Rozdział 30

116 7 0
                                    

Madison

Kiedy dotarliśmy do domu Connora tradycyjna ekipa siedziała już i dobrze się bawiła w salonie. Po przyjeździe z klubu najpierw rozegraliśmy kilka partyjek w karty, a później gdy większość już miała sporo procentów we krwi, przeszliśmy do wspólnych rozmów, przerywanych śmiechem.

Jeszcze bardziej odczułam to, jak mocno mi ich brakowało. Śmiało dołączałam do plotek i wybuchów śmiechu, aż w końcu nawet mięśnie twarzy zaczęły mnie boleć. Z zaskoczeniem stwierdziłam, iż mam wrażenie, jakbym to w tym Klanie się urodziła. Być może to dlatego, że z Klanami moich braci nigdy nie chciałam mieć nic wspólnego i zawsze się od nich odsuwałam, a tutaj podejmowałam własne decyzje. 

W pewnym momencie, niechcący zahaczyłam łokciem o oparcie kanapy, przez co część trzymanego przeze drinka wylała się na mnie wokół mnie.

- Cholera. - Wstałam i zaczęłam wycierać ręcznikiem papierowym to co rozlałam na podłogę. - To chyba znak, że już nie powinnam więcej pić.

Taki też miałam plan. Mimo iż nie było ze mną źle, to znałam swoje możliwości i gdybym teraz nie przestała, to za chwilę mogłoby już być za późno. Po wyrzuceniu mokrych resztek ręcznika podeszłam do Connora i pochyliłam się w jego stronę.

- Czy mogę pójść na górę się przebrać? - Zapytałam, nie będąc pewna, czy moje rzeczy pozostały jeszcze w tym domu po moim odejściu.

- Jasne, chodź. - Wstał i milcząco wyciągnął w moją stronę rękę.

Zdziwiło mnie, że chce mnie zaprowadzić, bo przecież mieszkałam w tym domu i potrafiłam się w nim odnaleźć. Jednak ujęłam jego dłoń z lekkim uśmiechem i pozwoliłam się pociągnąć w odpowiednim kierunku. Pijane już towarzystwo ledwo zauważyło, że wychodziliśmy i na szczęście nikt nie rzucił żadnym podtekstem.

Dotarliśmy pod drzwi mojego byłego pokoju, a po przekroczeniu progu odwróciłam się zdziwiona do Connora.

- Jest dokładnie taki, jak go zostawiłam. - Powiedziałam zszokowana.

- Chciałem, żebyś miała własne, znajome miejsce kiedy wrócisz.

Przygryzłam dolną wargę, nie będąc pewna czy chciałam powstrzymać uśmiech, czy jej drganie we wzruszeniu. Faktycznie dobrze się poczułam w znajomym mi pokoju. Przywodziło mi to na myśl powrót do domu po długich wakacjach, gdzie człowiek ma ochotę położyć się w dobrze znanej pościeli, wśród swoich rzeczy i rozkoszować się poczuciem komfortu i swobody.

Bez słowa ruszyłam do garderoby i zrzuciłam przemoczone spodnie na ziemię wraz z imprezowym topem, a następnie zamieniłam je na beżową, dresową sukienkę. Lubiłam ją, bo dobrze w niej wyglądałam, a do tego dawała wygodę - jak duża, sportowa bluza.

Odwróciłam się do wyjścia i niemal wpadłam na Connora.

- Podglądałeś mnie? - Zapytałam z wyrzutem, jednak niepewna czy taka wizja by mi się podobała czy nie.

- Gdybym widział jak się rozbierasz, już bym nie pozwolił ci się ubrać. Przed chwilą podszedłem, chcąc sprawdzić jak ci idzie. - Odpowiedział nieco zachrypniętym głosem, lustrując mnie od góry do dołu oczami ciemnymi z pożądania, tak jakby wyobrażał sobie co go przed chwilą ominęło.

Zarumieniłam się pod jego uważnym spojrzeniem  i czym prędzej chciałam wydostać się z ciasnej garderoby. Nie udało mi się to, ponieważ brunet był szybszy i zablokował mi przejście swoim ramieniem.

- Czy podjęłaś już jakąś decyzję? - Doskonale wiedziałam o co pytał.

Na dzień dzisiejszy wydawało mi się, że chcę wrócić do Klanu, w tym i do niego, jednak lubiłam sprawdzać czy moje decyzje są trwałe, tak więc zostawiałam sobie czas, aby wszystko w głowie mi się uleżało.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 29 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

ZnalezionaWhere stories live. Discover now