Frans one-shot (LEMON WARNING)

758 30 42
                                    

Jej dłoń spoczęła na czarnym szaliku w białe paski, który był owinięty wokół jej szyi. Była zaledwie jesień, lecz dziewczynę od dawna przeszywał chłód porywistego wiatru. Kolorowe liście, sygnalizujące zmianę pory roku, już od dawna pokrywały chodniki uliczek, którymi podróżowała brązowowłosa. Frisk przysłoniła twarz szalikiem i ruszyła naprzód by jak najszybciej znaleźć się w budynku ambasady.

- Zimno... - Wyszeptała zmęczona, zaciskając rękę na rączce od teczki, którą trzymała w ramionach. Świeże oraz lodowate poranne powietrze szybko ocuciło ją ze snu o ciepłym łóżku, które czekało na nią gdy wróci do domu. Kiedy wreszcie udało jej się dojść do jej miejsca pracy, pierwsze co ją przywitało to ciepło pomieszczenia oraz zapach kawy, które unosiło się z automatu stojącego w rogu pokoju. Dziewczyna znajdowała się w dobrze znanej jej recepcji, przez którą zawsze z samego rana musiała się przedrzeć by zacząć swój dzień w pracy. Te miejsce w budynku było jednym z najbardziej użytkowych i zawsze znajdowało się tu pełno ludzi co zawsze wprawiało Frisk w stan kompletnego załamania nerwowego. Od kiedy była dzieckiem obawiała się drugiego człowieka i była bardzo nieśmiałą osobą, co powodowało natychmiastowy stres w pobliżu innych. Więc dziewczyna by nie kłopotać swoich współpracowników oraz klientów, ograniczała kontakt jak to najbardziej mogła. Co za tym idzie brązowowłosa nie miała zbyt wielu przyjaciół, tak naprawdę wcale ich nie miała a by usłyszeć od niej jakiekolwiek słowo, oznaczało by to jak błogosławieństwo zesłane z nieba. Nikt nie rozumiał jak tak młoda dziewczyna zdała szkołę w tak krótkim czasie, przeskakując z roku na rok i zdobywając pracę w bardzo znanej korporacji oraz w ambasadzie, w tym samym czasie, nie wynosząc z tego żadnych konsekwencji. Możliwe, że była to wina wpływów jej ojca, który był bardzo znanym politykiem oraz biznesmenem, a może były to jej własne starania i pełne noce bez choćby minuty snu, by tylko zdobyć jak najlepszą ocenę z najbliższego sprawdzianu. To było dla niej w tej chwili najmniej istotniejsza rzecz na świecie. Ważniejsze było to, że dziś w recepcji nie znajdywało się zaledwie maksymalnie dwadzieścia osób, którzy byli jej współpracownikami lub ludźmi miejącymi poranne wizyty, lecz ponad setka ludzi, torująca każde przejście, które miało być jej jedynym dostępem do stanowiska pracy. Ogromny hałas roznosił się po całej sali. Pełno krzyków, płacz niemowlęcia, rozmowy ludzi, męczący zapach kawy oraz uderzenia butów o podłogę. Brązowowłosa zamknęła oczy i podniosła ręce by zasłonić uszy i uratować je od nadchodzących bodźców. Wtedy kiedy to robiła, teczka, którą trzymała, wypadła jej i upadła na ziemię. Frisk szybko wybudziła się z transu i otworzyła oczy, po czym schyliła się po swoją własność. Nim zdążyła ją złapać, czyjaś ręka zdążyła już ją podnieść. Dziewczyna podniosła głowę by spojrzeć kim była ta osoba, lecz ta osoba nie była kimś kogo widziała poprzednio. Było to ogromne stworzenie, o długiej złotej brodzie i włosach, z białym futrem pokrywającym jego całe ciało. Na ramiona zarzucony miał fioletowy, jedwabny materiał, a na jego głowie znajdowała się mała korona z czerwonym kryształem na przodzie. Z jego głowy wyrastały dwa ogromne rogi i był cztery razy większy od samej dziewczyny. Jego wygląd przyprawił Frisk o dreszcze, znajomy jej wygląd przeraził ją i nie wiedziała czy potrafiła uwierzyć w to co właśnie rozgrywało się przed oczami. Stworzenie uśmiechnęło się ciepło, widząc jej zdziwiony wyraz twarzy i wyciągnął pokrytą futrem dłoń w jej stronę, z zamiarem oddania jej teczki.

- Trzymaj panienko. - Powiedział krótko i zwięźle, niskim tonem głosu. Dziewczyna powolnie odebrała swój przedmiot i cofnęła się krok do tyłu.

- Dziękuje... - wydukała i za nim stworzenie mogło jej coś odpowiedzieć, brązowowłosa wskoczyła w tłum by uniknąć dalszych konwersacji. Przeciskała się między ludźmi, próbując jak najszybciej przejść się na drugą stronę, lecz im głębiej się dostała, tym trudniej było jej iść dalej. W tłumie znajdowało się dużo mężczyzn w czarnych, schludnych garniturach. Dziewczyna spuściła głowę, widząc ich wzrok, kiedy próbowała się przedostać. Nieśmiałość wypełniła jej serce, lecz szła dalej nie zatrzymując się, ignorując to dziwne uczucie. Kiedy wreszcie udało się jej dostać do drzwi dla pracowników, szybko przez nie przeszła. Frisk znalazła się w pustym korytarzu, wypełnionym ponumerowanymi pokojami. Widząc, że nie musi się już męczyć bliskością innych ludzi, brązowowłosa odetchnęła z wielką ulgą. Już po chwili wędrowała po pomieszczeniu, odliczając numery drzwi. "Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden..." dziewczyna widząc swój numer, wyjęła klucz i włożyła do zamka drzwi. Przekręciła kluczyk, mechanizm wydał z siebie cichy brzdęk i już po chwili brązowowłosa dostała się do swojego biura. Frisk zamknęła za sobą ostrożnie drzwi. Biuro jej nie było wielkich rozmiarów. Zwykłe pomieszczenie o kremowych ścianach i szarej podłodze. Drewniane biurko wykonane z ciemnego drewna, trzy krzesła tej samej barwy, stary komputer i metalowa szafa na ubrania i prywatne rzeczy. Nie obeszłoby się oczywiście bez okna oraz jej ulubionych czerwonych aksamitnych zasłon blokujących obraz krajobrazu natury. Ten budynek należał do ambasady, lecz nie był nią sam w sobie. Prawdziwy budynek zarządu znajdował się o wiele dalej w centrum miasta, lecz to miejsce było przeznaczone dla ważniejszych spraw, o których cywile nie powinni mieć pojęcia przed samym rządem oraz prezydentem. Frisk rzuciła teczkę na biurko, po czym zdjęła szalik oraz swój płaszcz o brązowym kolorze i zawiesiła na wieszaku w szafie. Ciche westchnięcie wydostało się z jej ust kiedy przymykała metalowe drzwiczki i zasiadała w swoim czarnym fotelu. Młoda kobieta schyliła się i nacisnęła przycisk na skrzynce komputera po czym przyjrzała się ekranowi, który powolnie pokazywał jej, że urządzenie załączało się. Dziewczyna czekając na załączenie przedmiotu swojej pracy, wzięła do rąk teczkę i otworzyła ją ostrożnie. Dwie przegródki ukazały się jej oczom. Obie były wypełnione schludnie ułożonymi dokumentami. Wyjęła z pierwszej przegródki kilka pierwszych egzemplarzy i położyła na stół, po czym zamknęła teczkę i wrzuciła je pod biurko. Nareszcie, już gotowa do pracy, pozostał jej ostatni szczegół do zaczęcia tego długiego męczącego dnia. Brązowowłosa nachyliła się nad ramką od zdjęcia, które leżało na jej biurku i podniosła ją ukazując tym zdjęcie, które się w nim znajdowało. Na zdjęciu można było zobaczyć kobietę o długich brązowych włosach oraz zielonych oczach. Była to matka Frisk, której dziewczyna nigdy nie miała okazji poznać przez śmierć przy urodzeniu brązowowłosej. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym odwróciła się w stronę komputera z zamiarem zaczęcia pracy. Nagle w hali rozległ się donośny dźwięk kroków.

Two Hearts (Sans x Frisk)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz