13.

4.5K 124 19
                                    

Christian:

Krzyk.

Nieprzerwany krzyk towarzyszył mi przez ostatnie kilka godzin minionych od tamtego zajścia.

Od gwałtu, którego dokonałem.

Nie umiałem, nie chciałem nazwać rzeczy po imieniu.

Gwałciciel.

Właśnie tak można było mnie nazywać.

Robiłem gorsze rzeczy, które nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Mordowałem z zimną krwią. Mężczyzn, kobiety, dzieci, zwierzęta. Torturowałem i krzywdziłem na każde możliwe sposoby.

Pomimo wszystko, nigdy nie zgwałciłem.

Do teraz.

Jej krzyki, łzy, ciosy, błagania, wycia.

Wszystko na raz chodziło mi po głowie.

Zaprzątało mi myśli jak najgorsza klątwa.

Ogarnęło całego mnie, a ja bez wątpienia się temu poddałem.

Zasługiwałem na to.

Od małego uczono mnie, że wszystko ma swoje konsekwencje.

Zasadę tą wyznaje do dziś.

Dlatego zasłużenie przyjmuję swą pokutę z otwartymi ramionami.

Zawiodłem po całej linii.

Jak zareagowałaby moja matka?

Największego wroga traktowała z szacunkiem, nawet jeśli w najmniejszej mierze na to nie zasługiwał. Do utraty tchu powtarzała mi, że tak właśnie trzeba.

Ojciec był innego zdania.

Zresztą jak zawsze.

Pluł jadem na wszystko i wszystkich. Posiadał całe pieprzone Vegas,
które miał na wyciągnięcie ręki. Nieograniczoną władzę, którą mógł wykorzystać zawsze i wszędzie.

Te dwie osoby różniły się niemiłosiernie.

Matka. Życzliwa, uprzejma, kochająca i wyrozumiała kobieta. Ucząca szacunku i nadziei. Znająca swoją wartość. Brzydząca się przemocą.

Jedna z tych zmuszonych do miłości.

Ojciec. Bezczelny, władczy, bezlitosny mężczyzna. Uczący, że uczucia, przywiązanie, czy też szacunek, a tym bardziej nadzieja to pojęcia zbędne.

Umiesz liczyć?

Więc licz na siebie.

Tylko i wyłącznie.

To była jedna z jego świętych zasad, których w żadnym wypadku nie można było łamać.

Również jeden z tych zmuszonych do miłości.

On nauczył mnie wiele.

Ona więcej.

Jeśli miałbym wybierać między priorytetami, którymi mnie karmili zdecydowanie byłbym po stronie matki.

Owszem. Dzięki naukom, szkoleniom i słowom ojca, jeszcze stąpam po tym świecie.

Lecz dzięki matce poznałem wartości, których on nigdy by mnie nie nauczył, które wciąż gdzieś głęboko we mnie są. Po prostu nie jestem na tyle silny, by wyjąć je na wierzch.

A może najzwyczajniej w świecie nie chce tego robić?

Kobieta, która mnie urodziła była moim największym autorytetem życiowym, który został mi odebrany przez własną głupotę.

Przez miłość.

Po wydarzeniu, które miało miejsce 4 lata temu w końcu zacząłem zgadzać się z ojcem.

W końcu zacząłem podzielać jego zdanie, jak i czyny.

No bo w końcu co miałem do stracenia?

Po upływie tylu lat ktoś kto znał mnie i jego sprzed cztery laty, śmiało mógłby powiedzieć, że definitywnie wyrosłem na kopie Henrego  Black'a.

W najgorszych koszmarach dawny ja nigdy nie pomyślałby, że kiedyś to wszystko się tak skończy lub może zacznie?

Między nim, a mną pozostała już tylko jedna różnica.

On poniekąd zmuszał do miłości, której i tak nie odwzajemniał.

Zmuszał do jednostronnego uwielbienia.

Ja natomiast tego nie chciałem.

Nie zasługiwałem na to.

Szczególnie nie po dzisiejszym zdarzeniu.

Została już tylko jedna osoba.

Najgorsza, a zarazem najlepsza z dwóch pozostałych.

Moja siostra.

Mała Lily, która gdyby tylko dowiedziała się o tym, co zrobiłem wyparłaby się mnie z prędkością światła. Wyzywałaby mnie od najgorszych i miała by rację.

Jak zawsze.

Po tych jakże długich oraz przygnębiających przemyśleniach, połączonych z żalem, który zagościł w mym umyśle pierwszy raz od pamiętnego 24 grudnia sprzed czterech lat. Wpatrując się w nią zdobyłem się na pierwsze szczere przeprosiny od dawna.

-Przepraszam Cię, Lucy. - Powiedziałem niemal szeptem. - Przykro mi.

Po wypowiedzianych przeze mnie słowach, pozostał już tylko mój marny cień oddalający się coraz bardziej od jej pokoju, w którym ukrywała się przede mną przez następne dwa tygodnie.

MYSTERYOù les histoires vivent. Découvrez maintenant