła się ten ostatni raz, odchodząc.

Za każdym razem nie trwało to dłużej niż 5 minut. Hellman na cmentarzu bywała co roku, ale z Madison rozmawiała codziennie. Pomagało jej mówienie do niej. Z czasem mówiła coraz mniej, ale i tak była to część jej dnia. Nie mogła obejść się bez chociażby głupiego „Cześć, Maddie. Jak leci?" A Christian? Christian jak najbardziej ją w tym wspiera. Sam podsunął jej ten pomysł i jest dumny z tego, jak sobie radzi. Uwielbia tą dziewczynę choćby nie wiem co i nie zamierza przestawać.

Wsiedli do auta kierując się prosto do słonecznego Los Angeles. Jej kontakt z rodzicami był o niebo lepszy. Owszem, potrzebowała czasu, by przyzwyczaić się do tego, że jej ojciec stoi na czele największej maffi w Vegas oraz Los Angeles. Nie miała zielonego pojęcia jak udało im się ukrywać ten fakt przez tak długi czas, jednak nie miała im tego za złe. Chronili ją, a cała ta afera z jej rzekomą „sprzedażą" była po prostu ściemą. Christian wraz z ojcem Lucy wtedy zaczynali współpracę, a jednym z warunków Josepha była ochrona młodej Hellman przez samego Black'a i pomimo tego, iż o wielu rzeczach jej ojciec do tej pory nie ma pojęcia, nie mógł wymarzyć sobie lepszej ochrony dla córki. Gwałt został niemal zapomniany. Czasami jego wspomnienia wplątywały się w koszmary Christiana, jak i Lucy, ale złe czasy mieli już za sobą. Byli pewni, że drugi raz do czegoś takiego nie dojdzie.

A Madison? Cóż. Okazało się, że jej ojciec chorował na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. Była przez niego bita, a czasami nawet molestowana. Manipulował ją i zastraszał. Każdego dnia był innym człowiekiem, a biedna Maddie nie mogła sobie z tym poradzić.

Nikt nie mógł.

Lecz teraz była w lepszym miejscu.

Bynajmniej taką nadzieję miała Lucy.

Gdy dotarli na miejsce czekała na nich życzliwa atmosfera, która jak zawsze obowiązywała w domu rodziny Hellman. Usiedli razem do wspólnego posiłku, gawędząc przy tym co jakiś czas. Zupełnie jak normalni nudzie... Jak normalna rodzina. Aż w końcu, gdy wszyscy spożywali deser, Black chwycił Lucy za rękę, zmuszając ją przy tym by wstała. Sam natomiast klęknął na jedno kolano i zaczął:

-Wyjdź za mnie, Lucy. - Wyrecytował, zupełnie tak, jakby cały wcześniejszy czas ćwiczył tą kwestię. Być może dlatego, iż tak właśnie było. - Wiem, że ze mną nigdy nic nie będzie idealne, ale mam dość bawienia się w jakieś głupie podchody. Bądź w końcu moja. Tak naprawdę. - Annastępnie wyjął pierścionek ze świecącym się, małym diamencikiem.

Znał ją zdecydowanie za dobrze. Od razu wiedział jaki pierścionek wybrać. Hellman nigdy nie chciała ogromnego brylantu i jeszcze większych zaręczyn. Zawsze marzyła o oświadczynach właśnie w gronie swoich najbliższych. Często się kłócili, lecz akurat z tym Black trafił w dziesiątkę.

-O cholera. - Wydusiła zdziwiona Hellman.

-Czy to znaczy „tak"? Wiesz, kolano mi drętwieje i... - Nie skończył, gdyż Lucy rzuciła się na jego szyję.

-Tak! Tak! Tak! - A następnie złożyła soczysty pocałunek na jego ustach.

Spojrzał na nią oczarowany, gdy tylko się od niego oderwała. Po uśmiechu jaki mu posłała, wiedział, że to wszystko było tego warte. Włożył pierścionek na jej smukły palec, całując jej dłoń. Wstał, po czym skradł jeszcze jednego całusa swojej ukochanej.

Zaczęły się gratulacje, uściski i wiwaty. Tata Lucy otworzył szampana, którego niestety tylko Hellman skosztowała. Śmiali się, oglądali filmy, siedzieli do późna, rozmawiając w najlepsze.

Gdy pożegnali się z Josephem oraz Grace wsiedli do auta, kierując się do domu. Nowego domu, który został przez nich kupiony dwa lata temu z polecenia Dereka. Vegas było szalone. Tam mogło dziać się dosłownie wszystko i właśnie dlatego było to ich miasto. Młodszy kuzyn Black'a ożenił się z piękną blondynką, która dała mu córkę i syna. Lily oraz Luke'a. Cudowne dzieciaki. Wiecznie uśmiechnięte, które z ogromną miłością traktują wujka Christiana i ciocię Lucy.

Jechali, jechali i jechali, aż w końcu stało się coś czego Hellman się nie spodziewała. Cały czas spoglądała na piękny pierścionek, aż w końcu Black złapał jej dłoń, ścisnął ją, po czym powiedział:

-Kocham Cię, Lucy.

Pierwszy raz od dziewięciu lat udało mu się wydusić te słowa. I wiedział, ba, był pewny, iż skierował je do właściwej osoby. Tej jedynej, która będzie z nim na dobre i na złe.

Lucy również wiedziała, że brunet mówi szczerze, bowiem od dawna zdała sobie sprawę z tego, że jej zagadka nigdy nie zostanie rozwiązana i wcale nie musi.

Była pewna, że i ona była dla Christiana zagadką i właśnie tak miało pozostać, gdyż oboje nie chcieli rozwiązywać swoich zagadek do końca.

Chcą poznawać się na nowo do końca i są święcie przekonani, iż właśnie tak będzie.

Bo potrzebna jest im do szczęścia już tylko miłość...

KONIEC.

Dziękuje Wam za wszystko! Nie macie pojęcia ile Wam zawdzięczam. Dajecie mi motywację i ogromne szczęście. Cieszę się, że mogłam śmiało poprowadzić Was do szczęśliwego zakończenia historii Christiana oraz Lucy.

Kocham Was i do następnego! <3

MYSTERYWhere stories live. Discover now