part twenty-seven

497 52 20
                                    

Nie żebym był aspołeczną ciotą, która stroni od alkoholu, ale...

Jakoś nie potrzebuję dwójki nakurwionych typów, którzy zrobili z już nie-randki jakiś maraton picia wódki.

Świadectwem tego jest chyba fakt, że od dziesięciu minut siedzę i palę w kiblu, zastanawiając się jak przecisnąć dupsko przez to okienko na górze żeby spierdolić.

Za rękoczynami nie jestem, jedynie w stronę Sana, ale temu tam bardzo chętnie przemeblował bym co nieco. Może jego twarz magicznie będzie wyglądać lepiej, w co szczerze wątpię.

Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle, żeby tego było mało to jeszcze Seonghwa do mnie wypisuje i każe się tłumaczyć z pijackiego instastory Hongjoonga, na którym przytula się do tego palanta.

Kibel to niezbyt ciekawe miejsce do zakończenia życia, ale trzeba się cieszyć z tego co się ma.. Bynajmniej San tak mówi, japierdole tak ze mną źle, że nawet jego zaczynam słuchać.

Każdy ma taki moment w życiu, że zbiera mu się na przemyślenia i nagle odkrywa w jakim wielkim błędzie żyć, wtedy postanawia wszystko zmienić, stać się kowalem własnego losu czy inne nudne pierdolenie w stylu San po dwóch mocniejszych z paczką żelek. Może dzisiaj również by mnie olśniło, ale nie, bo wolę napierdalać nogą w ujebaną papierem toaletowym ścianę.

Moje życie leci łeb na szyję niczym akcje CD projekt Red po kilku dniach od wydania Cyberpunka, różnica jest tylko taka, że tym drugim ktokolwiek był zainteresowany. A na mnie ma wyjebane nawet mój niedoszły chłopak, który najwyraźniej stracił zainteresowanie, wcale mnie nie kochał.. Znalazł innego kandydata alkoholika spod ciemnego monopolowego.

Nie żebym czuł się gorszy, co to to nie! On nie dostał błogosławienia od teściowej i nie spierdolił z piwnicy babci Wooyounga, jak to zrobi to będę skłonny przemyśleć jego możliwą wyższość. Ewentualnie zapraszam na walki samców alfa, nikt nie pobije mnie w jedzeniu kebaba na czas, jestem niepisanym mistrzem.

Jeśli stanę na kiblu i uda mi się podsadzić na parapecie, to istenieje prawdopodobieństwo, że jakimś cudem otworzę okno, wyskoczę.. Może się nie zabiję, na coś umrzeć niby trzeba, ale nawet testamentu nie napisałem, kurwa. Nie mogę przecież pozwolić, że te cwele zakurwią moje kochane gry i plakat G-Dragona.

No cóż, w takim razie zostaje mi wyjście z łazienki i zapierdalanie najszybciej jak się da przed siebie, licząc, że ci dwaj może mnie nie zauważą. Innego wyjścia nie mam, bo wracać tam i ich oglądać nie zamierzam. Nie mam ochoty kończyć w więzieniu za morderstwo.

—— Jebać, najwyżej ktoś dostanie po pysku —— mruknąłem pod nosem i odepchnąłem się od ściany. Szybkim krokiem udało mi się opuścić pomieszczenie. Sprawdzając wszystkie kieszenie, przeszedłem pomiędzy paroma stolikami, wypatrując jedynie najbliższego wyjścia.

Modliłem się w duchu, aby nikt nie zwrócił na mnie uwagi, a w tym szczególnie Kim razem z tym drugim chujem, którego imienia nawet nie mam zamiaru wypowiadać.

W kieszeni wręcz parzył mnie prezent, który chciałem dać Hongjoong'owi tuż po tym, jak zgodzi się być ze mną w związku. Najwyraźniej tak miało być, nie jestem odpowiedni i wcale mnie to nie dziwi. Może lepiej, zasługuje na kogoś lepszego niż jakiegoś idiotę z frajerskim wisiorkiem i talentem do spierdolenia dosłownie wszystkiego.

Oczami wyobraźni widzę, jak Bóg pije winko na chmurce i śmieje się jakim jestem ćwokiem, przybijając sobie piątkę z Jezusem za ten idealny plan rozwalenia mojego życia, który służy im teraz jako komedia.

—— Mingi~ Gdzie idziesz? —— niższy jak grom z ciemnego nieba pojawił się obok mnie, wybudzając mnie tym samym z zadumy.

Dam głowę, że gdyby teraz chcieli mi zbadać ciśnienie, to byłbym zagadką dla wszystkich lekarzy, próbujących zrozumieć dlaczego jeszcze nie pierdolnąłem w kalendarz.

—— Właśnie, stary! Nie spierdalaj, zamówiliśmy następną kolejkę —— wtrącił się jeszcze ten wkurwiający wrzód na dupie, który na dodatek śmiał objąć mnie ramieniem.

Kąpiel z kwasem pewnie mnie teraz nawet nie uratuje, świetnie! San, szykuj playliste z Super Junior na mój pogrzeb..

—— Wyjebane w twoją kolejkę —— fuknąłem, starając się jakoś kulturalnie go od siebie odsunąć. Czekam na mój medal za stalowe nerwy, bo nie wiem jakim cudem jeszcze nie poznałem jego twarzy z moją pięścią oraz szanowną podłogą.

—— Nie zaczynaj znowu tych twoich humorków —— parsknął mój współlokator, praktycznie się zataczając. No racja, za dobrej głowy to on nie miał.

—— Ah, no kurwa sorry —— uśmiechnąłem się cierpko. —— Ale przez te moje humorki odechciało mi się —— dodałem, starając się mocniej zaakceptować pewne wyrazy, które dość mocno we mnie uderzyły.

Wygrzebałem z kieszeni prezent dla Kima i wepchnąłem mu go bez słowa, odpychając tym samym tego przyklejonego do mnie alkoholika.
Resztki nadziei, które gdzieś się we mnie tliły wręcz wyskoczyły przez okno, sugerując, że powinienem iść w ich ślady. Tak też zrobiłem, bo już chwilę później wyszedłem na zewnątrz. Zignorowałem kompletnie okrzyk najniższego, który próbował właśnie swojemu koledze pozbierać się z podłogi.

—— Jebcie się, jak tak bardzo chcecie.

that's okayWhere stories live. Discover now