| 67 |

3.6K 186 718
                                    

– Mamy syna.

Uśmiechnęłam się szeroko, ocierając łzy, które zdążyły się zakręcić w kącikach moich oczu. Ulga wymalowana była na twarzach całej naszej szóstki, która przez ostatnie trzy godziny siedziała na korytarzu, w niecierpliwości czekając na to, co dalej stanie się z Shakirą, która dostała skurczy nie będąc jeszcze w dziewiątym miesiącu ciąży.

– Gratulacje, stary. – Jako pierwszy do Gerarda ruszył Rafinha, przytulając swojego dobrego przyjaciela.

Pique ze zmęczona twarzą objął go, dziękując cicho. Zaraz po tym podszedł do niego Neymar, który również mu pogratulował, zbijając z nim piątkę. W jego oczach migotały jasne iskierki i było widać, że naprawdę cieszy się szczęściem Gerarda. Z tego, co zawsze mówiono o Brazylijczyku, było to, że był bardzo rodzinny. Był blisko ze swoimi rodzicami i siostrą i teraz, mając przed sobą obraz jego, całkowicie poruszonego, mogłam potwierdzić, że inni mieli rację.

I co również musiałam przyznać, było to bardzo urocze.

Uśmiechnęłam się pod nosem, sama nie wiem czemu, jednak ugryzłam się w policzek, kiedy nasz wzrok przypadkowo się ze sobą skrzyżował.

Przez cały pobyt w szpitalu praktycznie nie zamieniliśmy ze sobą żadnego zdania. Każdy był w swoim świecie, poddenerwowany tym, że z Shakirą i dzieckiem może coś się poważnego dziać. Po komplikacjach w trakcie ciąży z Milanem każdy był przewrażliwiony i wolał dmuchać na ziemne.

Może i tak było lepiej. Szczególnie dla mnie, kiedy jeszcze w salonie sukni ślubnych rzuciłam się za nim, tak naprawdę nie wiedząc nawet, co zamierzałam wtedy zrobić. Teraz siedziałam na poczekalni w jednym z barcelońskich szpitali, obracając w palcach pierścionek, który od niego dostałam. Widziałam też zaciekawiony wzrok Carmen i Melody, który zauważyły błyskotkę w mojej dłoni i byłam już pewna, że w końcu poruszą ten temat, chcąc dowiedzieć się, skąd go wzięłam.

Albo po prostu już wiedziały, że Neymar za tym stał. I tak, to chyba było najprawdopodobniejsze.

– Wszystko z nim w porządku? – Odezwała się Carmen, która w ręku trzymała torbę ze suknią ślubną, którą o dziwo udało jej się wybrać podczas tego całego zamieszania.

Śmieszne było to, jak wydarzenia potrafiły obrać kompletnie inny tor w tak krótkim czasie. W jednym momencie byliśmy na kolacji świątecznej, chwilę później już w salonie sukni ślubnych, a teraz znajdowaliśmy się w szpitalu.

Żyje było jedną wielką karuzelą.

– Cóż, jest wcześniakiem, jednak na tą chwilę nikt nie dostrzegł niczego niepokojącego. – Pique przetarł twarz dłonią, starając się brzmieć jak najbardziej pozytywnie. Było jednak widać, że był przemęczony, zdenerwowany i zatroskany. W końcu jego kobieta urodziła wcześniej, niż było to planowane i przez pewniej czas los dziecka był nieznany.

– To wspaniale. Jak ona się czuje?

– Jakby przejechało ją sto walców. – Rafinha parsknął głośno, słysząc rozbawiony głos Gerarda. – Usnęła z wyczerpania.

– Niech odpoczywa jak najwięcej.

Brunet podziękował jeszcze raz wszystkim za to, że byliśmy przy nim, po czym powiedział, żebyśmy wrócili do domu odpocząć, ponieważ już teraz wszystko było na swoim miejscu. Od razu wszyscy zaproponowali, że zostaną, aby w czymś pomóc. Szturchnęłam Melody, szepcząc jej na choć że to nienajlepszy pomysł, ponieważ Shakira i Gerard zapewne będą chcieli odpocząć, na co blondynka przyznała mi rację. Piłkarz oznajmił, że sobie poradzi, na co kiwnęliśmy głową, żegnając się z nim.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz