part seven

878 71 44
                                    

Hongjoong był wkurwiony i nie trzeba być Einsteinem, żeby to zauważyć, w zasadzie to nawet ślepy by się ogarnął.

Różnica między nim wkurwiony teraz, a nim wkurwionym w przeszłości polegała na tym, że wtedy chociaż na mnie krzyczał, rozładowując napięcie między nami. 

W tym momencie, sytuacja prezentowała się jednak troszeczkę, ale to minimalnie inaczej...

Siedziałem na kanapie w salonie, nadal niezbyt ogarniając to co dzieję się dookoła mnie, nie pamiętając tych najpewniej najważniejszych momentów z nocy. Patrzyłem w zasadzie na wszystko co się dało, nie zatrzymując spojrzenia w jednym miejscu na dłużej niż kilka sekund. To nie tak, że chciałem uniknąć konfrontacji, po prostu kac dawał o sobie znać i rozpierdalał mnie od środka. 

Kim stał naprzeciwko, jego twarz była dosłownie obojętna, nie mogłem dostrzec żadnego grymasu złości. Nie śmiał się, nie drwił, nie krzyczał. Milczał, torturując mnie odpijającą się od ścian ciszą. To było najbardziej przerażające, ten praktyczny brak jakichkolwiek nacechowanych negatywnie czy pozytywnie emocji. Nie wiedziałem, jak potoczy się to wszystko, bo szczerze to wyglądał trochę jakby w każdej chwili mógłby zacząć śmiać się jak jakiś pedofil spod Żabki, a jednocześnie płakać, krzyczeć, zamordować mnie po prostu.

Teraz naprawdę wiedziałem, że zjebałem i nie miałem najmniejszych związanych z tym wątpliwości. 

Trudno stwierdzić jak długo już tak siedzieliśmy, mi czas dłużył się niemiłosiernie, miałem wrażenie, że minął już praktycznie cały dzień, ale mogę się założyć, że mówimy tu o przedziałach minutowych. 

Pierwszy raz mogłem szczerze przyznać, że nie jestem wstanie stwierdzić co siedzi w głowie mojego przyjaciela. Gdy stał w tym momencie tuż przede mną, wydawał się praktycznie kimś innym. Nie tak wyglądało jego spojrzenie, nie tak się zachowywał po moich pijackich wybrykach. 

Coś się zmieniło, nie wiem czy we mnie, czy w nim, czy po prostu w nas. 

Temu napięciu towarzyszył również dziwny ścisk w okolicach mojej klatki piersiowej, zupełnie przeze mnie niepojęty, nagle wszystko stawało mi się różne i obce.

Matko Boska G-Dragonowska... Już nigdy więcej nie chwycę po soju, nigdy kurwa więcej. Przyrzekam na moją kartę Tzuyu. 

—— Dlaczego? —— spytał po zdecydowanie zbyt długiej jak na moje standardy chwili milczenia. Wzdrygnąłem się na jego słowa, zupełnie się ich nie spodziewając. Przerwał natłok myśli w mojej głowie, zatrzymując rozbiegany wzrok na jego osobie.

Przygryzłem wargę, nie wiedząc nawet co mu odpowiedzieć. Wątpię, że odpowiedź “nie wiem” zadowoliłaby go jakkolwiek. 

—— Dlaczego, kurwa to zrobiłeś? —— zadał kolejne pytanie, najwyżej nawet nie licząc na moją odpowiedź, przygotowując się do dłuższego monologu. —— Nie możesz chociaż czasami udawać odpowiedzialnego? Nie możesz chociaż raz nie zachowywać się jak rozwydrzony bachor, który myśli tylko o sobie, dla którego liczy się tylko czubek jego zasranego nosa? —— warknął cicho, dając powoli upust swoim emocjom, z którymi najwyraźniej także sobie nie radził. 

Zaczął krążyć po salonie, strzelając nerwowo palcami. Mruczał coś pod nosem, jakby układając następną część własnej wypowiedzi albo plan mojego morderstwa. 

—— Ile jeszcze razy to zrobisz? Ile jeszcze zajmie ci zrozumienie, że nie jesteś ty jeden, a dookoła są inni, którzy cierpią przez twój cholerny idiotyzm? Co trzeba ci pokazać, żebyś kurwa przejrzał na oczy? Może jednak jesteś po prostu pierdolonym egoistą i nigdy się nie zmienisz —— uniósł na mnie swoje spojrzenie, które przysięgam, wbiło mnie w kanapę. —— Mam dość martwienia się o twoją dupę, zastanawiania się czy na pewno wszystko z tobą dobrze, mimo iż według ciebie, ja nie zasługuję nawet na zwykłe pytanie o samopoczucie. Po co mi to wszystko? Po co się tyle męczę? Może po prostu jestem jeszcze większym, ślepym debilem od ciebie, co Mingi? 

—— Hongjoong...

—— Nie, siedź cicho. Chociaż raz, kurwa milcz i nie wtrącaj wszędzie swojego najważniejszego i oczywiście jedynego słusznego zdania. Chociaż raz zapomnij, że istniejesz tylko i wyłącznie ty —— fuknął, stając centralnie naprzeciwko mnie. Zmroził mnie swoim wzrokiem, wywołując we mnie chyba największe możliwe wyrzuty sumienia, a ja jedynie mogłem wpatrywać się w niego tępo, analizując każde najmniejsze słowo jakie padło z ust starszego. Wszystko docierało do mnie ze zdwojoną siłą, uderzało w moją głowę, niszcząc wszystko: moje dotychczasowe założenia oraz możliwe, że naszą i tak stąpającą po krawędzi relację. 

—— A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? —— kontynuował, ignorując załamujący się z każdym następnym ruchem ust głos. —— Że nie potrafię tego przerwać, uwolnić się i powiedzieć jak bardzo boli mnie twoja ignorancja. Jedyne co teraz mogę ci powiedzieć, to to, że dziękuję ci za niszczenie mnie, za sprawienie, że nienawidzę cię tak bardzo jak...

—— Ej! Mordy wy moje! Widzieliście może takiego fioletowego ptaka!? —— krzyknął San na równie z Wooyoung’iem, wchodząc bez pukania do naszego mieszkania i przerywając naszą rozmowę. Momentalnie odwróciliśmy się w ich stronę. 

—— Przeszkadzamy? —— spytał młodszy z nich, gdy nie uzyskali odpowiedzi na swoje pytanie.

•🪐•🪐•🪐•

mam nadzieję że mnie nie zabijecie za ten rozdział 

that's okayWhere stories live. Discover now