Rozdział 28

348 16 2
                                    

Madison

Obudziłam się wcześnie rano i nie potrafiłam już usnąć, nieważne jak bardzo się starałam. Connor leżał blisko obok mnie, przez co wyraźnie słyszałam jego głęboki i spokojny oddech. Postanowiłam rozluźnić się w wannie i równocześnie na spokojnie rozważyć moją relację z brunetem oraz to, jak dalej się zachowywać.

Odkręciłam kran przy wannie i nalałam do niej waniliowego płynu do kąpieli. W trakcie gdy ta się napełniała, ja zdążyłam się rozebrać i spiąć włosy w luźnego koka, wysoko na głowie.

Po zanurzeniu się w wodzie odetchnęłam swobodnie. Tak naprawdę doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, iż muszę poważnie porozmawiać z mężczyzną. Nasza relacja była niesamowicie toksyczna, ale gdzieś w środku niej pojawiło się u naszej dwójki nie tylko pożądanie, ale też niewielkie uczucie. Mogło one się rozwinąć, bądź zostać całkowicie zabite przez dalsze wydarzenia w naszym życiu, jednak zdecydowanie musiało obrać konkretny kierunek. 

Byłam wykończona ciągłym roztargnieniem pomiędzy nienawiścią, a potrzebą jego bliskości.

Moje rozmyślania przerwało ciche chrząknięcie, dobiegające od strony drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Connora, opierającego się o framugę drzwi. Założył ręce na piersi i wnioskując po psotnych iskierkach w jego oczach i uśmiechu czającym się w kąciku ust, musiał mnie już dłużej obserwować.

- Zejdź proszę za chwilę na dół, na śniadanie. Później chciałbym z tobą pójść na spacer, bo chyba mamy co nieco do omówienia. - Powiedział, podchodząc bliżej, równocześnie nie odrywając wzroku od moich piersi, z których bańki piany zdążyły już nieco opaść.

Prośba wychodząca z jego ust była miłą odmianą od rozkazów, przez co skinęłam głową zgadzając się na taki plan. Widząc, jak zwilżył językiem dolną wargę, domyśliłam się, że nie zamierza opuścić łazienki, dlatego nabrałam nieco piany na dłoń i rzuciłam w jego stronę. Gdy ta wylądowała na jego twarzy, zaniosłam się złośliwym śmiechem.

Od razu wycofał się dalej w głąb pomieszczenia, po czym otrząsając się z piany, udał się do wyjścia. Prawie już przekroczył próg, jednak moje słowa go zatrzymały.

- Connor?

- Tak?

- Czy możemy udawać, że ta noc nie miała miejsca? - Zaryzykowałam i zapytałam.

Chciałam sprawdzić, czy żałuje tego co się między stało. Przed rozmową z nim wolałam upewnić się jakie ma do mnie podejście i czy uważa mnie za okazjonalną przygodę.

- Nie. - Uciął stanowczo i wyszedł.

Po śniadaniu Connor zabrałam mnie na spacer do pobliskiego lasu. Znałam już część ścieżki, ponieważ chodziłam tam z psami, aczkolwiek tym razem nam nie towarzyszyły. Nadal chłodne powietrze tworzyło niewielkie białe obłoki z naszych oddechów, a twarda ziemia pod naszymi stopami przyjemnie chrzęściła.

Milczeliśmy długo, nawet gdy skręciliśmy na nieznane mi tereny nie odezwałam się jako pierwsza. W końcu drzewa przerzedziły się, a moim oczom ukazała się niewielka polana wraz z drewnianą chatą pośrodku.

Connor wziął mnie za rękę i zaprowadził do środka, do jednej wielkiej izby. Znajdowała się tam jedynie brązowa kanapa ze stoliczkiem, a naprzeciwko niej niewielki aneks kuchenny. Na jednej z bocznych ścian ktoś dorobił zgrabny kominek, który zapewne zimą wystarczał, aby nagrzać pomieszczenie.

Oprócz drzwi wejściowych dostrzegłam jeszcze jedne, uchylone, zza których widać było łazienkę. Całość przypominała odrobinę zapomniany dom góralski, aczkolwiek po śladach zużycia widać, że kiedyś ktoś często z niego korzystał.

ZnalezionaWhere stories live. Discover now