Rozdział 17

100 9 2
                                    

Mikasa

Powoli otworzyłam oczy. Czułam niemiłosierny ból głowy jak i brzucha, było mi mdło oraz kręciło się w głowie. Podniosłam się ostrożnie do pozycji siedzącej i zauważyłam obok pielęgniarkę.. tylko co się stało, że o ile pamiętam, z lekcji znalazłam się na sali szpitalnej..

- Przepraszam.. Wie pani może co tu robię? - powiedziałam cicho.

- Och wstałaś. Przyniósł cię tutaj jakiś chłopak o imieniu.. Hiroshi? - spojrzała na mnie. - Miałaś atak duszności, o dziwo silniejszy zdecydowanie, taki nie powinien wystąpić u ciebie w tak młodym wieku.. Pielęgniarka szkolna odesłała cie tutaj. - dokończyła.

Złapałam się za głowę która bolała i zobaczyłam, że mam do ręki podpiętą kroplówkę. Nie rozumiałam powodu swojego dzisiejszego ataku, przecież wszystko było dobrze, nie pojawiały się od miesiąca lub dwóch. Ciekawe..

Pielęgniarka wyszła z pomieszczenia, a po jakiejś chwili zauważyłam, że wszedł nikt inny jak lekarz czyli też w skrócie tata Erena. Usiadł obok mnie i na mnie spojrzał.

- Mikasa twój stan jest ciężki, a ty potrzebujesz opieki dwudziestoczterogodzinnej najlepiej, nikt nie wie kiedy atak będzie kolejny raz. - powiedział.

- Ja.. wiem to, że mój stan jest dość ciężki, jednak nie potrzebuje tej opieki. Poradzę sobie z tym.. - posłałam mu delikatny uśmiech.

- Kiedy miałaś atak ostatni raz? - zapytał.

- Może pod koniec grudnia, tak jakoś to było. - odpowiedziałam krótko.

- Bierzesz codziennie leki? - i właśnie teraz mnie oświeciło.

Przecież zapomniałam o lekach przez to zamieszanie. Śmierć taty, szukanie pracy żeby pospłacać wszystko, nie zadłużyć się w rachunkach, nauka na maturę która jest już niedługo, praca i praca, teraz problemy z Hiroshim.. Ten rok jest okropny, będzie okropny.

- Haaalo Mikasa, kontaktuj ze światem. - z rozmyśleń wyrwał mnie głos doktora Jaegera.

- Ja.. Tak biorę je codziennie, po dwa razy.. tak jak trzeba. - skłamałam i skierowałam swój wzrok na swoje dłonie.

- Dziwne, nie widziałem abyś przychodziła do apteki przez jakiś czas. - no i jest problem.

- Kupiłam kilka pudełeczek z nimi wcześniej, tak.. na zapas. - wymusiłam delikatny uśmiech.

- Rozumiem, w takim razie nie zapominaj ich brać i nie zapominaj również o badaniach kontrolnych raz w tygodniu. - kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. - Poleciłbym ci zostanie w szpitalu dopóki nie będziesz w pełni zdrowa, o ile uda ci się z tego wyjść w co wierze. - dodał.

- Podziękuje. Nie chce opuszczać ani szkoły ani pracy, siedzenie w białych ścianach nie jest dla mnie.. Tak samo jak i nie potrzebuje dwudziesto-cztero godzinnej opieki, szczególnie tutaj. Dziękuje za propozycje, jednak nie skorzystam. - wstałam z łóżka.

- Jak chcesz, ale gdyby coś było nie tak od razu dzwoń, a jeśli możesz przyjedź tu w tedy. Jeśli czujesz się na siłach nie widzę problemu i możesz wracać już do domu. Tam jest twoja torba. - wskazał na stolik obok okna.

Podeszłam do stolika i wzięłam torbę. Pożegnałam się z lekarzem i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Kręciło mi się w głowie jak cholera, jednak nie zbyt chciałam zostać tutaj więc po prostu wyszłam.

***

Leżałam na trawie w ogródku z ręką wystawioną do góry, patrząc na nią i przy okazji na chmury, a raczej ich brak, prześwitujące między palcami. Może byłoby to normalne gdyby nie to, że akurat mocno padało. Laska która choruje na jakąś pojebaną chorobę, jeszcze bardziej ją wywołuje przez zimny deszcz. Jednymi słowy życie nie ma za bardzo sensu. Każdy dzień jest taki sam, a jak nie taki sam to dzieją się złe rzeczy, co nadaje dniu sensu. Gówno prawda, o czym ja w ogóle pieprze. Wstałam z trawy i weszłam do domu przy czym od razu ściągnęłam brudną przemoczoną bluzę rzucając gdzieś w kąt. Poszłam na górę, ze swojego pokoju zabrałam inne ubrania i poszłam do łazienki. Zdjęłam przemoczone przez deszcz ubrania prócz bielizny i stanęłam przed lustrem patrząc na siebie. Muszę przyznać, było mi cholernie zimno, czułam taki ból zarówno głowy jak i brzucha oraz płuc. Nic dziwnego. Z resztą. Ile czasu mi zostało? Nie wiem tego, sądzę, że nie dużo. Życie nie jest jak gra, w grze nie liczy się to czy umrzesz, przecież i tak odrodzisz się na nowo i możesz zacząć wszystko od nowa, naprawić błędy popełnione wcześniej. Życie nie działa w ten sam sposób, niestety. Nie byłam nikomu potrzebna, co jeśli każda mi bliska osoba po prostu czeka na moment żeby mnie ośmieszyć, pogrążyć? Co jeśli z Erenem będzie tak samo jak z Hiroshim. Jak na złość wszystkie rzeczy z nim związane zaczęły mi się przypominać. Zaczęłam przeglądać każdą bliznę na moim ciele, szczególnie te które mi zostały po tym co działo się gdy ja z Hiroshim byliśmy razem. Popełniłam największy błąd wiążąc się z nim. Może gdyby nie to, że go poznałam to cieszyłabym się z życia? W czasie moich życiowych przemyśleń zadzwonił mój telefon, dzwonił Levi co mnie zdziwiło, w końcu nie dzwoni za często, a przyjeżdża dopiero w marcu. Wzięłam telefon do ręki i odebrałam.

- Levi co się stało, że dzwonisz?

- Jesteś w domu?

- Jestem, zadajesz głupie pytania.

- Oi tam. Zejdziesz i mi otworzysz?

- Już.. Zaraz, co ty tu robisz?

- Pierw mi otwórz potem ci powiem.

Rozłączyłam się i wzięłam suche ubrania. Wyszłam z łazienki i w trakcie drogi do drzwi zakładałam na siebie byle jak, przynajmniej szybko dresy. Założyłam bluzę i otworzyłam drzwi. Spojrzałam na czarnowłosego, który wszedł do środka gdy mu otworzyłam.

- Więc? Co tutaj robisz? Miałeś przyjechać w marcu dopiero. Jest luty. - spytałam zamykając drzwi.

- A więc tak, zacznijmy od tego, że plany się zmieniły. Dwie propozycje mam ci do zaoferowania. Pierwsza, zostaje tu na tydzień i przyjeżdżam znowu po tygodniu. Druga, pojedziesz ze mną do Liberio i tam zamieszkasz na jakiś czas. - skończył, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę.

- Ale że o co ci teraz chodzi bo nie za bardzo rozumiem. Jestem pełnoletnia, mam prace.. co prawda marną ale mam. Utrzymuje się przy życiu. - powiedziałam patrząc na kobaltookiego jak na idiotę.

- Dobra nie owijajmy się w bawełnę, z twoim zdrowiem nie zostawię cię tu samej. Dzwonił do mnie lekarz i wiem więcej na temat twojego obecnego stanu zdrowia niż sama ty. Możesz mi powiedzieć jakim cudem to coś wygrywa zamiast ciebie? - powiedział.

- Ja.. ja wiem, że ciebie nie da się okłamać bo to wyczujesz tak więc, po prostu omińmy ten temat. Dobrze? - cicho starałam się to powiedzieć.

- Nie będziemy omijać tematu, mów tu i teraz co z tobą. Daj sobie dziewczyno pomóc, cholera.. - spojrzał na mnie.

- Ale ja, nie chce pomocy. - dodałam szybko.

__________________________
Nie było rozdziałów z kilku mniej ważnych powodów.
Otóż 1. Moja wena raz się zaczynała, raz kończyła.
2. Jakoś tak.. ciężko było mi napisać ten rozdział nie wiem czemu.
3. Bóle głowy (nie myśle wtedy trzeźwo)
No i kilka problemów ale to juz mniej istotne

Pisze to przed pójściem do szkoły, a raczej 200 ostatnich słów napisałam teraz.

Przepraszam ze tak długi czas rozdziału nie było.

Zaczela sie szkoła, moze byc nawet tak ze rozdziały będą pojawiać się.. ledwo raz w tygodniu jak nie na dwa tygodnie.

Miłego dnia wszystkim co dzisiaj idą do tego cyrku. I ogolnie wszystkim wam miłego dnia.. nocy. Zależy kiedy czytacie

Ostatni Oddech | EremikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz