Rozdział 9

421 18 0
                                    

Connor

Nie przypuszczałem, iż można być równocześnie zadowolonym i wkurwionym. Moje podejrzenia co do Madison okazały się mimo wszystko prawdą, przez co byłem wdzięczny swojej ostrożności i podejrzliwości, Z drugiej strony jednak musiałem podjąć nieprzyjemne kroki względem małej diablicy, która zabiła jednego z moich ludzi, a raniła drugiego.

Brunetka czekała już w pokoju przesłuchań, jednak tym razem sam miałem się nią zająć. Odwlekałem to nieco i po raz kolejny przeglądałem nagranie z jej ucieczki. Zdecydowanie wiedziała jak celnie strzelać z broni, ale z jakiegoś powodu Matt wciąż oddychał. Nie była więc ani bezwzględnym zabójcą na zleceniu Klanu Justina, ani niewinną przypadkową dziewczyną.

Wiedziałem, że zabrała wcześniej moją broń z pokoju, dlatego postanowiłem stworzyć jej doskonałe warunki do ucieczki i zobaczyć jak się zachowa. Tylko w ten sposób mogłem ocenić kim ona jest.

Przetarłem zmęczoną twarz i udałem się do dziewczyny, gryząc się z myślami odnośnie tego co dalej z nią począć. Po wejściu, zatrzasnąłem za sobą mocno drzwi i nie odrywając wzroku od siedzącej na krześle brunetki zająłem miejsce na przeciwko niej, a jedyne co nas oddzielało to niewielki, czarny stół pomiędzy nami. Obserwowałem uważnie jej twarz, z której zniknął zazwyczaj nieśmiały i zdezorientowany wyraz. Żywe, inteligentne oczy, powaga i pewność siebie całkowicie przeczyły jej wcześniejszemu wcieleniu niewiniątka.

- Byłem ciekaw w jaki sposób użyjesz mojego pistoletu. Od razu po kąpaniu zauważyłem jego brak i kazałem zwiększyć liczbę straży. - Zacząłem spokojnie, chcąc rozegrać rozmowę tak, aby bez użycia przemocy uzyskać możliwie jak najwięcej informacji.

- Nieźle to zaplanowałeś, nie spodziewałam się, że zastawisz na mnie pułapkę. - Odpowiedziała Madison z lekką nutą goryczy w głosie.

- Nie bez powodu zostałem przywódcą Klanu, a teraz opowiadaj. Chcę wiedzieć o tobie wszystko, a od tego jak przekonująco wypadniesz będzie zależeć twoje dalsze życie.

- Już nie mam po co udawać. Czy mogłabym prosić o łyk wody?

- Nie.

Dziewczyna odchrząknęła i po chwili zaczęła mówić nieco zachrypniętym głosem. Jednak nie miałem dla niej litości, powinna się cieszyć, że nikt jeszcze jej nie tknął i nie sprzedał odpowiedniej dawki bólu.

- Osoby, które zginęły w moim domu, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy były przeszkolonymi ludźmi wynajętymi przez mojego brata. Nie znaczy to, że mi na nich nie zależało, bo żyłam z nimi jak w normalnej rodzinie od prawie piętnastu lat.

Na twarzy zachowałem poważną minę, ale właśnie uświadomiłem sobie, że tak właściwie tymi słowami wyjaśniła dlaczego tak szybko przestała być wystraszona, nerwowa, czy smutna. Ich strata nie była dla niej aż takim dużym ciosem.

- Z bratem właściwie nie miałam kontaktu, raz na kilka miesięcy się spotykaliśmy na krótko, a wtedy ja opowiadałam mu o swoim życiu, którego nie chciałam porzucić na rzecz Klanu. To wszystko co udało mi się wypracować straciłam przez ciebie. Także gratulacje, akurat w tej kwestii nie oszukiwałam, bo naprawdę zrujnowałeś mi życie.

Powstrzymywałem się od utarcia jej nosa. Nawet w takiej sytuacji musiała mi dogryźć i powiedzieć swoje. Po raz kolejny także, patrząc na pusty wzrok Madison, poczułem przez nią wyrzuty sumienia. Zazwyczaj mi się to nie zdarzało, dlatego sam się dziwiłem jak to możliwe, że kilkoma zdaniami wywoływała we mnie tak nieprzyjemne uczucie.

- Dlaczego nie przyznałaś się od razu? Nie czujesz się winna, ze przez ciebie zginęli twoi przybrani rodzice? - Odezwałem się neutralnym tonem, jakbym to nie ja zlecił ich zabicie.

ZnalezionaWhere stories live. Discover now