Rozdział 10

125 11 2
                                    

W tym rozdziale jest kilka poprawek, jeżeli chodzi o końcową scenę, jednak to tylko sama kosmetyka.


„Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba."

Algeron Charles Swinburne

*

Siedzieliśmy sobie na łóżku w naszej sypialni, całując się namiętnie. Byliśmy w domu tylko my dwoje, więc jak można było nie skorzystać z takiej okazji? Oczywiście, nie było mowy o kochaniu się, nie teraz, kiedy Hinata ma ten wielki brzuch i nie może się przemęczać. Ale mogliśmy sobie pozwolić, korzystając z samotności, na trochę pieszczot. Cisza, przerywana tylko szeptem naszych warg, ciągnęła się już dość długo. Jakże ja lubiłem momenty, których nikt mi nie przerywał.

Hinata odsunęła się ode mnie po chwili i popatrzyła mi w oczy.

- Wiesz, na co mam ochotę? – zapytała szeptem.

- Nie mam pojęcia – przyznałem, musnąwszy płatek jej ucha swoimi wargami. – Może na to..?

- Nie... choć było to całkiem fajne...- zarumieniła się. – Mam ochotę na coś słodkiego. – wyznała. Zachichotałem.

- Dla ciebie wszystko.

Zlazłem z łóżka i udałem się do kuchni, po drodze zahaczając też o toaletę. Przeszukując szafki w kuchni natknąłem się na ciastka, a po spróbowaniu jednego uznałem, że nadają się do jedzenia. Myślałem sobie właśnie, czy dzieciaki zjadły te lody, które jakiś czas temu widziałem w lodówce, gdy nagle do moich uszu dotarł głos Hinaty.

- N-Naruto!

Pobiegłem tam czym prędzej. Hinata stała obok łóżka, trzymając się za brzuch, twarz miała wykrzywioną w bólu. Spojrzała na mnie przerażona.

- To już...- powiedziała.

- Co już? – zapytałem zdezorientowany. Hinata skrzywiła się i osunęła nieco w dół.

- Rodzę!!! – ryknęła na cały regulator, przywracając mnie do przytomności. Spanikowałem.

- Aaaaaaa! Ty rodzisz! Ojej, dziecko się rodzi!

- No przecież to mówię! – zawołała kpiąco, zaciskając jednocześnie zęby i z całych sił przytrzymując się poręczy przy łóżku. Podbiegłem do niej i złapałem ją pod łokcie.

- Rodzisz, cholera, Hinata, ty rodzisz! – zawołałem jeszcze bardziej przerażony, patrząc na jej brzuch.

- Naruto – wymówiła moje imię bardzo dobitnie. – Wody mi odeszły. Muszę... jak najszybciej... dostać się do szpitala.

- Szpital, no jasne. Migiem...

Szybko zawiązałem pieczęć i złapałem ją na ręce. Poczułem, że moje stopy odrywają się od podłogi, a gdy z nów o nią uderzyły, byliśmy już w zupełnie innym miejscu. Biały dym rozwiał się i ujrzałem szpitalny korytarz.

- Moja żona rodzi! – ryknąłem na głos.

Połowa ludzi w korytarzu zaczęła gwizdać i wiwatować, druga połowa rzuciła się w poszukiwaniu czegoś, na czym można by przewieść Hinatę na salę porodową. Pojawiła się też Sakura z i to ona zabrała Hinatę. Idąc koło łóżka, na którym ją wieziono, cały czas ściskałem rękę mojej żony, dodając jej otuchy, choć sam czułem się słabo.

Przy drzwiach na porodówkę Sakura zmusiła mnie bym puścił rękę Hinaty i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Zajrzałem do środka przez małe okienko w drzwiach, ale zobaczyłem tylko parawan. Obejrzałem się na pustą poczekalnię, a potem zacząłem po niej krążyć. Zza drzwi porodówki dochodziły do moich uszu przerażające dźwięki, jakie wydawała moja żona.

Hiroetsu | NarutoNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ