| 41 |

4.4K 189 54
                                    

– Naprawdę, chłopaki. Dzisiaj nie mam już siły na nic szczególnego. Jedyne co zrobię, to przejdę się po okolicy, a potem wrócę tu. Jutro od rana mamy treningi.

Blondyn o zielono-niebieskich oczach skinął głową, mówiąc, że jak najbardziej rozumie, dlaczego nie chciałam wychodzić z nimi na kilka drinków na miasto, za co Marc cmoknął zawiedziony, niechętnie rezygnując z dalszej próby przekonania mnie. Uśmiechnęłam się do nich ciepło, dziękując za wyrozumienie, po czym zamknęłam drzwi, ówcześnie jeszcze przypominając im o tym, żeby nie przesadzali z alkoholem, bo nie będę ich w stanie wybronić przed Pepem na jutrzejszym treningu.

Ja nie miałam ochoty dołączyć do nich. Co prawda rozważałam ten pomysł, zważając na to, że nie miałam zamiaru zostać z Neymarem, który ciągle lamentował nad swoją kostką, w jednym pokoju i naprawdę wolałam znaleźć się od niego jak najdalej, a potem przyjść do pokoju hotelowego jak najpóźniej. Jednak kiedy o tym bardziej myślałam, byłam dość zmęczona po locie, a rano musiałam wstać wcześnie, dlatego najlepszym rozwiązaniem tego było po prostu przejście się po okolicy, tak jak na samym początku chciałam, a potem po prostu położenie się spać, mimo że nie miałam pojęcia, jak miałoby mi się to udać, mając kilka metrów od siebie ciemnookiego.

Pokoju nie udało mi się z nikim zamienić. Po mojej drodze krzyżowej po pokojach wszystkich chłopaków i członków sztabu nikt nie miał ochoty na zamianę, powołując się na fakt, że kiedy Neymar ma jakąś kontuzję lub jest krótko zaraz po niej, nie da się z nim wytrzymać w jednym pomieszczeniu. Załamało mnie to, nie powiem, że nie, bo jeszcze tego brakowało mi, żebym miała nad sobą marudnego Neymara, który na pewno musiał być nie do zniesienia, tuż przed meczem z Juventusem.

Weszłam w głąb pokoju, już z daleka widząc rozłożonego Brazylijczyka na kanapie, na której kazałam mu spać. Miał całkowity zakaz zbliżania się do mojego łóżka, przez co nie był za bardzo zadowolony, jednak widząc moją minę, o dziwo nie próbował wywołać kolejnej, bezsensownej kłótni i odpuścił, po czym przetransportował się na swoje miejsce. Teraz leżał na brzuchu, a jego ręce zwisały bezradnie w stronę podłogi. Kiedy usłyszał, że kierowałam się w stronę swojego łóżka, uniósł leniwie powiekę, wlepiając we mnie swój wzrok.

– Gdzie idziesz? – Ziewnął przeciągle, poprawiając swoje brązowe loki, które wchodziły mu do oczu.

Złapałam za swój ciemny płaszcz, który leżał na walizce i włożyłam go na siebie, wodząc wzrokiem za torebką, która zniknęła gdzieś z mojego pola widzenia.

– Na miasto – odpowiedziałam, mając na końcu języka, żeby zamiast tego powiedzieć, że nie jest to jego interes i nie muszę mu się z niczego spowiadać, jednak się powstrzymałam.

Chłopak zamruczał pod nosem i przeciągnął się, siadając na sofie. Odchylił głowę do tyłu i wydał z siebie długi, głośny jęk, a ja posłałam mu litościwe spojrzenie, nadal starając się odnaleźć swoją torebkę. W łazience jej nie było, tak samo w walizce, ani pod łóżkiem, czy poduszkami. Nie leżała też na żadnej komodzie ani szafie i stoliku, a na balkonie nie było po niej śladu. Podirytowana zaczęłam masować skroń palcem, starając sobie przypomnieć, gdzie ostatni raz ją widziałam, kiedy nagle postanowił odezwać się Neymar.

– Tego szukasz? – Odwróciłam głowę w stronę bruneta, który z uniesionym kącikiem swoich różowych ust obracał w dłoniach moją zgubę.

– Oddawaj to – rzuciłam ostro i zwinnym krokiem podeszłam do niego, jednak on był szybszy ode mnie i schował torebkę za swoimi plecami.

Ustałam przed nim i założyłam ręce na piersi, stukając nerwowo nogą, czekając, aż odda mi moją rzecz. Nie byłam w nastroju na przekomarzanie się i chciałam jak najszybciej znaleźć się już na świeżym powietrzu, ponieważ te w naszym pokoju było zatrute jego dwutlenkiem węgla.

boys like you • neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz