Rozdział 7

143 13 5
                                    

Mikasa

Obudziłam się, przecierając oczy podniosłam się do siadu i pierwsze co przykuło moją uwagę to okno. A raczej pogoda za nim. Sypał śnieg, nie sądziłam że dzisiaj się akurat pojawi, był 23 grudnia, idealna pogoda na dzień przed wigilią, przez ostatnie dni śniegu nie było ani trochę. Planów na święta również nie miałam za ciekawych. Miała być jutro wigilia ale szef taty zadzwonił do niego i ostatecznie na święta siedzi w pracy, ma dzisiaj nocną zmianę, zresztą tak samo jak i jutro. Chociaż gdyby pomyśleć sensownie to wigilia we dwójkę również nie ma najmniejszego sensu. Jeszcze kilka lat temu pamiętam jak przy stole siedziała prawie cała rodzinka Ackermann.

Wstałam z łóżka i założyłam kapcie. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jakiś prosty sweter, w końcu w domu było zimno, i narzuciłam go na siebie. Wyszłam z pokoju i niemal nie dostałam zawału, ostatnimi czasami wszystko mnie zaczyna straszyć. Zauważyłam zamiatającą osobę, ale po chwili wiedziałam kto to dlatego podeszłam blisko niego przytulając go od tyłu.

- Wstałaś? - ten chłodny głos i zimne dłonie które ułożył na moich.

- Jak widać. Co tu robisz? - spojrzał na mnie kobaltowymi tęczówkami.

- Sprzątam, nie widać? - podeśmiał się pod nosem.

- Levii, poważnie. - odstawił miotłę tak by opierała się o ścianę.

- Twój tata chciał żebyś nie spędzała sama świąt. - spojrzałam na niego.

- A Hanji i maluchy? - zapytałam.

- Weź nic nie mów nawet, Hanji spędza święta pracując, nie dała za wygraną, a dzieciaki są u babci. - westchnął.

- Mogłeś je wziąć ze sobą. - lubiłam te dwójkę szkrabów nawet.

- O co to to nie, mam coś dla nas, nudzić się nie będziesz. - uśmiechnął się chytrze.

- Co ty knujesz Ackermann. - zaśmiałam się.

- Mówiąc krótko, twoje piętnaste urodziny. - zagwizdał rozglądając się na boki „szukając czegoś".

- Chcesz ze mnie zrobić alkoholiczkę rozumiem? - spojrzałam na niego pytająco.

- Każdy wie że byś to wypiła tak czy tak. - zaśmiałam się.

- Idę do kuchni, miłego sprzątania. - dodałam i poszłam do miejsca które wspomniałam.

Otworzyłam lodówkę i rozejrzałam się po niej, nie było w niej prawie, że nic oprócz jakichś prostych składników na kanapki lub płatki z mlekiem. Jak zwykle w sumie. Zamknęłam lodówkę i podeszłam do szafki, wyciągnęłam z niej najprostszą zupkę chińską i nastawiłam czajnik z wodą. Wyciągnęłam z szafki miskę i wsypałam zawartość tej saszetki z chińską do niej. Gdy woda się zagotowała wlałam ją do miski, a czajnik odłożyłam na miejsce. Złapałam za miskę i szłam z nią w stronę pokoju dopóki Levi mnie nie zatrzymał.

- Że zupkę chińską? Na śniadanie? - zapytał patrząc na mnie.

- Noo..? - chciałam kontynuować drogę, ale wziął mi miskę i zaczął iść w stronę kuchni z MOIM jedzonkiem. - Ej Levi! ODDAJ! - szłam za nim.

- Nie będziesz jadła jakiejś chemii tsk. - odstawił ją i następne co zrobił to otworzył lodówkę. - Rany.. co wy jecie jak tu nic prawie nie ma. - zamknął ją z powrotem.

- Tata je w pracy, a jak ma wolne to robimy razem jakiś obiad czy coś. Ja jem na co dzień to co mi właśnie zabrałeś. - wystawiłam ręce ku misce, za co zostałam zdzielona po łapach.

Ostatni Oddech | EremikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz