part two

1.5K 108 110
                                    

Order największego debila na planecie należy się mnie.

Czemu? A no wiecie... Wcale nie wyjebałem przed chwilą tej gumki razem z butelką lubrykantu przez okno. To pan Choi po prostu ciekawe rzeczy trzyma na swoim balkonie.

W myślach zacząłem dziękować najwyższemu Bogu (chociaż nadal w takowego nie wierzę) za twardy sen starszego chłopaka, bo wpierdol byłby bardziej niż pewny.

Ubrałem na siebie wczorajsze gacie i niczym Struś Pędziwiatr z tej chujowej bajki, którą San ogląda zawsze z Wooyoung'iem, przebiegłem do własnego pokoju.
Pierwszy raz od dobrego roku pod prysznicem i w samej łazience spędziłem więcej niż dziesięć minut, nałożyłem chyba tonę korektora na moją szyję oraz obojczyki, które zakrywała szkarłatna plama, zarzuciłem na siebie największą bluzę, wsunąłem na nogi moje stare, szare dresy.

Na największym wyjebaniu, na jakie było mnie teraz tylko stać wszedłem do kuchni. Zaparzyłem sobie moją ulubioną, awaryjną kawę na wypierdolonego w kosmos kaca, który teraz dopadł mnie w duecie z tym mentalnym. Usiadłem na blacie po turecku, jak miałem w zwyczaju robić po ostrej imprezie w nocy. Zacząłem sączyć powoli trunek, zastanawiając się jakim zapchlonym cudem do tego doszło.

Byliśmy pijani... Dobra - najebani w cztery dupy, a to tłumaczy już większość całej tej śmiesznej historyjki.

Przed oczami miałem twarz niższego. Może i wyglądał jak szczur, ale taki całkiem ładny szczur.

Nigdy nie spojrzałem na niego, jak na potencjalnego partnera, kochanka, kandydata na żonę, friend with benefits, przygodę na jedną noc czy materiał na babyboy.

Bo byliśmy kurwa, jebana mać przyjaciółmi!

Nie jestem Yeonjun'em, żeby pierdolić Soobina po kątach i później wmawiać, że jesteśmy największymi psiapsiółeczkami.

W mojej głowie panował istny chaos... Nie wiedziałem, czy powiedzieć mu o wszystkim z nadzieją, że nie zacznie wyzywać mnie od niewyżytych, zrogowaciałych pedałów albo nie rzuci wiązanki o tym jakim chujem jestem, wypierdalając przy tym za drzwi. Zawsze drugą wersją tej alternatywy było udawanie, że nic się nie wydarzyło, nadal pozostając z nim w identycznych stosunkach (chociaż nawet pewny nie jestem, czy dam radę spojrzeć mu w oczy).

W obu wychodzę na skończonego skurwysyna i idiotę, także lepiej być już nie mogło.

—— Dupa mnie boli —— rzucił na przywitanie Kim, wchodząc do kuchni w samych bokserkach w najmniej odpowiednim momencie, bo nawet nie zdążyłem przetworzyć w głowie połowy informacji. Nadal nie podjąłem decyzji.

Zignorowałem jego słowa, udając, że zupełnie nic się nie stało, bo w końcu wychodzi na to, iż chłopak nie pamięta... Albo pamięta, ale woli udawać, że nic się nie stało z nadzieją, że to ja nie pamiętam.

—— Wykurwiaj z tego blatu, cwelu.

—— Spierdalaj, piję kawę —— mruknąłem w odpowiedzi, nawet na niego nie patrząc. W głowie dziękowałem sobie, że w nocy nie przypomniały mi się moje cholerne fetysze i na ciele Joonga nie ma po mnie śladu, bynajmniej niczego nie widzę.

—— Dlaczego tak mnie nakurwia dupa i plecy? Co my odpierdalaliśmy? —— spytał, siadając przy stole z kubkiem kakao.

No co, Mingi? Co wy odpierdalaliście?

A no wiesz stary, tylko jakby przeruchałem cię pewnie tak z conajmniej trzy razy, to nic takiego. Chcesz może tosty?

—— Jak cię tutaj targałem z Seonghwa'ą to wyjebałeś się nam na schodach, tłusty, jebany (oj.. Dosłownie jebany) karaluchu —— rzekłem, jak najbardziej naturalnie, starając się zachowywać zwyczajnie.
Teraz pozostaje pewna kwestia... Jak ja wmówie Seonghwa'ie, że był z nami w tym klubie i pomagał mi nieść tu tego skrzata?

—— Chuj ci w dupę, Song —— pomachał mi środkowym palcem przed nosem. —— Sprzątasz tu, ja ledwo chodzę, w dupie mam czy chcesz czy nie. Jak wstanę, ma błyszczeć.

Po tych słowach wyszedł z kuchni, stawiając koślawe kroki. Zostawił mnie w pomieszczeniu z ogromnym problemem, bo... Kurwa, mogłeś mu powiedzieć, a nie... Teraz już nie masz co się wycofywać.

that's okayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz