Prolog

1K 30 4
                                    

Madison

To był słoneczny dzień. Zaraz po wyjściu z pracy w biurze uśmiech zawitał na mojej twarzy.  Czym prędzej przeszłam przez parking i dotarłam do swojego czerwonego samochodu i od razu podłączyłam telefon, aby móc słuchać własnej playlisty zamiast stacji radiowej. Piątek popołudnie, piękna pogoda i ulubiona muzyka - właśnie to wprawiało mnie w idealny nastrój na nadchodzący weekend. 

Jadąc autem do domu, przez całą drogę śpiewałam ulubione nuty, a mój wzrok stale zawieszałam na kolorowych drzewach, mijanych przy drodze. Zdecydowanie mogłam powiedzieć, iż jesień to moja ulubiona pora roku. Po dotarciu do domu, zostawiłam auto przed bramą, a następnie żwawym krokiem weszłam na posesję, zamykając za sobą furtkę.

Razem z rodzicami mieszkałam w niewielkim białym domku, otoczonym nieco sporym ogródkiem i podwórkiem, gdzie znajdowały się starannie przycięte krzaczki oraz choinki. Po wejściu do środka, zaczęłam w przedsionku zdejmować buty, aby nie nanieść brudu.

- Jestem w domu! - zawołałam na głos, aby poinformować rodziców, ze już wróciłam z miasta. Odpowiedziała mi cisza, jednak nie było to niczym nadzwyczajnym.

Spokojnie przeszłam do korytarza, gdzie odwiesiłam swój czerwony płaszcz i odstawiłam torebkę, następnie udałam się do salonu, skąd dobiegały ciche dźwięki z telewizora. Po przekroczeniu progu, ze strachu niemal ugięły się pode mną kolana.

Naprzeciw mnie, na naszym brązowym fotelu siedział obcy mi mężczyzna. Mając założoną nogę na nogę, w pełni spokoju i z powagą wwiercał we mnie swoje spojrzenie. Jego czarna, skórzana kurtka i tego samego koloru koszulka oraz spodnie idealnie współgrały z ciemną karnacją i włosami.

Nieco po lewej stronie, na podłodze siedzieli związani i zakneblowani rodzice, a w ich oczach widziałam strach. Pilnowało ich dwóch innych zbirów, którzy siedzieli za nimi, na kanapie. Jeden miał płomienisty kolor włosów, drugi z kolei  pospolity brązowy. Wyraz ich  oczu był lustrzanym odbiciem mężczyzny przede mną.

Sparaliżowało mnie i nie miałam pojęcia co zrobić, ponieważ oprócz widoku, jaki zastałam w salonie, przy skroni poczułam zimy dotyk i dokładnie wiedziałam skąd się bierze. Zerknęłam kątem oka w lewo i przekonałam się, iż jest dokładnie tak, jak myślałam. Kolejny mężczyzna, tym razem wysoki blondyn stał przy mnie i celował do mnie z broni.

Te wszystkie szczegóły zanotowałam w bardzo szybkim tempie. Rozbieganym i zestresowanym wzrokiem błądziłam od jednego mężczyzny do drugiego, a dłonie zaczęły mi się trząść ze strachu i narastającej paniki.

- Nazywam się Connor. Cieszę się, że cię znalazłem, Madison. - Odezwał się ciemnowłosy, równocześnie zdejmując jedną nogę z drugiej i wstając z fotela. Słysząc swoje imię drgnęłam nieznacznie, ale zaraz zesztywniałam , nie chcąc narażać się mężczyźnie obok, który w sekundę mógł rozwalić mi głowę. - Nie będę bawił się w marnowanie czasu, dlatego liczę na natychmiastowe i szczere odpowiedzi. Wiem o twoich koneksjach z jednym z Klanów. Dokładnie mówiąc, dostaliśmy wiadomość od naszego informatora, że jesteś siostrą Justina Parkera, który jak wiadomo jest jednym z przywódców. Czy jak do tej pory zgadzamy się co do faktów?

Ciężko oddychałam, a w uszach mi dzwoniło. Nieświadomie zmarszczyłam brwi, a następnie nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa pokręciłam przecząco głową. Moja reakcja nie spodobała się rozmówcy, ponieważ zwęził nieznacznie oczy i wykrzywił usta w złości.

- Mówiłem, że chcę otrzymywać szczere odpowiedzi, a ty już przy pierwszym pytaniu kłamiesz. Nie lubię, gdy ktoś nie wykonuje moich rozkazów. - Powiedział zimnym głosem, podszytym nutką złości, następnie skinął głową w stronę rudego mężczyzny.

Nawet nie zdążyłam zanotować co się dzieje, gdy usłyszałam głośny huk. Rudy zbir oddał strzał w stronę mojego ojca, a jego krew w jednej chwili rozprysnęła się na brązowej kanapie i beżowych ścianach pokoju. Usłyszałam stłumiony szloch matki i kobiecy krzyk. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to ja krzyczałam.

Upadłam na kolana, zasłoniłam twarz dłońmi, a zaraz potem złapałam się za głowę, nie dowierzając temu co się właśnie stało. O dziwo, z moich oczu nie popłynęła ani jedna łza, zapewne spowodowane to zostało szokiem. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk zbliżających się kroków. Przed sobą na podłodze ujrzałam czarne, skórzane buty i nie musiałam podnosić wzroku, aby wiedzieć do kogo należą.

- Zadam ci jeszcze jedno pytanie. W jaki sposób najłatwiej dotrzeć do Justina?

Zwróciłam twarz w stronę Connora i z szeroko otwartymi oczami, drżącymi ustami udało mi się w końcu odezwać.

- Nie wiem co chcesz usłyszeć, ja naprawdę nie znam nikogo takiego....Proszę...proszę nie krzywdź nas, nie wiem o co ci chodzi. - Mówiąc to zacisnęłam usta, aby szloch, który nagle zaczął we mnie wzbierać nie wydostał się na zewnątrz.

Widziałam, jak mężczyzna analizuje moje słowa, jednak bałam się, że zaraz to w moją stronę wystrzelony zostanie pocisk. Miałam nadzieję, iż uwierzył w moje słowa i pozostawi mnie i moją mamę w spokoju. To co następnie usłyszałam zmroziło mi krew w żyłach.

- Nie wierzę ci.

Drgnęłam chcąc podnieść się z podłogi i pobiec do mamy. Nie dbałam już o to, czy mi też stanie się krzywda. Wiedziałam czego mogę się spodziewać po tym zdaniu. Niestety zanim byłam w stanie cokolwiek zrobić, silne ręce objęły mnie całą, a na szyi poczułam nieprzyjemne ukłucie igły. Nie dbałam o to, ponieważ właśnie usłyszałam drugi strzał dzisiejszego dnia i zmuszona byłam patrzeć, jak ciało mojej matki bezwładnie się przewraca.

Chciałam krzyknąć, chciałam się wyrwać z uścisku, jednak moje ruchy osłabły, a myśli przysłoniła mgła. W bardzo szybkim tempie powieki zrobiły się zbyt ciężkie, aby utrzymać je otwarte. Z ulgą przyjęłam zapadającą ciemność i odpłynęłam w nieświadomość, gdzie nie widziałam martwych rodziców.


ZnalezionaWhere stories live. Discover now