26.

4K 101 5
                                    

Lucy:

Skoczył.

Zwariował.

On na prawde skoczył, ciągnąc mnie ze sobą.

Szaleniec.

Wariat.

Upadek to była dosłownie kwestia kilku sekund tak, jak sam lot.

Dla mnie, natomiast była to nieskończoność.

Powinnam była wspomnieć, że mam lęk wysokości?

Jasne, tylko po co?

I tak było już zdecydowanie za późno.

Christian zadecydował za nas dwóch, najprawdopodobniej ratując nasze życia.

On w przeciwieństwie do mnie, zauważył krzaki, w które wpadliśmy po około 4 sekundach.

Wylądowaliśmy dość miękko, lecz niektóre gałęzie dawały o sobie znać, z resztą tak jak moje posiniaczone ciało.

Po upadku nie było czasu.

Brunet nie dał mi dojść do siebie, gdyż zaraz po lądowaniu potrząsnął delikatnie głową, po czym niespodziewanie szarpnął mnie za rękę. Niestety nie dana mi była ucieczka, ponieważ moje obolałe nogi, zadrapania i sińce coraz bardziej mi dokuczały. Christian szarpał mnie coraz mocniej, aż w końcu zauważył, że nie dam rady iść dalej o własnych siłach. Przeklął siarczyście pod nosem, a następnie przerzucił mnie przez swoje ramie.

Wszystko działo się tak szybko...

Już chciałam powiedzieć, by trzymał łapy przy sobie, lecz zamiast mych słów do naszych uszu dotarły strzały. Delikatnie podniosłam głowę do góry. Za nami biegła grupka mężczyzn wraz z broniami, w których co jakiś czas pociągany był spust. Na szczęście Black biegł na tyle szybko, aby dobiec do starej bramy i schować nas za cementowym murem.

Obaj byliśmy wycieńczeni.

Ja - oszołomiona i obolała na jego ramieniu.

On – oddychający głęboko, ponownie ruszając na przód.

Nagle, nie wiadomo skąd przed nami pojawił się łysy mężczyzna w czarnym stroju. Christian nie zdążył sięgnąć po broń. Po sekundzie do moich uszu dobiegł huk strzału.

Spanikowana mocno zacisnęłam oczy, szykując się na najgorsze.

Chwila.

Brunet wciąż stoi żywy, wraz ze mną na ramieniu.

-Żyjesz? – Wyszeptałam wystraszona.

-Ledwo. – Odpowiedział głos przed nami.

Derek.

-Puść mnie, Christian. Resztę przejdę sama. – Wysapałam nagle, czując się niekomfortowo.

Spodziewałam się delikatnego opuszczenia, bez większych szkód.

Natomiast Black miał wobec mnie inne plany.

Po prostu mnie zrzucił.

Bezdźwięcznie opadłam na zimny cement, obijając się jeszcze bardziej.

-Och, nie wątpię. - Sarknął w odpowiedzi.

Przewróciłam oczami z zamiarem podniesienia się z ziemi, ale błyskawicznie pojawił się przy mnie Derek, podnosząc mnie do pionu.

-Jak to było? „Odwołaj ludzi", „pojadę sam", tak? - Zaczął mówić z ironią blondyn, na co cicho się zaśmiałam.

-Zamknij się. - Warknął na niego brunet, wsiadając do auta.

MYSTERYWhere stories live. Discover now