Rozdział 12

107 12 0
                                    

„(...) są na świecie niezwykłe kobiety! Oto jedna z nich!

Uskrzydla jego wyobraźnię, przed którą malują się natychmiast olbrzymie przestrzenie świetliste, wypełnione scenami miłości i bohaterskich zgonów ku czci kobiety, jasnej kobiety, bladozłotego kwiatu..."

Jack London

Wojna
Wiatr chlastał proporcami
wywieszonymi przez ludzi
lubiących deklaracje.
Obok namiotu stoi kolejka
przystojnych mężczyzn bez rąk.
Naprzeciw siebie kochankowie
ścierają się, kipią, gotują
i słychać tylko brzdęk
upadających metalowych obrączek.
Krew ścieka z przegryzionych warg
z odrapanych do kości pleców.
Wsiąka w czarną pościel
porozdzieraną kopytami zapędu.
To przeszła chorda rycerzy
wstrząs, impuls
po pierwszym zetknięciu.
Kochankowie całują się
zagarniając sczerniałymi paluchami
własne włosy
przelewając się przez siebie w szczęku zębów.
Wiatr, co chlastał proporcami
ma zapach potu słono-słodki.
Ogarnia ich udręczone ciała,
aż wstrząsają się dreszczem,
sadomasochistycznie kąsając się w uszy.

*

- Tu? – zapytałem, stawiając łóżeczko pod oknem. Mei spojrzała na nie krytycznie, przechylając głowę w bok.

- Może lepiej będzie przy wschodniej ścianie? – stwierdziła. Przestawiłem łóżeczko.

- Tak? – zapytałem. Przekręciła głowę w drugą stronę.

- Ale jakoś mi tu nie pasuje...

- Aghhhhrrrrrgggh! – powiedział Shan w nieznanym mi języku, zgrzytając zębami i wznosząc ręce do nieba. – To tylko łóżko, co za różnica, gdzie będzie stało, Mała?!

- To pokój mojego malutkiego brata, musi być piękny! – oburzyła się Mei.

- No ale co za różnica, gdzie będzie stało łóżko?! – Chciał wiedzieć Uchiha. Spojrzał na Mintao, który już od dobrej godziny spał na podłodze, plecami oparty o komodę. – Mintao... Obudź się, łosiu jeden! – warknął, szturchnąwszy go w żebra.

- Ale ramen tylko z wołowiną...! – zawołał mój syn, a potem ocknął się. – Co, już koniec...?

- Ale zjadłbym ramen... - westchnąłem przeciągle.

- Skupcie się! – krzyknęła Mei piskliwie. – Bo zaraz będę musiała iść do Kaju!

- No to idź! – zawołał Mintao, wstając. Przeciągnął się i ziewnął. – Ja tam idę spać. Dziś w nocy znowu mam dyżur w szpitalu.

I wyszedł. Mei spojrzała na Shana, który przesunął się nieco w stronę drzwi.

- Urwę ci głowę, jak stąd wyjdziesz – warknęła. Shan spojrzał na mnie błagalnie, a ja wzruszyłem ramionami. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy się jej posłuchać. Mei potrafiła być czasem straszna.

W końcu, po godzinie, jakimś cudem, rozstawienie mebli w pokoju Junichiego zadowoliło Mei. Kiedy powiedziała, że wreszcie jest dobrze, osunęliśmy się na ziemię, każdy tam, gdzie stał i odetchnęliśmy z ulgą. Mei radośnie wybiegła z pokoju, a ja odprowadziłem ją wzrokiem. W naszej wiosce pojawiła się właśnie pierwsza drużyna geninów na egzamin, akurat drużyna z Wioski Słońca, tak więc dzieciaki wzięły sobie do serca wyznaczone zadanie i postanowiły nie spuszczać ich z oka. Kaju miał obserwować ich przez całą noc, a Mei uparła się, że będzie mu towarzyszyć. Pokręciłem głową. Moja córka i jej miłostki... Spojrzałem na Shana.

- Co ty właściwie tu robisz? – zapytałem. Ten osobnik zbyt często przebywał w moim domu, przynajmniej takie było moje skromne zdanie, ale nikt nie zwracał na nie większej uwagi.

Hiroetsu | NarutoWo Geschichten leben. Entdecke jetzt