Rozdział 24

72 6 0
                                    

Dziewczyna próbowała ponieść się, pamiętając, że musi iść dalej. Przysiadając poczuła ból pleców i wrażenie jakby właśnie wróciła z innego świata, a wszystko co tutaj było, było tylko fantazją. Mroczki powoli zniknęły jej z przed oczu i podpierając się o podłogę, wskoczyła na nogi. Rozglądając się, zauważyła Napstablooka który widząc ją wstającą, też się podniósł.

- Raczej będę się już zbierać. Dziękuję za gościnę, było mi miło. – Uśmiechając się w stronę ducha otrzymała kiwnięcie głową i jednocześnie machając na pożegnanie, wybrała się do drzwi wyjściowych.

Już na schodach czuła znany zapach Waterfall oraz syczenie wodospadu przebijały się echem przez ściany. Muzykę którą zostawiła włączoną wciąż grała nawet gdy była znów na zewnątrz, tworząc piękną kompozycje wgrywającą się w szum wody. Nie było jej poprzednio tak niewygodnie jak teraz, gdy jej mokre ubrania wciąż nie wyschły i kropla wody co chwilę spadała na podłogę. Napstablook nie wyglądał jakby mu przeszkadzało, że była mokra, sama o tym zapomniała choć na chwilę, wciąż wypełniona adrenaliną przez walkę z kukiełką, lecz teraz gdy emocje opadły oraz była spokojna, nawet delikatny wiatr powiewający w jej stronę kłuł ją swymi lodowatymi zębami sprawiając drżenie. Ostatni raz spojrzała na chylące ku sobie domy i wróciła do pomieszczenia z wieloma korytarzami. Gdy była jednak za zakrętem usłyszała głosy i schowała się, trochę wystraszona kto może tam teraz przebywać. Przechyliła się by wyjrzeć zza ściany i zobaczyła dwa potwory, muskularnego brązowego merkonia z długim zielonym ogonem pokrytym łuskami oraz chodzącą wannę wypełnioną po brzegi wodą z pływającą kaczuszką, a z wody wynurzała się głowa z pustym wyrazem twarzy. Stworzenie przypominające żółwia po chwili rozglądania się, z skwaszoną miną skierowała się w stronę konia.

- ...co to do CHOLERY jest za muzyka?

- N-nie wiem, stary, ale mnie przeraża! - przerażony, wykrzyczał w odpowiedzi, mrugając przy okazji.

- ...To gorsze niż jazgod syreny.

- Nie ma mowy, syrena jest mniej przerażająca!

-... jeżeli jesteś taki przerażony go czemu cały czas mrugasz. – mruknąc pod nosem zażenowany.

- TO MRUGANIE PRZEZ PRZERAŻENIE – tym razem mrugał o wiele szybciej, popadając w histerię.

- Zapomnij. Ten beat jest zbyt... paskudny. – Odwrócił się na tylnych łapach i zniknął w oddali pomiędzy jaskiniami waterfall.

- Wosh! Czekaj! Nie zostawiaj mnie! – krzyknął za nim, dramatycznie upadając na podłogę. W jego oczach widać było zbierające się łzy - Czy ta straszna muzyka to moja kara za bycie dziwnym? Proszę... przestań... nigdy już nie będę dziwny! – podniósł się i z krzykiem pobiegł za swoim poprzednikiem.

Gdy nastała cisza i nikogo już nie było, Frisk westchnęła po czym wyszła z ukrycia i skierowała się na drogę po prawej.

Wciąż omarznięta miała nadzieję na ciepłe schronienie by wysuszyć swoje ubrania, nie kierowała się w stronę Napstablooka ze względu, że jego dom nie był najcieplejszym i nie była nawet pewna czy wiedział to co czucie zimna, co sprawiało, że nie mogła sobie wyobrazić by był w stanie jej pomóc. Na pewno mogła znaleźć coś na własną rękę, może tawernę jak w Snowdin, albo coś z czym mogłaby rozpalić ogień, choć naprawdę nie miała żadnej wiedzy w sztuce surwiwalu więc tak naprawdę nie wiedziała czy potrafiłaby takowy rozpalić. Gdy tak człapała w nieznane, na końcu korytarza znalazła rozwidlenie oraz ładną ramę od drzwi które prowadziły do pokoju. Gdy zaglądała do środka, przytłaczające ciepło buchnęło w jej twarz. Pokój wypełniony był po brzegi przeróżnymi przedmiotami, między innymi książkami, starymi skrzynkami, dzbankami, kocami, małymi ozdóbkami. Wszystko pokryte wielką warstwą kurzu oraz zapachem starości, niedbale poukładane na sobie, sprawiając wrażenie jakby jeden wyjęty przedmiot sprawiłby, że wszystko rozpadłoby się we wszystkie możliwe kierunki. Ściany pokryte święcącymi kryształami, oświetlały delikatnie pokój, dając mu mroczny wygląd. Na samym jego środku stało ogromne drewniane biurko, zniszczone lecz schludnie utrzymane, okryte niebieską nakrytą, z małą skrzyneczką oraz świecą na jego brzegu. Na samym środku stał wielki oliwkowozielony żółw z ciemnobrązową skorupą, w znanym jej beżowym stroju archeologa, odwrócony od niej. Dziewczyna wpatrywała się w jego stronę przez chwilę, zastanawiając się, czy jest bezpiecznie z nim rozmawiać oraz jak mogłaby zacząć konwersacje z nim, gdy nagle głośno kichnęła i zwróciła na siebie jego uwagę. Jego twarz pokryta była białą spiczastą brodą, zęby są krzywe i żółte wygięte w uśmiechu, z brakiem odrobiny zaskoczenia., Jego prawe oko nienaturalnie przymknięte a w dłoni trzymał szkło powiększające.

- Woah, tutaj! Mam tutaj rupiecie do sprzedania. Nie bój się! Wchodź! – krzyknął w jej stronę, machając w jej stronę przyjaźnie. Dziewczyna trochę niespokojnie wkroczyła do pokoju i zaczęła rozglądać się po pokoju, po czym spojrzała się na sprzedawcę.

- Przepraszam, nie szczególnie potrzeba mi czegoś co chciałabym kupić, ale jeżeli byłby to w porządku, chciałabym tu zostać przez chwilę, moje ubrania są przemoknięte a tu jest nadzwyczaj przytulnie – powiedziała niespokojnie, pocierając swoje ręce w pocieszający sposób.

- Nie martw się młoda duszo, zostań tu ile pragniesz, twoje towarzystwo mi sprzyja, dawno z nikim nie rozmawiałem.

———————————————————————————

Ten rozdział jest nadzwyczaj krótki, ale tylko dlatego, że kolejny będzie nadzwyczaj intensywny. Miał ten pojawić się w poprzednim miesiącu, ale mój telefon się zniszczył i straciłam strasznie dużo progressu. X"D Teraz postaram się pisać jeden chapter co miesiąc a i no, nie na telefonie xd teraz robię to na tablecie lool. Szkoła się też zaczęła i jest jakoś hmmm, interesująco. Zdobyłam w tamtym tygodniu także chłopaka więc troche śmiesznie xD życie płynie i płynie, tho, ta xD


Sorry dla tych co obiecałam że chapter pojawi się w tamtym miesiącu :/ I still love you, hope you can forgive me my laziness ❤️

Two Hearts (Sans x Frisk)Where stories live. Discover now