Rozdział 19

94 12 8
                                    

Mikasa

Mała czarnowłosa dziewczynka, ubrana w błękitną sukienkę otrzymaną od mamy, biegająca po łące. Obok niej płynęła dość spora rzeka. Uśmiechnięta kobieta patrząca na córkę, siedziała przy drzewie.. tym samym co zawsze, ich ulubionym drzewie wiśni. Różowe liście opadały na jej czarne krótkie włosy, sięgające do ramion. Dziewczynka biegała obok rzeki wraz z jej tatą, bawiąc się w berka. Po chwili wszystko zniknęło.. jakby się rozpłynęło. Ciemny tunel, który wydawał się nie mieć końca, ani początku.. Stłumione krzyki, ból, cierpienie?.. To samo dziecko co wcześniej, jednak była ona.. dorosła, stojąc tyłem na środku tunelu, powoli zaczęła się odwracać. W ręce trzymała kamień splamiony podobnie jak i ręce.. krwią, a za nią można było dostrzec mężczyznę z którego głowy ciekła czerwona ciecz. Następne co możliwe było ujrzeć to rozmazany przez wodę ekran. Spadanie z wysokości.. następnie zderzenie z taflą wody, tonięcie, ból w płucach, podobny do wbijania szpilek w całe ciało, krew.. rozmazany przez wodę mężczyzna..

Obudziłam się z krzykiem i ze łzami w oczach, ciężko oddychając. Nie miałam pojęcia przez pierwsze sekundy co się dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że był to sen, a godzina nie jest nawet rana bliska. Wstałam z łóżka i zaczęłam kierować się w stronę drzwi łazienki, gdy nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Odwróciłam się i zauważyłam stojącego w drzwiach, rozespanego Levia.

- Czemu krzyczysz o 3 w nocy.. - zapytał rozbudzony.

- Nie to.. nic. Wracaj spać przepraszam, że cię obudziłam.. - powiedziałam drżącym głosem.

- Gdyby było nic, nie krzyczałabyś. Koszmary? Jeśli ten sam co masz od pięciu lat co którąś noc to się dziwię, że jeszcze do tego nie przywykłaś.. - podszedł do mnie.

- Inny.. ale naprawdę nie ważne, ja.. - przerwał mi.

- Siadaj i opowiadaj, i tak już nie zasnę. - powiedział i usiadł na moim łóżku, uczyniłam to samo.

- Przepraszam raz jeszcze.. A więc zaczyna się jak tamten, ja, mama i tata na łące.. potem wszystko zaczyna jakby znikać, stoję na środku czarnego jakby.. niekończącego się tunelu, trzymam w ręce poplamiony krwią kamień, ręce też mam we krwi, a za mną stoi jakiś mężczyzna, którego twarzy nawet nie umiałam poznać, ale z głowy ciekła mu krew.. wygląda to tak jakbym to ja go uderzyła tym kamieniem skoro był we krwi.. Potem już tylko ból, stłumione krzyki.. spadanie, tonięcie pod wodą i.. jakiś mężczyzna patrzący.. Te sny robią się chore.. - opowiedziałam mu mój sen i oparłam o jego ramię głowę. Czułam jak ręka Levia gładzi moje włosy. Nawet nie wiem z jakiego powodu ale.. rozpłakałam się mu w ramie.

- Już dobrze, to był tylko sen. Spokojnie jestem tu.. Tylko zły sen.. - przytulił mnie. - Spróbuj się przespać, będę tutaj przy tobie do rana.. -

- A jeśli ten koszmar.. - przerwał mi kolejny raz.

- Nie będzie go, spokojnie. - wytarł łzy cieknące z moich oczu. - Połóż się, masz jutro lekcje musisz się wyspać. - powiedział głaszcząc moje włosy.

Zrobiłam co kazał, po jakiejś może godzinie udało mi się zasnąć.

***

Obudziłam się i wzięłam do ręki telefon. Spadające kosmyki włosów zarzuciłam do tyłu i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, przecierając przy tym swoje rozespane oczy. Spojrzałam na godzinę.. 7:30. Nie ma szans, że zdążę do szkoły skoro samo dojście tam zajmuje ponad 20 minut, a w te pozostałe pół godziny muszę się jeszcze ogarnąć. Zerwałam się prędko z łóżka i podbiegłam do szafy, wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze rzeczy jakimi były czarne spodnie i jasno fioletowa bluza. Zaczęłam się przebierać, piżamę rzuciłam gdzieś w kąt, ubranie narzuciłam na siebie szybko niestarannie. Wzięłam gumkę do włosów i związałam je w zwykłego kucyka Byle jak do swojej torby wrzuciłam zeszyty potrzebne na dzisiejsze lekcję i wrzuciłam do niej również telefon. Wybiegłam ze swojego pokoju i zbiegłam ze schodów jak szybko mogłam, w końcu i tak będę biec całą drogę. Założyłam buty i bez najprostszego poinformowania wybiegłam z domu. I tutaj mój mózg zaczął myśleć. W końcu są dwie drogi, jedna prowadzi laskiem i jest krótsza jak i szybsza.. Pobiegłam w stronę lasku i po prostu biegłam by zdążyć. Po jakichś kilkunastu minutach biegu.. przewróciłam się. Przepadłam przed głupi korzeń drzewa.. Moje życie robi sobie ze mnie chyba żarty. Zaczęłam się podnosić jednak ból w kostce mi to uniemożliwił. Jeśli to jest to o czym myślę, to życie jest cholernym żartem już na stówę. Podparłam się o jakieś drzewo i wstałam, pomimo bólu zaczęłam szybkim krokiem iść dalej, nie zostało już daleko, wręcz mało bym powiedziała. A jeśli się nie pośpieszę to się spóźnię. Nie wiem nawet dlaczego tak bardzo tym się przejmuje, może temu, że nie lubię się tłumaczyć kiedy taki nauczyciel zapyta „A czemu to się spóźniłaś?" Irytujące to już się stało, a przynajmniej dla mnie. Po kilku minutach drogi opuściłam ten lasek, a budynek liceum dało się dostrzec. Wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam która jest godzina, była 7:56 czyli zostały mi dokładnie 4 minuty. Szybkim krokiem szłam kulejąc. I jest. Weszłam do budynku, szybko ruszyłam do szatni, w swojej szafce zostawiłam nie potrzebne rzeczy, zamknęłam ją i poszłam na górę. Gdy weszłam do klasy idealnie zadzwonił dzwonek. Usiadłam w ławce gdzie powinien również siedzieć Eren. Właśnie, chwila, gdzie jest Eren?

____________________________________

Ajajajajj przepraszam was bardzo, że rozdziału nie było przez tak długi czas! Ale no wiecie, zaczęła się szkoła, potem "obowiązki" domowe i szczerze mówiąc to mało kiedy mam czas żeby napisać jakiś rozdział, a kiedy już mam czas to muszę przyznać, że mam jednak lenia i nie mam pomysłów do napisania tego. Mam nadzieję, że wam się podobało. Do następnego!

Ostatni Oddech | EremikaWhere stories live. Discover now