Rozdział 8

183 13 10
                                    

Mikasa

- Levi ja.. ja po prostu chciałabym się poddać, mieć spokój, zniknąć. Rozumiesz? - położyłam się na łóżku i spojrzałam w sufit. Chciał coś powiedzieć ale ja byłam szybsza. - Jestem tu dla was. Dopóki będę w stanie, zostanę jak najdłużej, jednak choroba wygra któregoś dnia. Na to nikt nic nie poradzi. - zamknęłam oczy i ciężko westchnęłam.

- Mika.. jesteś dzielna, dasz radę, wiem jaka jesteś. Z choroby uda ci się wyjść. Zobaczysz, za kilka lat będziesz tu nadal, szczęśliwa przede wszystkim, a kto wie, może nawet założysz rodzinę? - pogłaskał mnie po policzku.

- Nie rób mi nadziei. Wiesz dobrze, że nie lubię tego. Dla mnie nie ma nadziei. - spojrzałam na niego.

- Hej, to że twojej mamie się nie udało nie znaczy, że tobie też się nie uda z tego wyjść. - zamknęłam swoje oczy z powrotem.

- Nie wspominaj o niej, proszę. - poprosiłam, tak bardzo nie lubiłam tego, gdy ktoś ją mi wspominał. Właśnie wtedy wracały te okropne momenty do mojej łepetyny, kiedy mama umierała.

- Przepraszam, zapomniałem jak bardzo tego nie znosisz. Kontynuując, ciesz się z życia, szczególnie w takiej chwili. Masz okazję - spojrzałam na niego pytająco.

- Takiej czyli jakiej? - zapytałam.

- Rany.. ty to serio czasem nic, a nic nie kumasz. Widać od ciebie na kilometr, że jesteś zakochana, głowę od rana masz w chmurach, a jest dopiero jakaś 12. - podeśmiał się cicho.

- Aż tak to widać? - na moją twarz wpłynął maciupeńki rumieniec.

- Ha! Czyli jednak. - zaśmiał się pod nosem.

- Ej no Levi! - zaśmiałam się krótką chwile i rzuciłam w niego poduszką. Co za kanciarz!

- No to opowiadaj, kim jest ten szczęściarz. - poklepał mnie po głowie swoją jak zawsze zimną dłonią. Przy okazji rozczochrał mi włosy.

- Jakby to mówiąc.. jest moim przyjacielem, dość dobrym, zresztą to moim pierwszym przyjacielem, ale.. nie wiem co tak naprawdę czuje, z jednej strony kocham go a z drugiej.. czuje, że jest to chwilowe zauroczenie, nie znamy się za długo.. To trochę takie, nie na miejscu. Nie sądzisz? - pokiwał głową przecząco.

- Miłość nie zależy od tego jak długo kogoś znasz, znaczy się no.. w jedną minutę ani dzień nie zakochasz się tak od razu. To by było pojebane. - położył się obok mnie i spojrzeliśmy na siebie.

- Yhym. Może i tak jest. - zapadła chwilowa cisza. - A jak było z tobą? - zapytałam. Byłam głupia, że pytałam o to dopiero teraz, bo jakby.. Hanji i Levi są już ze sobą długo, bardzo długo. Dobre paręnaście lat.

- Dokuczaliśmy sobie na początku, potem się zakolegowaliśmy, ale nadal nie przestaliśmy siebie irytować, ja wkurzałem ją, a ona mnie. Potem jakoś to wyszło po roku, wyznała mi co czuje do mnie, czułem to samo. Taka właśnie historia tego. I żyli długo i szczęśliwie. KONIEC. - zaśmialiśmy się cicho.

- No właśnie, ty z nią rok się znałeś, a nie około 4 miesiące lub 5. - dodałam w sumie to szeptem.

- Mikasa, to naprawdę nie ma znaczenia. Odpocznij bo chyba się przegrzałaś. - i właśnie tutaj zapadła kolejny raz ta niezręczna cisza, którą przerwałam cichym gestem.

- Yhym, okej. - podniosłam się, tak aby siedzieć na tym łóżku zamiast leżeć.

- Idź coś zjedz i wyjdź się przejść, świeże powietrze ci nie zaszkodzi. - wstał z łóżka i wyszedł z mojego pokoju.

Jak powiedział tak i zrobiłam, wstałam z łóżka i poszłam do kuchni, zrobiłam sobie na szybko coś jeść po czym zjadłam i ruszyłam na ganek aby ubrać buty i kurtkę, a następnie wyjść. Otworzyłam drzwi i wyszłam dodając krótkie "Wychodzę". Szłam w stronę lasu gdy nagle usłyszałam dźwięk powiadomienia. Wzięłam telefon i spojrzałam na jego wyświetlacz.

Eren: Hej Mikasiontko, widzimy się dziś tam gdzie zawsze? 

Mikasa: Cześć, nie używaj tych swoich zdrobnień to po pierwsze, po drugie, właśnie tam zmierzam.

Eren: Okej to ja będę do 15 minut tam, buziaki MIKASIONTKO <33

Po prostu zgasiłam wyświetlacz chowając telefon do kieszeni i westchnęłam, a z moich ust wydobyła się para, w taką pogodę to normalne, ciepłe z zimnym połączone, głupie to. Będąc w lesie usiadłam przy drzewie, spojrzałam na to drzewko, jako iż ja i Eren przychodziliśmy tu dość często pewnego dnia postanowiliśmy na korze wyrysować nasze inicjały, dodał coś, że jest to na 'znak naszej przyjaźni' cytując go. Uśmiechnęłam się lekko. Do swoich dłoni wzięłam trochę śniegu, tak długi czas nie miałam kontaktu z tym białym puchem. Siedząc tak zachwycając się ciszą poczułam na swojej głowie uderzenie śniegiem. A raczej 'śnieżką' jak to nazywa prawie każdy. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Erena. 

- Eren! - szybko podniosłam się z ziemi, do rąk biorąc śnieg i formując z niego coś na kształt śnieżki, podbiegłam do Erena i rzuciłam w niego tym co udało mi się uformować z śniegu, śmiejąc się.

- Też cię uwielbiam. - zaśmiał się i otrzepał ze śniegu. - Idealna okazja aby stoczyć bitwę na śnieżki nie prawdaż? - wziął śnieg do rąk.

- Ereen.. błagam cię, nie jesteśmy już dziećmi. - zaśmiałam się.

- Mikaska, las jest duży, nikt tu nie przyjdzie, to że nie jesteśmy dziećmi nie znaczy, że.. - nie dokończył bo dostał śnieżką.

- Ha! To za tą 'Mikaske'. - do rąk brałam znowu śnieg na co ten się zaśmiał, równie jak i ja.

- Czyli jednak bitwa będzie w najlepsze! Złap mnie jeśli potrafisz! - zaczął biec przed siebie.

Biegłam za nim nie spuszczając go z oczu, już chyba na połowę lasu było słychać nasze śmiechy. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się aby rzucić w siebie śnieżką, kilka razy to jednak Eren mnie gonił, nie ja jego. Byliśmy cali już prawie w śniegu. Byłam szczęśliwa, zapomniałam o wszystkim tym na co moja choroba mi nie pozwala, po prostu to lekceważyłam. Jednak do czasu. Właśnie uciekałam przed goniącym mnie Erenem rzucającym we mnie a ja w niego śnieżkami, patrzyłam cały czas za siebie, na Erena, śmiejąc się. Po chwili jednak nie wiedziałam co się dzieje, usłyszałam pękanie lodu. Zatrzymałam się i spojrzałam pod nogi, wbiegliśmy na zamarzniętą rzekę, znaczy się ja wbiegłam, Eren jeszcze na szczęście nie, w ułamku sekundy lód pod którym stałam pękł, a ja znalazłam się w lodowatej wodzie.

- Mikasa..! - to było ostatnie co zdołałam usłyszeć. Już chwilę po tym straciłam kontakt z rzeczywistością.

_______________________

Co sądzicie?

Możecie obstawiać co się wydarzy w kolejnym rozdziale.

Do następnego!

Ostatni Oddech | EremikaWhere stories live. Discover now