Rozdział 2

2.4K 156 61
                                    

Ruszyłam szybko do swojego pokoju. Miałam przepełnione ręce rzeczami, których było tak dużo, że wysypywały się. Co chwila łapałam jakiś przedmiot, który wypadł z mojej sterty, by nie skierować w moją stronę uwagi matki. Właśnie przechodziłam obok ich pokoju. Zaczęłam iść wolniej, klnąc w myślach, że akurat w tym miejscu nasze panele skrzypiały najbardziej.

 - Frisk? - stanęłam jak wyryta słysząc głos matki. - To ty? - spytała niepewnie. Wstrzymałam oddech. Nie wiedziałam co robić. - Gdzie jest to śniadanie?! - po chwili wykrzyczała. Spojrzałam w stronę drzwi i czekałam w strachu. Myślałam, że zaraz otworzą się z hukiem i mój cały plan spali na panewce. Usłyszałam szepty, a potem wszystko ucichło. Odetchnęłam z ulgą. Chyba myśleli, że im się wydawało i wrócili do siebie. Po tej myśli przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i ruszyłam dalej do "bezpiecznej strefy". Kiedy znalazłam się na miejscu, cieszyłam się, że jest już po wszystkim. Rzuciłam stertę rzeczy na koc i zasłoniłam poduszką. Kiedy skończyłam chować wszystko, zaczęłam biec ile sił w nogach do kuchni.

 - FRISK! - słyszałam za sobą krzyk matki. Była zła. Mam przerąbane. Złapałam talerz zrobionych wcześniej kanapek. Pobiegłam wprost do jej pokoju. Otworzyłam drzwi z hukiem i wbiegłam do obskurnego pomieszczenia. Zobaczyłam łóżko, na którym leżeli ONI, po chwili skierowałam się w stronę stojącej obok szafki nocnej. Bez dalszego zastanawiania się i rozglądania, po prostu położyłam talerz na szafce i ruszyłam do wyjścia. - Czekaj. - Zatrzymałam się ściskając rękę na framudze drzwi. - Gdzie kawa? - spytała ze spokojem w głosie, wiedziałam, jednak że gdyby nie jej gość to dawno by wstała i uderzyła mnie w twarz. Starałam się nie stracić panowania.

 - Ja... z-zapomn-

 - GDZIE ONA JEST JA SIĘ PYTAM?! - krzyczała na mnie. Bałam się. Tak strasznie się bałam... Po mojej twarzy spływały łzy, ona na szczęście tego nie widziała. Miałaby satysfakcję z tego, że doprowadziła mnie do tego.

 - Już b-biegnę. - Powiedziałam z drżącym głosem. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam chwiejącym się krokiem z powrotem do kuchni.  Kręciło mi się w głowie, widok na wszystko był rozmazany. Stanęłam w miejscu i zamknęłam oczy. Starałam się powstrzymać łzy, jednak to wciąż bolało. Bolało mnie to jak mnie potraktowała, przecież kiedyś... byliśmy szczęśliwą rodziną. Otarłam twarz rękawem swojego swetra i otworzyłam oczy. Znajdowałam się na środku kuchni. Zaczęłam wciągać i wypuszczać powietrze by się uspokoić. Podeszłam powoli do znajdującego się tam blatu na którym stał ekspres do kawy, podłączyłam go do prądu i włożyłam wkłady do urządzenia znajdujące się obok. Wyjęłam dwie, czyste szklanki z półki. Położyłam jedną przy maszynie, a drugą gdzieś obok. Nacisnęłam kilka przycisków, a maszyna zaczęła się nagrzewać i po chwili naczynie zaczęła napełniać czarna ciecz. Usiadłam na krześle i czekałam. By nie dać wciągnąć się swoim myślom zaczęłam rozglądać się po kuchni i opisywać ją. Rząd półek powieszonych na ścianach, pod nimi zmywarka, kuchenka elektryczna połączona z piekarnikiem, zlew, dalej ciągnęły się ponownie półki i na końcu stała duża lodówka. Wszystko stało po lewej stronie kuchni, zajmując całą ścianę. Natomiast po prawej stronie pomieszczenia wisiał przyczepiony do ściany blat, na którym leżał ekspres, miska z owocami i kilka podkładek pod kubki. Stół dookoła obstawiony był krzesłami. Następnie pomarańczowe ściany i białe płytki znajdujące się na ziemi i w nie których miejscach na ścianie... Mój dom w którym mieszkałam od urodzenia. Nic się tu zbyt wyjątkowego nie zmieniło, oprócz nowych urządzeń typu... no nie wiem... ekspres...? Mieliśmy go, bodajże dwa lata, lub coś w tym stylu. Przypomniałam sobie w tej chwili o urządzeniu i spojrzałam w jego stronę. Kawa powoli zaczęła stygnąć, wystraszona zaczęłam robić następną. Kiedy wszystko było gotowe złapałam oba kubki z gorącym napojem i zaczęłam iść z nią do matki. Przed drzwiami położyłam kawę na ziemi by je otworzyć, jednak usłyszałam dziwny dźwięk i wstrzymałam się. "Ona nie ma jeszcze dosyć? Jest już..." W tej sekundzie spojrzałam na zegarek wiszący nad moimi. "piętnasta?!" Ze strachem uświadomiłam sobie, która była godzina. Czas tak szybko mijał. Niedługo stanie się... to. Zaczęłam się trząść, jednak po chwili przestałam. Zostało mi nie wiele czasu. Postanowiłam zapukać do drzwi i odejść do swojego pokoju. Z westchnieniem ulgi nie usłyszałam krzyku matki, więc mogłam spokojnie się oddalić. Kiedy znalazłam się na miejscu, zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam na koc i skuliłam się. "Osąd" niedługo się zacznie. Na samą myśl o tym przechodziły mnie ciarki. Codziennie, o tej samej godzinie matka katowała mnie, czasami z jakiegoś powodu, czasami nie... Robiła to chyba tylko dlatego, bo to lubiła, lub z jakiegoś innego powodu, nie rozumiałam dlaczego. Zaczęłam się histerycznie śmiać. Bałam się. Z każdym dniem boję się, że nie przeżyję następnego pobicia. Za każdym błędem katowała mnie gorzej. "Czemu ja jeszcze nie zadzwoniłam na policję...?" zadawałam sobie od bardzo dawna to pytanie, jednak odpowiedź zawsze była ta sama. Bez namysłu położyłam głowę na poduszkę, jednak po chwili odskoczyłam od niej jak poparzona. Zapomniałam już o tych przedmiotach, które tam schowałam. Poprawiłam poduszkę i potoczyłam się po podłodze, po chwili znalazłam się pod białą ścianą. Zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą  i oparłam się plecami o nią. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewało poprzednie pytanie. "Czekaj... dlaczego nie mogłam zadzwonić na policję...? Przecież cztery lata temu nawet próbowałam..." Rozmyślałam chwilę, jednak po chwili przypomniałam sobie. No tak...! Jej sponsor był komendantem znajdującej się w moim mieście policji. Zabronił komukolwiek z funkcjonariuszy odbierać stąd wezwania... Znał naszą sytuację w domu i nie reagował. Ciekawił mnie czemu jeszcze go nie wywalili z pracy. A kiedyś myślałam, że porządny z niego człowiek... W sumie już mnie to nie interesowało. Teraz musiałam przypomnieć sobie czemu wybrałam drogę samobójczą... hm... w sumie pozostałe opcje oprócz samobójstwa także wypadały. Jeżeli zdobędę już ten wiek osiemnaście lat, zdobędę jakieś pieniądze i wyjadę to ona będzie za mną podążać by uprzykrzać mi życie. Potajemna ucieczka też nic nie wskóra, nie mam pieniędzy ani nie jestem w tej chwili pełnoletnia. Od razu ktoś zgarnąłby mnie z ulicy, policjant lub w najgorszym przypadku jakiś podejrzany facet lub chora psychicznie kobieta. Poza tym nie umiałabym żyć z myślą, że ona gdzieś żyje i możemy się przez przypadek spotkać. Jedynym rozwiązaniem była góra Ebott. Kiedy wejdę w ciemny las znajdujący się nie daleko szczytu nikt mnie nie złapie. Wszyscy, który tam byli nigdy nie wracali... i taka była prawda. Siedmioro dzieci zniknęło w pobliżu tamtej góry i nie wróciło. Nikt nigdy nie sprawdził dokładnie co stało się z nimi. Jednym z nich... była ona. Tęsknie za nią... dodawała mi zawsze otuchy i broniła, ale kiedy zniknęła...? Zaczęłam powoli tracić nadzieję, aż w końcu doszłam do tego momentu, w którym chcę zniknąć i nigdy nie powrócić. Lecz... coś się nie zgadzało. Byłam tam kiedyś i powróciłam, ponieważ nie czułam się gotowa na śmierć, ale widać, że się myliłam. Gdybym zrobiła to wcześniej wszystko potoczyłoby się inaczej i nie cierpiałabym teraz...

 - Frisk! Raz, dwa robić dla mnie obiad. Jak skończysz będę czekać w korytarzu. - Usłyszałam zza drzwi głos matki. Zdziwiłam się. Osąd tak wcześnie? O nie... już po mnie. Zaczęłam trząść się ze strachu. Nie byłam gotowa. Po chwili wzięłam głęboki oddech i wstałam z ziemi. Weź się w garść Frisk! To, przecież już ostatni raz...

*dwie godziny później*

Siedziałam na środku korytarza, czekając na to co się zaraz wydarzy. Matka stała nade mną z pasem w ręce, wpatrując się we mnie z pogardą. Kobieta myślała o czymś, jednak po chwili pokręciła głową i schyliła się po leżącą na ziemi butelkę do połowy pełną złocistym trunkiem, o nie zbyt przyjemnym zapachu. Wzięła łyk i odłożyła ją na miejsce.

 - Czas zacząć mała gówniaro. - Powiedziała i plunęła mi w twarz. Spuściłam głowę i zamknęłam oczy, bojąc się co za chwilę się ze mną stanie. Dostałam raz, potem drugi, czułam spływające po moich policzkach łzy. Z każdym uderzeniem było coraz gorzej i mocniej. Słyszałam jak kobieta na mnie wrzeszczy, jednak nie słuchałam jej i próbowałam przypomnieć sobie najlepsze momenty w swoim życiu. "Wtedy kiedy miałam pięć lat i tak świetnie bawiłam się z nimi w wesołym miasteczku." Dostałam w twarz. "To kiedy w wieku sześciu lat chodziliśmy po parku i spacerowaliśmy razem, szczęśliwi." Poczułam kopnięcie w brzuch i bezwładnie upadłam na ziemię. Z moich ust zaczęła płynąć jakaś substancja, smakowała jak krew. Wciąż nie otwierałam oczu. "Ah! I..." Czułam jak coś ostrego jeździ mi po plecach i rozrywa mi skórę, ból był nie do wytrzymania. Otworzyłam oczy i ostatkiem sił odwróciłam się w tył. Zobaczyłam matkę trzymającą nóż w ręce. Przedmiot był cały we krwi, a ona... uśmiechała się. Wszędzie była krew... zaczęło robić mi się ciemno przed oczami, aż... zemdlałam. Jedyne co pamiętam to jej szaleńczy śmiech.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Więc... mam nadzieję, że się spodobało ;)

Jak już mówiłam pisarka ze mnie marna, więc mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni xD

Ah i może ktoś zostawi komentarz :> może i być negatywny, chcę wiedzieć jakie robię błędy. ;D

Miłego dnia/wieczoru.

~ Est

Zauważyłeś/aś błąd? Napisz komentarz i postaram się go poprawić! :3 Meh, w sumie postanowiłam tu pisać, ponieważ chciałam czyjejś pomocy, ponieważ chcę być lepsza w pisaniu :) Możecie też pisać, jak byście napisali to zdanie, jakiego wyrażenia użylibyście zamiast tego i tak dalej... zapamiętam na następny raz! :D

Ktoś ~ Pfff, ty i zapamiętasz... ~

Est ~ CICHO BĄDŹ XD ~

Ah i macie tu jakiś obrazek z Sans x Frisk, póki się nie zacznie w moich opowiadaniach... Ah trochę to zajmie xD

Two Hearts (Sans x Frisk)Where stories live. Discover now