Rozdział 6

214 14 15
                                    

Mikasa

Siedziałam w szkolnej ławce patrząc przez okno. Od pierwszej wizyty u lekarza minął miesiąc, a ja niecierpliwie czekałam na wyniki swoich jakże zajebistych badań krwi do których nie miałam dobrych przeczuć. Lekcja miała zacząć się dopiero za kilka minut, wolałam przychodzić wcześniej, żeby ani się nie spóźnić ani nie musieć słuchać już od samego początku rozmów całej klasy. Szczególnie Conniego krzyczącego na Sashę bo ta po raz kolejny zjadła jego śniadanie bez jego wiedzy. Co do Erena. Przez ten miesiąc zostaliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, spędzaliśmy dużo czasu ze sobą, przychodziliśmy do siebie po szkole kilka razy w tygodniu, wszyscy nasi przyjaciele w kółko powtarzali "Jejku jak słodko razem wyglądacie!" "Musicie być parą!" "Wiemy że coś przed nami ukrywacie". To tak bardzo irytowało. Mimo tego iż przyjaźniłam się z Erenem nadal nie powiedziałam mu o chorobie. Ze względu na to że były dwie opcję. Pierwsza: Nie uwierzyłby mi, pomyślał że kłamie, wyśmiał że taka choroba nie istnieje. Druga: Uwierzyłby i zaczął się tym przejmować i zachowywać jak mój tata. Tak więc póki jest okazja wolę zatrzymać to dla siebie. Siedząc tak w ławce zapatrzona w niebo za oknem nie zwróciłam uwagi na jakieś szturchnięcie. Drugie szturchnięcie również.

- Ekhem, Mikaso Ackermann Ackermaniontko Mikasko. - poznałam ten głos, odwróciłam twarz w jego stronę. Obok mnie w ławce siedział już Eren.

- O.. hej. - odpowiedziałam wysyłając mu delikatny uśmiech. Zauważyłam, że trzymał coś w rękach. A dokładniej jakąś kopertę. - Co tam trzymasz? - wyglądały mi dość znajomo.

- Tata mi kazał ci to przekazać. Mówił coś, o jakichś emm.. co to tam było. Aa już wiem! Jakieś wyniki czy jakoś tak tam masz z badań. - podał mi je, zaczęłam otwierać białą kopertę. - Mogę zerknąć? - zapytał z minką pudelka.

- Nie. - zaśmiałam się pod nosem.

- Mikaa. - prosił i prosił.

- Najpierw ja zobaczę i stwierdzę czy mogę ci dać. Dobra? - kiwnął twierdząco głową.

Wyjęłam kartkę i odwróciłam się tak by Eren nie mógł zaglądać. Zaczęłam czytać. Po chwili lekki uśmieszek który dzięki Erenowi zawitał na mej twarzy powiększył się zdecydowanie. Gdy już skończyłam czytać spojrzałam w niebo. Mamo.. mam nadzieje, że gdzieś tam jesteś dumna..

- Coś ty taka wesoła? Daj zerknąć.- gdy chciał już spojrzeć wzięłam kartkę.

- E E E - pokiwałam mu palcem przed twarzą.

- Mikasaa, weź. - teraz pomyślałam o tym, że Eren otwierał się przede mną już wiele razy. Postanowiłam zaufać mu bardziej.

- Za dużo by opowiadać na tę chwile. Jeśli nie uznasz mnie za wariatkę zapraszam po lekcjach do mnie. - uśmiechnięta schowałam kartkę do torby.

- Jasne, ale jest jeden problem. - spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Już jesteś wariatką, wiesz o tym? - zaśmiał się.

- Wiesz ty co?! - walnęłam go zeszytem w tył głowy śmiejąc się.

- Za co?! - spojrzał na mnie z śmiejącym się wyrazem twarzy.

Już po prostu się śmialiśmy bijąc nawzajem zeszytami po głowach. Bardzo dojrzałe zachowanie jak na prawie pełnoletnie osoby. Znaczy, osobę. Eren miał już 18, ja kończę je dopiero 10 lutego. Tak bijąc się tymi zeszytami nawet nie usłyszeliśmy dzwonka. Bitwa się toczyła dalej. Nagle usłyszałam krzyk nauczyciela, podskoczyłam na krześle a zeszyt którym miał oberwać Eren nagle wyleciał mi z rąk uderzając nauczyciela prosto w TWARZ. Uśmiech zszedł mi z twarzy a Eren powstrzymywał się od śmiechu patrząc na mnie kątem. Jego wzrok mówił że już nie żyje. Nagle spojrzałam na nauczyciela i ogarnęłam że mam przesrane. Walnęłam właśnie zeszytem w twarz tego dziadygę Erwina Smitha.

- Ackermann. Ty. Sala. Po Lekcjach. Sprzątasz. Ma tu lśnić na jutro. Póki co pała w dzienniku a dodatkowo obniżę ci zachowanie gówniaro. - spojrzałam na niego, widać że miał ochotę mnie walnąć ale przy klasie nie wypadało w roli nauczyciela.

- Czyli jednak nici z tego spotkania co? - szepnął Eren do mnie podśmiewając cicho. Spojrzałam na niego mówiącym za mnie wzrokiem. Podniósł rękę jak dziecko i opuścił dopiero gdy usłyszał od nauczyciela 'proszę'. - Wie pan co? Fajna dupa. - Smith spojrzał na niego karcącym wzrokiem.

- Jaeger grabisz sobie. - burknął widocznie zły. Sasha, Jean i Connie szeptali coś między sobą patrząc na przebieg sytuacji.

- Taką by można pod latarnią sprzedawać. - schowałam twarz w dłoniach zażenowana tym. - Jest pan dziwką? Bo chyba widziałem oferty. - usłyszałam typowy śmiech Conniego i Jeana. No i Sashe aktualnie dławiącą się kanapką.

- JAEGER idź ty w pizdu cholero jedna. To samo co Ackermann, zostajesz po lekcjach i sprzątasz salę. Tobie też obniżę zachowanie tępaku. - usiadł w swoim biurku.

- No widzisz? Jednak nasze spotkanie wypali, ale w klasie. - szepnął wysyłając mi uśmiech.

- Wiesz że jesteś idiotą? - szepnęłam patrząc na niego.

- Wiem. - szepnął.

***

- Domyj to na ławce bardziej jak nie chcesz żeby się czepiał. - powiedziałam Erenowi pucującemu od jakichś dziesięciu minut tę samą ławkę.

- Nie da się tego domyć. - jęknął zmęczony.

- Jak się nie da, pokaż mi te ścierkę. - podeszłam do niego i wzięłam mu ścierkę. Zaczęłam myć. Już po chwili było domyte. - I co? Nie da się? - usiadłam na suchym stoliku dumna z siebie.

- Widać, że rodzinka Ackermann ma zawodowy popęd do sprzątania. - zaśmiał się na co ja walnęłam go ścierką.

- Ale ty jesteś nie miły tsk. Nie porównuj mnie do kuzyna nawet. - zaśmiałam się.

- Pierwsza rzecz brzmi tak że nawet go nie znam, za to druga. To miał być komplement. - odparł dumnie kłaniając się. - A właśnie, po lekcjach miałaś mi powiedzieć o tej kartce, czy coś. - spojrzałam na niego i zeszłam ze stolika. Wzięłam do ręki miotłę i zaczęłam zamiatać.

- W sumie. Streszczę ci to, nie będę zanudzać okej? - kiwnął głową. - A więc sprawa wygląda tak, że jeśli moje ciało zbyt bardzo się ochłodzi ja po prostu em.. będę miała kolejny atak kaszlu czyli zacznę się dusić. - spojrzałam na Erena, na twarzy miałam wymalowany lekki szczery uśmiech, Eren za to patrzył na mnie zdziwieniem oraz pytającym wzrokiem.

- To czemu się cieszysz i mówisz to tak spokojnie? - zapytał.

- Bo z tych badań wyszło 30% nadziei, że uda mi się wyzdrowieć. - z uśmiechem zamiatałam salę.

- Tylko 30%? I to jest dla ciebie dużo? - przestałam zamiatać. Spojrzałam do niego opierając się na miotle.

- Wiesz, jeszcze jakoś w sierpniu miałam.. w sumie nie miałam w tedy nawet 10% także mam z czego się cieszyć. - wróciłam do zamiatania.

- Dobra, a te 70% reszty? - zerknęłam na niego przez ramię.

- Oznaczają, że wszystko nagle może się spieprzyć i najpewniej dołączę do mamy. - poczułam nagle jak ktoś mnie przytulił.

- Nie myśl tak pochopnie! Ej obiecuje ci, będzie dobrze. Póki ja przy tobie będę nie pozwolę ci odejść. Jane? Spójrz na mnie. - tak jak chciał, odwróciłam się do niego. - Będę przy tobie, okej? W chwilach tych złych i radosnych. Tak robią przyjaciele. - przytuliłam go opierając twarz o jego ramię.

- Pierwszy raz.. usłyszałam coś takiego. Dziękuje. - czułam jak głaszczę mnie po plecach. Po policzkach zleciało mi parę łez.

_______________

Jest godzina 00:43
Nie mam siły tego sprawdzać. Więc jak będzie źle poprawcie mnie.

Do nastepnego <33

Ostatni Oddech | EremikaWhere stories live. Discover now