| 62 |

3.9K 193 90
                                    

Blask. To pierwsze co zauważyłam, kiedy moja ociężała powieka z trudnością uniosła się ku górze. Jaskrawe, mocne światło, wkradające się przez szparę między roletą a oknem, oślepiło mnie na chwilę, a ja skrzywiłam się, odwracając się jednocześnie w drugą stronę. Mruknęłam coś pod nosem, kiedy ostry ból przeszył moją czaszkę, kiedy zrobiłam gwałtowny ruch karkiem. Tak, dzisiejszy dzień zapowiadał się katastrofalnie pod każdym względem, a ja miałam wrażenie, że przeżycie go w miarę dobrej kondycji będzie graniczyło z cudem.

Wyciągnęłam rękę, aby poprawić poduszkę, która wyjątkowo niedobrze układała się pod moją głową, jednak kiedy byłam przygotowana na to, że zetknie się ona z miłym materiałem, jej palce zahaczyły o coś szorstkiego, drapiąc mnie we wewnętrzną stronę dłoni. Moje czoło się zmarszczyło, kiedy uniosłam powiekę, a moim oczom ukazała się brązowa czupryna, której właściciel tak samo wtulony w pościel wielkiego, dwuosobowego łóżka, spał wyciągnięty we wszystkie strony.

I wtedy nagle wspomnienia z wczorajszego wieczoru uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Uchyliłam lekko usta, obserwując spokojną twarzy Neymara, którego klatka co jakiś czas unosiła się i opadła. I przeklnęłam w myślach, uświadamiając sobie, co wydarzyło się poprzedniej imprezy. Miałam luki w pamięci, to było normalne, ale akurat ten moment, moment, w którym nasze wargi ponownie się zetknęły pamiętałam zbyt dobrze i nie było mowy o tym, abym akurat to wyrzuciła podświadomie z głowy.

Jakimś cudem znowu się to stało. Ile razy mieliśmy jeszcze przez to przechodzić? Tkwiliśmy w błędnym kole, z którego ani ja ani on nie potrafiliśmy się wydostać.

A co, jeśli może nie chcieliśmy?

Obserwowałam jego lekko uchylone wargi, które wczorajszego dnia z impetem całowałam i przez głowę nie mogło mi przejść to, jak bardzo blisko siebie byliśmy na imprezie. I nie potrafiłam zrozumieć. Znowu. Za każdym razem, kiedy między nami coś się działo, analizowałam to w kółko i kółko i nie potrafiłam dojść do żadnego konkretnego wniosku oprócz tego, że zwariowaliśmy i nigdy nie powinno się to zdarzyć.

Nagle coś we mnie się drgnęło, kiedy tak mu się przypatrywałam i wywlokło mnie aż z łóżka. Stanęłam na równych nogach, sama będąc w szoku swoim nagłym zerwaniem. Ubrana w kreacje z imprezy, szybko złapałam za swoją torebkę, która znalazła się jakimś cudem na szafce nocnej i pognałam przed siebie. Wyszłam, a może i nawet wybiegłam ze sypialni, a nogi poniosły mnie na schody, którymi zeszłam na parter. Plastikowe kubki, słomki, serpentyny i inne pozostałości po imprezie leżały porozrzucane po stopniach, jak i na parkiecie, na którym po chwili stanęły moje stopy. Zimno przeszyło mnie, powodując nieprzyjemny dreszcz a ja rozejrzałam się. Dom wyglądał, jakby przeszło przez niego jedno wielkie tornado, choć w zasadzie można było to nawet tak nazwać. Tornado ludzi przejęło kontrolę nad wczorajszą nocą, robiąc wszystko, co przemknęło przez ich myśl. Obserwując to, co zastałam w salonie i kuchni, zaczęłam się zastanawiać ile ludzi tak naprawę się tu znalazło, bo byłam prawie pewna, że mogłabym naliczyć ich z kilkaset.

Z dekoracji halloweenowych nie zostało zbyt dużo, chociaż śmiało można powiedzieć było, że dom wyglądał straszniej bez nich, niż z nimi na samym początku. Nie miałam pojęcia, jak Melody miała w planie ogarnąć całość, ale na pewno życzyłam jej powodzenia.

Nie zastanawiając się dalej, odwróciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia z domu. Wyciągnęłam telefon, aby wybrać numer przyjaciółki i zadzwonić, żeby dowiedzieć się, gdzie się znajduje, jednak w tym samym momencie usłyszałam za sobą głęboki, leniwy jęk, który spowodował, że natychmiast zajrzałam przez ramię, wyszukując wzorkiem jego źródło. Równie szybko je zlokalizowałam i parsknęłam, gdy spod sterty papieru toaletowego wymieszanego z serpentynami i innymi świecącymi się sznurkami wyłoniła się blond czupryna.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz