Rozdział 1

327 13 0
                                    

Och, ile wspomnień wiąże się z pisaniem tego tekstu, to nie jestem w stanie opisać. Wiele lat mojego życia.

Oczywiście, proszę o wyrozumiałość - to pierwsza historia, jaką zaczęłam tworzyć, a pierwsze rozdziały pisane były w latach 2008-2009, czyli kiedy byłam jeszcze strasznym dzieciakiem i publikowane były na blog.onet :-) Naruto leciał wtedy na kanele Jetix, więc kiedy zaczynałam pisać, nie znałam jeszcze Naruto Shippūden. Początkowe rozdziały są bardzo ostrożne, a i fabuła leci na łeb na szyję, nie zamierzam jednak tego zmieniać. Tak zostało napisane i tak będzie!

Czytasz = skomentuj, daj gwiazdkę.

*

Obudziłem się rano, czując ciepło promieni słonecznych na twarzy. Otworzyłem jedno oko i ponad burzą ciemnych włosów, rozrzuconych kaskadą po poduszce, spojrzałem na zegarek. Szósta rano, czyli jeszcze troszkę można pospać.

Zamruczałem, przeciągając się. Moja żona, leżąca obok mnie, właścicielka burzy włosów, rozchyliła powieki.

- Idziesz już...? – szepnęła zaspana. Pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło.

- Jeszcze nie, jeszcze chwilka...- powiedziałem, uśmiechając się.

- Nie idź dziś, idź ze mną do szpitala... – mruknęła. Zaśmiałem się.

- Nie mogę, uwierz mi. Naprawdę bym chciał, ale nie mogę. Sakura się tobą zaopiekuje.

- Poradzą sobie bez ciebie...

- Shikamaru będzie zły...

- Nawet nie zauważy. Założę się, że uśnie gdzieś i...

- No tak, w tym to on jest mistrzem – powiedziałem kwaśno, podpierając się na łokciu. – Ostatnio przez niego musiałem cały budynek postawić na nogi. Był mi bardzo potrzebny, wchodzę do jego gabinetu, a jego nie ma. Zawołałem i nic. Wychodzę, zacząłem przeszukiwać cały gmach i nadal nic. Zły, zacząłem wypytywać ludzi czy go widzieli, ale nikt nie widział. Wszczęliśmy poszukiwania, wkurzyłem się mocno a jego nadal nie ma. A potem...

- Gdzie był? – zapytała z ciekawością.

- Spał pod biurkiem w swoim gabinecie – wyjaśniłem.

- Cały Shikamaru. – Kiwnęła głową i pocałowała mnie. Gdy się już od siebie oderwaliśmy, wpełzłem pod kołdrę, by złożyć kilka pocałunków na jej ogromnym, sterczącym brzuchu. Hinata zachichotała.

- Będzie dobry w taijutsu... - powiedziała. – Kopie gorzej niż bliźniaki.

- Ale czujesz się dobrze? – upewniłem się nieco stłumionym przez kołdrę głosem.

- Tak – zapewniła mnie. – Bardzo dobrze.

W tym momencie do naszych uszu doszło łomotanie we frontowe drzwi.

- No nie...- powiedziałem, wypełzając spod pościeli.- Kogo tu niesie o tej porze...

- Lordzie Hokage! – zawołał bardzo znajomy głos, a łomotanie zwiększyło częstotliwość.

- No nie, do niego nie wstaję...- powiedziałem, wracając do całowania brzucha. Hinata zaśmiała się.

- Idź – powiedziała, gdy osobnik za drzwiami ponownie zaczął wołać.

- Nie idę. Nie ma mowy. Nic mnie stąd nie wyciągnie.

- A jeżeli cię wyrzucę? – zapytała groźnie. Zerknąłem na nią.

- A wyrzucisz?

- Jeżeli sam nie wyjdziesz, to ci pomogę... - wyszczerzyła do mnie zęby tak, jak tylko ona to potrafiła.

Hiroetsu | NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz