Rozdział 26

293 11 0
                                    

Hej! :) wracam do was po krótkiej przerwie. Wybaczcie moją nieobecność, ale miałam kilka ważnych spraw na głowie i dlatego dopiero teraz mogłam dopracować dalsze wydarzenia. Kolejne rozdziały będę znów dodawać regularnie :D



Madison

Strażnicy przy wjeździe otworzyli mi bramę i przepuścili abym mogła wejść na teren ich Klanu. Następnie podążyłam za nimi, aby w ich escorcie podejść do drzwi domu Connora. Brunet osobiście otworzył przede mną drzwi i zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. Spuściłam wzrok, nie chcąc widzieć jego reakcji.

- Chodź. - Powiedział, odchodząc w głąb domu.

Skinęłam głową i postawiłam krok naprzód mówiąc do siebie, cicho pod nosem.

- Dobra, miejmy to już z głowy. - Westchnęłam, nieco zestresowana.

- Co chcesz mieć już z głowy? - Zapytał Connor.

Przeklęłam w myślach jego dobry słuch. To już nie pierwszy raz, że dosłyszał moje komentarze. Postanowiłam grać pewną siebie, aby nie pokazać mu jak bardzo boję się dalszych wydarzeń. 

- Daj spokój. Myślisz, że nie pamiętam naszej rozmowy na temat tego co robisz ze zdrajcami? Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż nie czeka mnie tu nic miłego.

Moje słowa chyba go zdenerwowały, bo widziałam jak napiął barki i zacisnął dłonie w pięści. Odwrócił się do mnie.

- Madi, nie mam zamiaru cię zabijać. Uciekłaś, kłamałaś, a nawet oszukałaś mnie co do tego co do mnie czujesz, ale nie jest to nic, czego byś nie zrobiła wcześniej.

Widziałam po nim, że to co zrobiłam bardzo go zraniło. W pierwszym odruchu chciałam mu powiedzieć, że nie udawałam swoich uczuć, lecz powstrzymałam się, bo to by tylko skomplikowało sprawy między nami. Poza tym wszelkie emocje które zaczęły kiełkować zostały wypalone w momencie, gdy widziałam jak zabijał innych ludzi z mojego Klanu. Nie było więc sensu o nich mówić bo byłam przekonana, że już nigdy nie wrócą.

Łzy stanęły mi w oczach, zacisnęłam usta i przełknęłam gulę w gardle. Całe moje życie przestało być proste, w momencie gdy musiałam wybierać pomiędzy nim, a moimi braćmi. Twarz Connora złagodniała. Zbliżył się do mnie i wyciągnął dłoń, aby dotknąć mojego policzka, ale nie pozwoliłam mu na to, robiąc krok wstecz. Widząc to westchnął.

- Idź się prześpij. Wyglądasz tragicznie, pewnie ani na chwilę nie zmrużyłaś w nocy oka. Później porozmawiamy co dalej zrobimy.

- Równie dobrze możemy to mieć już za sobą. Nie dam rady zasnąć, nie po tym co widziałam.

W oczach Connora widać smutek, ale szybko się opanowuje i ukrywa emocje, przez co na jego twarz wraca beznamiętny wyraz.

- Powiem mojemu lekarzowi żeby ci dał cos na sen. Powinnaś być bardziej przytomna podczas naszej przyszłej rozmowy. Tylko nie próbuj uciekać. Wciąż przetrzymujemy Jasona, a każdy twój ruch może być dla niego kluczowy.

Niemal się zaśmiałam z rozpaczy.

- Naprawdę sądzisz że nadal mam ochotę ? Choćbym miała siedzieć w lochu, wolę to niż patrzeć jak kolejni ludzie giną. Pójdę spać, chętnie wezmę te leki.


*

Obudziłam się dopiero późnym wieczorem. Connor postanowił zabrać mnie na kolację do miasta, co już totalnie mnie zdziwiło. Spodziewałam się krzyku, bicia lub innych nieprzyjemnych skutków mojej ucieczki, a mężczyzna zamiast tego zaproponował mi jedzenie i cywilizowaną rozmowę w lokalu.

ZnalezionaWhere stories live. Discover now