| 8 |

7.5K 293 82
                                    

– Nie uśmiecha mi się jechać z tymi debilami aż do Monako – powiedziałam i spojrzałam kątem oka na chłopaków, którzy okładali się pięściami na środku boiska.

Wywróciłam oczami, śmiejąc się cicho pod nosem i spojrzałam na kartki notesu, w którym zapisywałam najpotrzebniejsze informacje na temat wyjazdu, który miał odbyć się pod koniec czerwca.

– Nie są tacy źli – mruknął Josep, patrząc w to samo miejsce i chyba sam nie dowierzając temu, co mówił.

– Nie? – zapytałam z lekkim uśmiechem, zakładając ręce na piersi i zaczęłam obserwować Philippe, który gonił się z Gerardem po całym boisku.

Mój kącik ust powędrował lekko do góry, a ja zamrugałam kilka razy, czując, jak moje oczy zaczynają się szklić, widząc go już całego zdrowego, uśmiechniętego i wypoczętego. Tak bardzo byłam wdzięczna, że nic poważnego z tego nie wyszło i wszystko skończyło się tak, a nie inaczej. Nie mogłam wyobrazić sobie, gdyby sprawa nabrała innego obrotu, a prawda była taka, że mało brakowało. Dzieliło nas dosłownie kilka dni od wydarzenia się tragedii, więc można było nazwać to cudem.

Po dwóch tygodniach ciągłej rehabilitacji, szczególnej obserwacji i opieki chłopcy mogli wrócić już do pełnej aktywności fizycznej, w tym nawet Luis, któremu odpoczynek i regeneracja dały chyba najwięcej korzyści. Chłopaki przyjechali kompletnie odmienieni i przede wszystkim tryskali energią, co nawet doprowadziło trenera do łez, kiedy zobaczył przed sobą całą trójkę. Jedynym minusem, który dla niektórych mógł być naprawdę bardzo bolący, a dla innych mało istotny, było to, że do końca miesiąca nie mogli spożywać żadnego alkoholu ani używek, co oczywiście spotkało się z wielkim niezadowoleniem ze strony chłopaków, a szczególnie Leo, który miał chyba największy żal do siebie i wszystkich o to, że nie mógł uczestniczyć w mojej imprezie, na którą tak bardzo czekał.

Nikt oprócz Neymara nie wiedział o tym, co się stało i dlatego robiłam wszystko, by prawda nie wyszła na jaw. Dużym udogodnieniem dla mnie było to, że alkohol dał o sobie tak mocno znać, że nikt nie pamiętał, co działo się w późniejszych godzinach imprezy. Każdy miał zanik pamięci, a ostatnim momentem, który wszyscy pamiętali, było to, jak Rafinha z Bartrą śpiewali karaoke do „Mamma Mia". Po tym każdemu uciął się film, co wychodziło na moją korzyć. Nie chciałam nikogo niepotrzebnie niepokoić, w dodatku sama nie miałam ochoty wracać do tamtego momentu. Chciałam wymazać to z mojej głowy i zacząć od początku. Wiedziałam, że ciągłe rozmyślanie o tym niepotrzebnie rozdrapywałoby świeże rany, które chciałam jak najszybciej zaleczyć.

Mimo że minęło już trochę czasu od tamtego feralnego dnia, moje nadgarstki nadal były całe w siniakach, które próbowałam ukryć pod toną podkładu i setką bransoletek. Oprócz sinych nadgarstków również ucierpiały moje uda, na których widniały dwie, wielkie, niebiesko-fioletowe kreski od przyciśnięcia do stołu. Rany bolały niemiłosiernie, nie pozwalając na wykonywanie czasami najprostszych zajęć,  jednak największy ból dawało mi samo patrzenie na te wszystkie ślady, które każdego dnia nie dawały mi o tym zapomnieć i uświadamiały, że to wydarzenie naprawdę miało kiedyś miejsce i że nie da się wyrzucić go z pamięci ot tak.

Od tamtego czasu między mną a Neymarem nie wydarzyło się kompletnie nic, co po części było dość dużą ulgą, patrząc na to, że chłopak przecież mógł wrócić do swojego starego trybu i na nowo zacząć obrażać mnie na każdym kroku. Nie zamieniliśmy ze sobą choć jednego zdania, więc wychodziłoby na to, że wszystko, co wydarzyło się na imprezie, mogliśmy uznać za skutki nieopamiętanego picia, które wyrwało się spod kontroli. Satysfakcjonował mnie taki obrót sprawy, bo w końcu mogłam normalnie zająć się sobą i moją pracą, a nie rozmyślać ciągle nad tym, jak tym razem dokopać brunetowi, czy chociażby o tym, od czego tak bardzo chciałam uciec.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz