| 60 |

4.8K 234 814
                                    

– Szukałem cię.

Niezainteresowana głosem, który dźwięcznie zabrzmiał za moimi plecami, kontynuowałam kreślenie niewidzialnych okręgów wolnymi ruchami nóg na powierzchni wody, wpatrując się w jej ciemną taflę, w której mienił się jedynie blask jasnego księżyca. Jej chłód otulał moje ciało, jednakże nie wywołało to we mnie nawet zimnych dreszczy. Siedziałam bez celu na drewnianych, spękanych od starości deskach pomostu, tuż przy altanie, której małe lampki oświetlały najbliższe otoczenie. Zimny wiatr łaskotał moją odkrytą skórę, jednak tak jak wspominałam, nie odczuwałam nawet jego niskiej temperatury. W tamtej chwili wokół mnie stworzyła się dziwna w swoim rodzaju bariera, która izolowała mnie od świata zewnetrznego, od wszystkich negatywnych bodźców, które z impetem na nią napierały.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu, kiedy się tu znalazłam, przeniosłam swój zmęczony, otępiały wzrok w inne miejsce, niż swoje zanurzone w wodzie po kostki nogi. Moim kolejnym, małym przystankiem, na którym na chwilę się zatrzymałam, były duże, czekoladowe oczy, które spoglądały na mnie z góry spod wachlarza gęstych, ciemnych rzęs. Wewnętrzne przeczucie mówiło mi, że prędzej czy później będzie dane mi po raz kolejny tego wieczoru je ujrzeć. I tak, stało się to, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie starałam się na odszyfrować jego tajemniczą osobę i to, co nas łączyło.

Jednak w tamtym momencie, ku mojemu zdziwieniu, wcale nie myślałam o nas i o naszych problemach, które ciągnęły się za nami jak kule przykute do nóg. Moje myśli były zaprzątane jedynie przez słowa Cassie, które sprawiły, że moje serce ponownie zostało nadszarpnięte, a ja wróciłam pamięcią do przykrych wspomnień za czasów nastoletniego życia.

Chyba właśnie sobie zdałam sprawę z tego, jak mocno byłam jeszcze tym obciążona, mimo że szkołę skończyłam kilka lat temu, a moje otoczenie całkowicie się zmieniło. Zdałam sobie sprawę z tego, że problem, którego myślałam, że się już dawno pozbyłam, nadal we mnie siedział i powodował, że nawet, jeśli ktoś starał się mi pomóc, ja reagowałam agresją, chcąc nieświadomie odciąć się od konfliktu, który drzemał we mnie.

– No to znalazłeś. Teraz możesz sobie iść. – Z chrypą w głosie, który z trudnością przeszedł przez moje ściśnięte gardło, rzuciłam do bruneta.

Neymar miał rację. Ten irytujący na każdym kroku człowiek miał przez ten cały czas rację, kiedy mówił, że mam problem sama ze sobą. Że odtrącam ludzi, staram się robić wszystko na własną rękę, nawet jeśli wiedziałam, że nie dam rady. Teraz to wiedziałam, a jeszcze bardziej denerwowało mnie to, że to on pierwszy dał mi to do zrozumienia, zamiast ja sama. Nienawidziłam przyznawać komuś, że się myliłam, a świadomość tego, że miałabym to zrobić Neymarowi, dusiła mnie od środka.

– Nie po to cię szukałem, żeby teraz odejść.

Nie potrafiłam zrozumieć jego ani tego, dlaczego chciał znaleźć moją osobę. Osobę, która bezpodstawnie się na niego zdenerwowała za powiedzenie prawdy i próbę... zatroszczenia się o mnie. Siedząc na pomoście, analizując słowa raniące jak sztylet Cassandry, zdałam sobie sprawę z tego, że Neymar nie starał się zrobić mi na złość wtedy w szpitalu mówiąc, że mało jem. Chciał dla mnie po prostu dobrze, jakkolwiek to brzmi, a ja jak zwykle starałam się odeprzeć od siebie każdą formę pomocy.

Cała kłótnia, wywołana tylko i wyłącznie przez moją zepsutą osobę, widocznie nie trafiła w ego narcystycznego bruneta tak mocno, jak myślałam. Teraz stał niedaleko mnie, zachowując się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Nie wiem, na jakiej zasadzie to działało, że w takim momencie potrafił jednak schować dumę do kieszeni i po prostu zjawić się u boku osoby, która nie potrafiła docenić kilku małych, ledwo widzialnych gestów.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz